Momentalnie zesztywniałam. Przełknęłam ślinę następnie wzięłam
dyskretnie głębszy oddech i obróciłam się ze sztucznym uśmiechem do chłopaka.
- Mark – przywitałam go spokojnym głosem – Jakiż to zbieg
okoliczności widzieć cię na takiej imprezie.
- Co. Tu. Robisz? – syknął wściekły dalej ściskając
niemiłosiernie moje ramię. Sięgnęłam po wykałaczkę z owocami pokrojonymi w
kostkę i zjadłam mały kwadracik brzoskwini.
- Świetnie się bawię w porównaniu od ciebie – mój głos nie
zdradzał jak bardzo się denerwowałam, że zostałam nakryta. Mięśnie na jego
twarzy drgnęły, a jego klatka piersiowa opadała i wznosiła się ciężko.
- Wiem bardzo dobrze, że nie przyszłaś tutaj się zabawić.
Miałem z nim interesy, a ty go kurwa spłoszyłaś – warknął do mojego ucha
- Nie bądź taki sztywny Mark – próbowałam zażartować lekko
szturchając go w bok, lecz ten ani drgnął i dalej był poirytowany –Jestem tutaj
z kimś – podkreśliłam ostatnie słowo
i rozejrzałam się po sali, lecz nigdzie nie napotkałam czarnej czupryny Alca.
Zaczęłam się zastanawiać, czy zobaczył, że Mark mnie zdemaskował i czy ulotnił
się, żeby Mark go nie zauważył.
- Oh ciekawe z kim?- złość nie opuszczała go nawet na
moment. Zdałam sobie sprawę, że znalazłam się w niezłych tarapatach.
- Nie znasz – arogancko się uśmiechnęłam
- Posłuchaj – szarpnął mną – nie wiem co knujesz, ale
pamiętaj będę cię obserwował. – warknął
- O co ci chodzi? Jesteśmy po tej samej stronie – mój głos
był twardy
- Nie sądzę – drugą ręką chwycił mój nadgarstek, a
wykałaczka z owocami opadła na ziemię – zapłacisz mi za to, że spierdoliłaś ten
interes.
Przełknęłam ślinę nie widząc cienia rozbawienia w jego
oczach. Miał zaciętą minę, a przez włosy na czole błyszczały kropelki potu.
- Jakiś problem? – odezwał się ochrypły głos, na którego
dźwięk zamarłam. Głos wydobywał się zza moich pleców, ale już po chwili
ujrzałam obok siebie kasztanowe kręcone włosy. Srebrna maska idealnie
spoczywała na twarzy podkreślając zarys jego męskich rys szczęki. Miał czarny
garnitur, który podkreślał szerokie barki, białą koszulę i krawat który
kolorystycznie pasował do jego maski. Szmaragdowe oczy spoczywały na mnie
błyszcząc powagą i zawziętością. Harry.
- Nawet jeśli, to nie twój interes chłoptasiu – syknął blondyn,
który mnie trzymał obdarowując Stylesa krótkim, groźnym spojrzeniem.
- Tak właściwie to moja, bo chciałem zaprosić tą panią do
tańca – nie odrywał ode mnie wzroku, a ja czułam jak moje serce szaleńczo
uderza o żebra, jakby chciało się wyrwać z mojej piersi. Wyciągnął w moja
stronę smukłą dłoń. Spojrzałam na Marka, następnie na jego dłonie na mnie i na
Harrego. Sięgnął po moją dłoń przyciągając mnie do siebie tym samym wyrywając
mnie z uścisku blondyna.
- Miło było poznać – kiwnął głową i poprowadził mnie w
stronę parkietu kładąc dłoń w dole moich pleców, przez co przeszył mnie
przyjemny dreszcz. Ulokowaliśmy się na tyłach tańczącego tłumu i zaczęliśmy poruszać się w takt muzyki. Położyłam jedną dłoń na jego barku, a druga spoczywała w uścisku jego ciepłej ręki. Pachniał
pomarańczą i delikatną wonią swojej wody kolońskiej.
- Musisz się ciągle pakować w kłopoty? – powiedział do
mojego ucha, a jego głos nie wyrażał żadnych emocji
- To była tylko mała wymiana zdań – odparłam pewnie, ale
wcale się tak nie czułam. Dziękowałam w duchu mojemu przyjacielowi Willowi, że
postanowił nauczyć mnie tańczyć.
- A zaraz by doszło do rękoczynów – westchnął – Co tutaj
robisz?
- Jeśli pytasz o to czy przyszłam dla ciebie to nie. Nie
wiedziałam, że tu będziesz – wykonałam zgrabny obrót z powrotem lądując w jego
objęciach. Dłoń Harrego spoczywała na dole moich pleców rozsyłając gorące
iskierki po moim ciele.
“I was a
quick wet boy,
diving too
deep for coins
All of your
street light eyes
wide on my
plastic toys
Then when
the cops closed the fair,
I cut my
long baby hair
Stole me a
dog-eared map
and called
for you everywhere”
Słowa piosenki rozbrzmiewały
wokół nas, kiedy kołysaliśmy się do muzyki.
- Nie pytam o to czy przyszłaś tu dla mnie, tylko o to co tu
robisz – spojrzał na mnie z góry
- Chciałam poczuć jak to jest żyć w twojej hierarchii – nie
mogłam powstrzymać się od złośliwych komentarzy
- No tak, teraz możesz wydawać kasę z porwania – lodowaty głos
w ogóle nie pasował do jego ciepłej dłoni na moich plecach
- To nie ja go porwałam – szepnęłam nie ufając własnemu
głosowi
- Nie wiem czy mogę ci zaufać, ale moja podświadomość mówi
mi, że gdzieś za tą skorupą odwagi i braku lęku jest wrażliwa i krucha
dziewczyna – patrzył na mnie tak jak by mógł czytać ze mnie jak z otwartej
księgi – Co cię spotkało, że musiałaś wytworzyć wokół siebie taki mur obronny? –zadał
to pytanie nie licząc na odpowiedź. Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale
słowa zamarły mi w gardle. Patrzyłam na niego zeszklonymi oczyma. Poczułam jak
dookoła nas wytwarza się bańka, która izoluję nas od reszty świata i tworzt nasz własny,
świat, w którym jesteśmy tylko my.
świat, w którym jesteśmy tylko my.
“Have I
found you
Flightless
bird,
grounded,
bleeding or lost you,
american
mouth
Big pill
stuck going down”
- Uwierz mi
ten jeden raz. Robię to co słuszne – szepnęłam zniżając wzrok z jego
oczu na malinowe usta. Miałam ochotę wbić się w nie i złączyć ze swoimi , a rękę
wpleść w te jedwabne i miękkie włosy. Czułam się przy nim taka naga i bezbronna
jak nigdy dotąd. Czułam, że mogę powierzyć mu wszystkie swoje tajemnice, które
będą w bezpiecznych rękach.
Nagle czar wraz z bańką prysł, kiedy piosenka się
zakończyła. Staliśmy więc i wpatrywaliśmy się w siebie. Pogładził delikatnie
dłonią mój policzek, jakbym była ze szkła i mogła rozpaść się na kawałeczki w
każdym momencie. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów i czułam buchające
ciepło od niego. Usłyszałam wymowne chrząknięcie za sobą i wyrwałam się z
transu odrywając od Harrego. Obok siebie ujrzałam Alca, który miał na twarzy
wypisaną irytację.
- Ja cię szukam, a ty zabawiasz się z jakimiś… - przerwał
lustrując wzrokiem Stylesa – księciem zza siedmiu gór.
-Przynajmniej zadaje się z godnymi ludźmi, a nie z cieciami
klozetowymi – odparował zielonooki. Czułam między nimi napięcie, a z ich oczu
uderzały pioruny w siebie nawzajem, a ja byłam po środku tej burzy.
- Hayley – odezwał się Alec ujmując delikatnie moje ramię
- Chcesz z nim iść? – parsknął Harry – Jeśli chcesz mogę cię
odwieźć.
- Tak się składa, że to ze mną
tutaj przyszła i ze mną pójdzie –
wtrącił się czarnowłosy – Musimy iść – zwrócił się do mnie łagodniejszym tonem.
- Nie musisz z nim iść – Harry spojrzał na mnie zielonymi
oczami.
- Schowajcie swoją samczą dumę – warknęłam na nich – To nie polowanie
na jelenia! – wyrwałam się oswobadzając z dotyku jednego jak i drugiego.
Obróciłam się w stronę Harrego.
- Zapamiętaj co ci mówiłam i dziękuję za taniec –
powiedziałam patrząc mu w oczy niemo żegnając się i obróciłam się w stronę Alca
sięgając po jego dłoń i ciągnąc go przez zatłoczoną salę. Kiedy tłum był tak
duży i to czarno włosy wyprowadzał mnie z sali obejrzałam się do tyłu wzrokiem omiatając parkiet dostrzegając Harrego, który
stał tak jak go zostawiłam.
Świetne masz to opowiadanie. Tak na serio to nie mam pojecia czemu nie masz po 100 komentarzy. Moze dlatego ze nie promujesz .. Nie wiem. Według mnie , jest to najlepsze opowiadanie jakie czytalam ! :D Najlepsze. Naprawde ! Czekam na next z niecierpliwoscią <3
OdpowiedzUsuńK
OdpowiedzUsuńO
C
H
A
M!!
No nie moge ! Zamuast uczyc sie na spr. siedze i czytam:D . Ale no co zrobic jak to jest takie boskie?!
Super super super !! Świetny rozdział!:D poprostu masz talent!!<3
OdpowiedzUsuńKocham Kocham Kocham. Też się dziwie czemu masz tak malo komentarzy. Ale może nie każdemu się chce cos pisać XD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !jestem pod wrażeniem <3<3
OdpowiedzUsuń