***
-Słuchaj nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje i zaczyna
mnie to niepokoić – westchnął Mark do telefonu
- Wszystko jest w porządku, tylko na razie muszę załatwić
parę spraw – odparłam przechodząc przez jezdnię.
- I nie mają one nic wspólnego z tym Stylesem z zespołu? –
zadrwił.
- Proszę cię Mark, ja nie upadam do tego poziomu –
prychnęłam przytrzymując telefon ramieniem, żeby otworzyć sobie drzwi sklepu z
butami. W słuchawce zabrzmiał chropowaty śmiech blondyna. Wywróciłam oczami
znowu biorąc urządzenie do ręki.
- Mam nadzieję złotowłosa Hayley – gwałtownie się
zatrzymałam słysząc jego odpowiedź, przez co torbą zwaliłam buta z pudełka.
-Złotowłosa?-powtórzyłam – to bardzo osobisty komentarz –
stwierdziłam schylając się po buta który spadł i wzięłam go przy okazji
oglądając.
- Mam dzisiaj dobry humor – usłyszałam wesołą nutkę w jego
głosie. Podniosłam się i odstawiłam buta na swoje miejsce.
- Mówisz to tak, jak byłby to dzień, w którym wygrałeś
złotego cyca – bąknęłam przechodząc między wysokimi regałami – za nakręcenie
najlepszego pornosa.
Chłopak wybuchł śmiechem tak głośnym, że musiałam odsunąć
telefon od ucha.
- Dobra, muszę kończyć zanim zaczniesz mnie irytować, a
blisko mi jest do tego stanu – powiedziałam kończąc połączenie i chowając
telefon do torebki dalej oglądałam obuwie. Stanęłam jak wryta po drugiej stronie
sklepu widząc burze kędziorowych kasztanowych włosów, artystycznie poszarpaną
koszulę w kratkę i chude jak patyki nogi.
Gdziekolwiek bym była wszędzie go poznam. Harry. Nie mogłam stanąć z nim
twarzą w twarz. Bałam się jego reakcji, mojej reakcji i reakcji tej chudej dziewczyny
z niebieskimi włosami, która stała obok niego. Rozejrzałam się gorączkowo, ale
po moich obu stronach były tylko regały z butami. Obróciłam się do towarzystwa
tyłem i zaczęłam szybkim krokiem iść skąd przyszłam. Kiedy doszłam do końca regału skręciłam w lewo
i stanęłam za półką tak, że nie będą mnie widzieć. Odetchnęłam głęboko i
wychyliłam głowę sprawdzić czy on dalej tam stoi. Ujrzałam dwie japońskie
turystki, panią w średnim wieku, parę nastolatków, ale nigdzie Harrego i tej
dziewczyny. Nagle poczułam jak ktoś łapie moje ramie zimną dłonią, więc
podskoczyłam wydając z siebie okrzyk zaskoczenia. Obróciłam głowę w kierunku
tej osoby chcąc ją skarcić za tak bezczelne zachowanie, ale z moich ust
wydobyło się tylko ciche westchnięcie, kiedy zobaczyłam przed sobą Johna.
- Hayley – przywitał mnie ciemny blondyn.
- O mój Boże – położyłam dłoń na piersi – John przestraszyłeś
mnie – spiorunowałam go wzrokiem.
- Przed kim się chowasz? – zaciekawił się puszczając moje
ramię. Był ubrany w jeansy i błękitną koszulę, a jego przydługawe blond pasma
opadały mu na czoło zasłaniając brwi.
- Przed nikim, po prostu bym się potknęła i musiałam się
oprzeć – skarciłam się w duchu za tak beznadziejną wymówkę – sam tu jesteś?
- Nie. Harrego odwiedziła siostra, więc wybraliśmy się na
zakupy. Ja też go dawno nie widziałem, więc.. – urwał widząc moją minę –
wszystko w porządku?
- Tak – pokiwałam głową – nie wiedziałam tylko, że Harry ma siostrę.
- Gemma. Niezła z niej laska – puścił do mnie oczko – Jest starsza
od niego. Przyjechała zobaczyć jak Harry się czuje. Opiekowała się nim jak
porwano Louisa – pokręcił głową z niedowierzaniem – w każdym razie dobrze, że
już wrócił.
Czułam jak krew momentalnie odpływa z mojej twarzy kiedy
wspomniał o porwaniu Louisa. Zaschło mi w ustach, a dłonie zaczęły się pocić.
Czy gdyby Harry mnie teraz spotkał chciałby zadzwonić na policję? Spojrzałam
otępiałym wzrokiem na Johna, który dalej cos nawijał.
- … może chciałabyś ją poznać? Albo przyłączyć się do nas? –
uniósł pytająco brew
Mimo, że nie znałam
siostry zielonookiego to i tak już sobie wyobrażałam jej reakcję na to, że jej
brat zadaje się z porywaczką jego najlepszego kumpla. Że przeze mnie Gemma musiała się opiekować
swoim młodszym bratem w rozsypce, ponieważ martwił się o jego los. Szybko
pokręciłam zaprzeczalnie głową.
- Nie dzięki, nie wiem czy to odpowiedni moment. –
rozejrzała się po sklepie sprawdzając czy Styles nie szuka zguby – Wiesz tak w
sumie to się śpieszę – zerknęłam na zegarek – miło było cię znów spotkać John.
Nie musisz wspominać Harremu o tym, że się spotkaliśmy. Pa – rzuciłam do
zdezorientowanego chłopaka i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia rozglądając
się po pomieszczeniu. Moje szpilki odbijały mordercze tempo po posadzce sklepu,
kiedy starałam się jak najszybciej dostać do wyjścia. Trzy regały ode mnie wyłoniły się niebieskie
włosy siostry Harrego. Mówiła coś wesołym tonem do osoby za sobą. Kiedy bujna
czupryna loków zaczęła się wyłaniać szybko uskoczyłam do korytarzu butów obok
mnie i szybko ruszyłam przed siebie do drugiego wyjścia. Akurat z wszystkich
możliwych sklepów w całym pieprzonym Londynie, musieliśmy wybrać ten sam sklep.
Ulga rozlała się po moim ciele kiedy ujrzałam szklane drzwi. Naparłam na nie
ramieniem wychodząc na ulicę.
***
Od paru dni z Markiem ciągle się kłócimy. Wkurza go to, że
ciągle mnie nie ma i nie ma kogo wysyłać na zlecenia. Po przedwczorajszej
najostrzejszej wymianie zdań postanowiłam jak na razie zamieszkać w moim starym
mieszkaniu. Bałam się, że Mark zaczął podejrzewać mnie o zdradzenie jego i jego
planów. Na szczęście jeszcze przed buntowniczym wyjściem z jego domu potajemnie
dowiedziałam się, iż wybierał się on na jeden z największych balów
charytatywnych w Londynie. Opowiedziałam o tym Tomowi, który wyglądał na zadowolonego.
Podobno miał się spotkać z facetem, który zajmuję się handlem żywym towarem.
Możliwe, że Mark zaczął się tym interesować, chociaż nic mi o tym nie mówił.
- Ale dlaczego miałby się spotkać z nim w takim miejscu?
Pełnym nadzianych ludzi, policji i prasy? – zapytał Jordan opierając się
ramieniem o gzyms kominka.
- Ponieważ wszyscy się spodziewają tego typu spotkań w
opuszczonych magazynach. Wszyscy będą myśleć, że są oni młodymi biznesmenami,
którzy kochają przekazywać pieniądze na cele charytatywne. – odparł Tom wygodnie siedząc na kanapie. – Wy
dwoje – wskazał na mnie i Aleca, który stał przy oknie z założonymi rękoma –
pójdziecie tam.
Zaśmiałam się – chyba żartujesz. Nie pójdę na to gówno. –
powiedziałam stanowczo.
- To nie jest taki zły pomysł – po raz pierwszy podczas tego
spotkania odezwał się Alec. Obróciłam się w jego stronę zabijając go wzrokiem.
- Dacie sobie radę Hayley. Jesteś bystra. Jak wpadniecie w
jakieś kłopoty na pewno wyciągniesz was z tego – uśmiechnął się triumfalnie
Tom.
- Nie mam żadnej kiecki na taki bal – bąknęłam
- To da się załatwić.
I tak oto teraz siedzę w samochodzie z Aleciem ubranym w
elegancki czarny garnitur. Do tego dobrał białą koszulę, czarny
wąski krawat i pasujące do tego buty. Ja zaś miałam na sobie długą błękitną
sukienkę prawie do kostek. Góra sukienki była w kształcie serca bez ramiączek,
a parę centymetrów pod piersiami miała wcięcie. Do tego ubrałam białe sandałki
na obcasie, narzuciłam na gołe ramiona biały płaszczyk, a w ręce trzymałam
czerwoną kopertówkę na złotym łańcuszku. Włosy miałam upięte w kok, z którego
uciekało parę pofalowanych kosmyków, a w uszach świeciły mi diamenciki. Musiałam
przyznać, ze wyglądałam jak dziewczyna z wyższych sfer. Nigdy nie czułam się
tak niesamowicie jak teraz. Kiedy Alec podjechał pod wejście wysiedliśmy z
samochodu, a młody mężczyzna który najpierw się przywitał wsiadł na miejsce kierowcy odjeżdżając
pojazdem, aby go zaparkować. Rozejrzałam się widząc czerwony dywan i błysk
fleszy.
- Załóż maskę – odezwał się do mnie Alec. Spojrzałam w górę
na niego. Mimo, że sama byłam wysoka i jeszcze miałam buty na obcasie Alec i tak
był wyższy ode mnie. Miał już na twarz założoną czarną maskę ze złotymi muśnięciami
delikatnych wzorów. Wyglądał bardzo przystojnie w idealnie skrojonym
garniturze. Włosy miał zaczesane ręką na bok, ale jeden kosmyk opadał mu na
czoło dodając mu uroku. Pachniał swoimi perfumami, wodą po goleniu i Aleciem. Sięgnęłam
do torebki wyciągając z niej swoja maskę. Uśmiechnęłam się lekko czując jego dłoń
w dole swoich pleców, kiedy prowadził mnie przez drugie przejście, dzięki
którym goście mogli ominąć czerwony dywan pełen fleszy. Po chwili weszliśmy na
ogromną salę. Z samego tyłu znajdował się podest, na którym pewnie będzie
odbywać się licytacja. Przed nim znajdowały się okrągłe ośmioosobowe stoły, które
ciągnęły się przez większą połowę sali, a bliżej wyjścia był parkiet i miejsce
dla zespołu, który grał. Dookoła nas chodziło wiele par tak samo ubranych jak
my. Mężczyźni mieli eleganckie smokingi, a kobiety długie balowe suknie.
- Tak nawiasem mówiąc ślicznie wyglądasz – powiedział mój
towarzysz. Spojrzałam szybko na niego lekko się uśmiechając.
- Dziękuję.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu blond
czupryny Marka.
- Jak my go znajdziemy? Przecież to b a l m a s k o w y – westchnęłam – Byliśmy głupi,
że zgodziliśmy się na to. – razem ruszyliśmy do stolika na samym końcu, gdzie
znajdowały się stoły dla tych mniej ważnych osób, gdzie nie było karteczek z
nazwiskami.
- Cierpliwości koniku
polny* – zaśmiał się biorąc ode mnie płaszczyk i torebkę. Usiadłam przy
nakrytym stole obserwując tych wszystkich nadzianych ludzi, którzy jak pawie
chodzili po sali z podniesionymi głowami. Westchnęłam zirytowana będąc skazana
na towarzystwo tych snobów przez cały wieczór. Alec wrócił trzymał w
dłoni dwa kieliszki szampana.
- Madam – naśladował francuski akcent podając mi jeden,
który z wdzięcznością przyjęłam
- Merci – uśmiechnęłam się upijając łyk napoju.
- Zawsze chciałem być takim nadzianym, ważniejszym od
wszystkich facetem. Wiesz szef wszystkich szefów – zaśmiał się i ułożył dłoń na kieliszku tak, że najmniejszy
palec nie dotykał szkła – a ty? Kim zawsze chciałaś być?
- Na pewno nie chciałam być księżniczką w różowym pałacu z kucykami
i różowym kiblem – upiłam odświeżający łyk szampana – Ja wolałam biegać z
chłopakami taplać się w błocie i z nimi bić. A w przyszłości chciałam być
snajperką.
- Snajperką? – chłopak próbował nie wybuchnąć śmiechem – Nie
chciałaś być arystokratką?
- A po co komu tytuł? Możesz mieć tytuł szlachcica, czy kogo
tam , ale jednocześnie być biednym jak mysz kościelna – wzruszyłam ramionami –
tytuł to tylko słowo nic nie warte w tych czasach.
Chłopak nic się nie odezwał wbijając wzrok w jeden punkt.
Obróciłam głowę widząc Marka. Od razu poznałam jego władczą postawę z szerokimi
ramionami i żółtymi włosami, które odbijały światło. Na twarzy miał srebrną maskę, która pasowała
mu do krawatu. Obok niego stał facet. Wysoki, szczupły rudowłosy mężczyzna z
dwudniowym zarostem. Rozmawiali ze sobą. Rudy był spokojny, nie wyrażał po
sobie żadnego napięcia, ale za to Mark miał napięte ramiona i bojową postawę.
Co jakiś czas gestykulował ręką przed mężczyzną, który dalej nie wydawał się poruszony.
Wstałam ze swojego miejsca odrywając wzrok od powodu dla którego tu przyszłam
kierując go na siedzącego niebieskookiego.
- Może uda mi się podsłuchać o czym rozmawiają, a ty tu
zostań i się nie ruszaj – nakazałam twardym tonem z kieliszkiem w ręce
spacerowym krokiem idąc pomiędzy tłumem. Na szczęście niedaleko miejsca gdzie stali Mark z jego
kumplem był stolik z przekąskami.
Dyskretnie stanęłam przy nim biorąc talerzyk słuchając co mówią.
- Posłuchaj nie taka była umowa – warknął Mark
- Co mnie interesuje umowa. Ja robię co chcę i jeśli mam
ochotę zerwać z tobą tę „umowę” to ją zrywam – oparł spokojnym głosem z
rosyjskim akcentem
- Kurwa nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. Zdobyłem
wszystko co chciałeś… - nie usłyszałam no mówił dalej, bo przerwał mi męski
głos:
- Mógłbym zaprosić tak uroczą damę do tańca?
Podniosłam zirytowany wzrok na młodego chłopaka przede
mną. Miał krótkie brązowe włosy, śliczny
biały i szczery uśmiech, który wyróżniał się na tle karmelowej skóry. Jak inni też miał maskę, ale mogłam zobaczyć
jak jego orzechowe oczy błysnęły.
- Przepraszam, ale nie – pokręciłam głową widząc jak jego
uśmiech trochę gaśnie – Mój chłopak mnie obserwuje i jest bardzo zazdrosny –
dodałam i spuściłam wzrok na stół z jedzeniem, a chłopak poszedł. Znowu
spróbowałam wsłuchać się w rozmowę Marka, ale już jej nie usłyszałam.
Zamarłam czując mocny uścisk na moim przedramieniu. Mocne i
szorstkie palce wrzynały się w moją skórę. To nie była dłoń Aleca. Przełknęłam ślinę
słysząc syczący głos do mojego ucha:
- Co do kurwy nędzy robisz tu Butler?
* jest to cytat cytatu. Pochodzi on z książki "Gwiazd naszych wina", a tak jeszcze dokładniej to ten cytat pochodzi z Kung Fu, znanego amerykańskiego serialu z lat siedemdziesiątych.
******************
Hey wam! Dzisiaj napisałam dłuższy rozdział :D taką wenę miałam haha chciałam jeszcze więcej napisać, ale coś musi być w następnych rozdziałach. Chciałabym też oznajmić, że (znowu) przekładam dzień dodania rozdziałów na sobotę! Powód: w sobotę mogę siedzieć 4 h przed kompem i napisać porządnie ten rozdział, a w piątki wracam na 19 do domu to ciężko mi. Na razie jest ta "separacja" Harleya, ale nie martwcie się już niedługo! :D Odpowiedź dla uroczej dziewczyny, która jest ciekawska (nie przeszkadza mi to nie przejmuj się kochana lubię jak ludzie mnie o coś pytają): mam jeszcze 15 lat, a w maju już 16 :D. Rozpaczam ludzie, bo właśnie moja przyjaciółka i koleżanka z ławki jadą do Anglii na wycieczkę, a ja siedzę w moim domu na moim tłustym tyłku i napierdalam na klawiaturze przed kompem zamiast jechc własnie do kraju moich marzeń! X.X No to do następnej soboty kochani! Miłego czytania! Pozdrawiam xx
omg Anglia !! *.* zazdro im . Ale to w lato jadą czy teraz na jakąś wycieczkę???:)
OdpowiedzUsuńteraz jadą :D koleżanka mi właśnie pisała, że już jadą do rodzin, u których przez ten czas będą nocować :D
UsuńŚwietnie! Kocham Ciebie i tg bloga! :)
OdpowiedzUsuńO jezu... zazdroszcze im ://
OdpowiedzUsuńHayley ratuj się bo Mark cie zabije..
Teraz tu wpada Selena Gomez i jej tancerze ze Slow Down i rozkrecaja imprezke..
Poten Zendaya Coleman Bella Thorne Justin Bieber Danielle Peazer i densią sobie zabijaja Marka...
Serio mi odbija :///
Przyhodzi Chillsowy Zen i mówi
Zostań moją uległą
Potem Darkowy Harry i rozpierdala wszystkich co dotykają jegp Hayley...
I kogo Hayley wybierze?
No jasne że Hazze pfff.
Zen odchodzi zdziwiony tym ze ktos mu odmowil i wraca szukac Victorie po swiecie... xD
Przychodzi*
UsuńA ta Anglia to do jakiego miasta konkretnie jadą?
Usuń