niedziela, 29 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 33

Otworzyłam oczy patrząc na szary sufit, który kiedyś był biały. Przebiegłam po nim wzorkiem upewniając się, czy dalej znajduję się na nim pęknięcie po prawej stronie obok ściany, wraz z brązowym zaciekiem po deszczach. Dalej na zachód było wgniecenie, jak by poprzedni właściciel tłukł kijem od miotły chcąc uciszyć sąsiada z góry, którego w rzeczywistości  nawet nie ma. Ziewnęłam i przeciągałam się po łóżku czując odrętwienie całego ciała.  Zerknęłam na zegarek, który stał na szafce nocnej  i  wskazywał 6:45. Obróciłam się na brzuch i schowałam twarz w poduszce z jęknięciem. To już czwarty dzień po Harrym. Czułam się świetnie. W ogóle nie czułam zionącej pustki, gdzieś gdzie powinno być moje zasrane serce. Miałam ochotę tańczyć i skakać, jakby świat nie miał końca. Prychnęłam. Oczywiście,  że to nie prawda. Przez te wszystkie dni nie wychodziłam z mieszkania. Chodziłam cały dzień w starych naciągniętych dresach unikając wszystkich luster. Nie chciałam oglądać skutków nieprzespanych nocy. Tylko raz udało mi się zasnąć na dwie godziny. I to by było na tyle. Uderzyłam pięścią w poduszkę. Od początku wiedziałam, że będą z nim kłopoty. Powinnam się trzymać cały czas mojego pierwotnego planu: być bez uczuć. Leżąc twarzą do poduszki zaczynało mi brakować tlenu, więc przewróciłam się z powrotem na plecy wbijając wzrok w sufit. Może gdybym przed nim potwierdziła, że porwałam Louisa już nigdy bym nie musiała go oglądać. Po co w takim razie pomagali mi wyjść z więzienia? Po co? Ciągle te same i jedne pytania chodziły mi głowie, a odpowiedzi na nie mogłam sobie udzielić sama. Wyimaginowanie odpowiedzi. Alec nie wchodził w grę. Byłam mu bardzo wdzięczna, że mi pomagał, ale zaczęłam do niego mieć dystans, tak jak i do wszystkich pozostałych ludzi. Za dwie godziny pojawi się przed moim mieszkaniem i zadzwoni trzy razy, czekając z torbą pełną jedzenia. Ja zaś święcie wpatrzona w kolejny odcinek „Dwóch i pół” wywlekę się z kanapy i potknę się o stertę ubrać obok stolika i złapie równowagę opierając dłonie o szkło stolika. Wyprostuję się i pójdę do korytarza otwierając mu drzwi. Powita mnie promiennym uśmiechem mówiąc  „ Dzień dobry, moja królewno”. Ja nie zauważalnie wzdrygnę się na to pieszczotliwe powitanie i odpowiem mu „Reklamy jeszcze nie ma.” I zostawiając otwarte dla niego drzwi pójdę do salonu dalej oglądać mój nowy ulubiony serial.  Alec rozpakuje jedzenie, którego ciągle przybywało niż ubywało, zrobi po herbacie mi słodząc dwie łyżeczki sobie wcale i razem będziemy siedzieć oglądając. W końcu będzie próbował nawiązać ze mną rozmowę, ale ja za każdym razem będę go uciszać i pogłaśniać telewizor. Po jakichś trzech odcinkach, Alec wstanie podejdzie do mnie i pocałuje mnie w czoło mówiąc „Przyjdę do ciebie jutro”. Ubierze się i wyjdzie. Tak właśnie było codziennie. Wstałam podchodząc do okna. Usiadłam na parapecie i zaczęłam wpatrywać się w brudne budynki Londynu. Wypatrzyłam wierzchołek London Eye i wpatrywałam się  w niego. Blada niebieska poświata biła od niego, z każdą minutą jednak stawała się bledsza, ponieważ na zewnątrz robiło się jasno, aż w końcu całkiem zniknęła. Pojedyncze białe płatki śniegu opadały spokojnie i powoli z nieba. Obserwowałam je jak spadają w dół, aż zniknęły mi z pola widzenia. Moja komórka zabrzęczała, więc wzięłam ją do ręki. Skrzywiłam się widząc sms-a od operatora. Czułam wewnętrze rozczarowanie, wiedząc, że to nie Harry. Ale czego ja się spodziewałam?  Jego cudownego nawrócenia? Że napiszę, iż popełnił błąd i chciałby się spotkać? Pokręciłam głową zeskakując z parapetu znajdując ładowarkę i podłączając do niej telefon.  Po raz pierwszy od tygodnia przypomniałam sobie o Marku. Ciekawe jak się czuje? Pewnie chce mnie rozerwać na strzępy gołymi rękami. Zaśmiałam się sama do siebie. Dobrze tak temu skurwielowi.
Tak jak zwykle o dziewiątej zabrzmiał dźwięk dzwonka. Wstałam potykając się o ubrania i poszłam otworzyć drzwi Alec’owi, który przywitał mnie słowami:
- Dzień dobry, moja królewno – uśmiechnął się, a ja skrzywiłam się i zanim zdążyłam odpowiedzieć moją wyćwiczoną kwestię wpakował się do środka i zamknął drzwi.
- Musimy pogadać – jego twarz nagle stała się poważna
- Taa, nie sądzę, żebym miała dziś na to ochotę. – obróciłam się chcąc wrócić do salonu, ale złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Przestań w końcu o nim myśleć. Stałaś się wrakiem człowieka. To cię wyniszcza Hayley. – zaczął mówić, ale kiedy nie podniosłam na niego wzroku tylko wpatrywałam się drzwi za jego plecami sięgnął do mojego podbródka i uniósł go a ja popatrzyłam mu w oczy. – Łamię mi się serce jak patrzę na ciebie w takim stanie. – szepnął.
Przełknęłam ślinę. – To nie jest dzień dobroci dla zwierząt – również odszeptałam. Zamknął oczy i pochylił się w moją stronę. Nawet nie drgnęłam, ani nie próbowałam się wyrwać z jego objęć. Oparł swoje czoło o moje.
- On nie był ciebie wart – poczułam jego oddech muskający moją twarz
- A kto jest? – popatrzyłam w jego oczy. Miały odcień wzburzonego morza.
- Ja – uśmiechnął się lekko – Daj mi szansę.
Westchnęłam przymykając oczy.  Nie mogę z nim się spotykać. Zawsze traktowałam go jako brata.
Poczułam jak jego usta przylegają do moich, więc otworzyłam oczy. Jedną rękę wsunął mi we włosy, nie chcąc abym się odsunęła. Już wcześniej całowaliśmy się, przy policjantach, ale to była całkiem inna sytuacja. Jego usta stały się bardziej natarczywe, kiedy nie otrzymał ode mnie żadnej reakcji. Puścił reklamówkę ze swojej ręki obejmując mnie w pasie i przyciskając do siebie. Językiem polizał linie złączenia moich ust, a ja je lekko rozchyliłam dając mu dostęp do wnętrza. Uniosłam ręce trzymając się jego ramion, żeby nie upaść, a on przycisnął mnie mocniej do siebie.  Całował mnie dziko i niepohamowanie  prowadząc do sypialni. Kiedy się tam znaleźliśmy popchnął mnie wręcz brutalnie na łóżko i szybko zdjął swoją kurtkę rzucając ją na ziemię razem z bluzą. Chwilę później był już nade mną całując moją szyję, a ja wplotłam palce w jego włosy. Czułam jego ciężki oddech, a dowód podniecenia wbijał mi się w biodro. Wsunął dłoń pod moją koszulkę i przejechał nią po brzuchu i złapał moją pierś. Nie miałam na sobie stanika, więc nie musiał się trudzić ze zbędnym materiałem.  Jęknął kciukiem zataczając kółka na brodawce znowu mnie całując. Jego dotyk tak bardzo się różnił od dotyku Harrego.  Dłonie tego drugiego pieściły mnie jak bym była bóstwem i oazą wody na pustyni, zaś Alec był dominą. Brał to co jego. Przymknęłam oczy starając się coś poczuć, coś co czułam kiedy byłam z Harrym, ale nic takiego się nie stało. W tym czasie ciemnowłosy odsunął się i zdjął swoją koszulkę przez głowę, następnie robiąc to samo z moją i znowu przylgnął do mnie swoim ciałem.  Obsypał moją szyję i dekolt pocałunkami, aż w końcu wziął do ust jedną brodawkę. Z moich ust wydobyło się westchnięcie. Spojrzałam na sufit i znowu wypatrywałam zniszczeń. Moje ciało było odrętwiałe i w ogóle nie odpowiadało na pieszczoty Alca. Chłopak rozwiązał sznureczek od moich dresów i palcami podniósł gumkę bielizny wsuwając tam dłoń. Złapałam go za nadgarstek.
- Nie – powiedziałam. Podniósł głowę patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Co? – błękit jego oczu miały teraz  ciemny odcień pożądania.
- Powiedziałam „nie” – lekko go odepchnęłam od siebie  - Przykro mi Alec, ale to nie jest to.
W jego oczach błysnął gniew, a twarz stała się kamienna.
- Odwołaj to – warknął i czułam jak jego ciało się na mnie spina. Podniósł się, ale dalej siedział na mnie.  Nic nie odpowiedziałam patrząc na niego.  – Ty dziwko! - Jego twarz wykrzywił wyraz złości. Zamachnął się i uderzył mnie w policzek. Przygryzłam mocno wargę czując gromadzące się łzy.
- Ty zajebana dziwko! Pierdoliłaś się z nim, z wszystkimi, a ze mną nie?! – złapał mnie za ramiona wbijając w skórę paznokcie i potrząsając mną
- Przestań! – z mojego gardła wyrwał się szloch i starałam się zakryć twarz dłońmi. Złapał mnie mocno za nadgarstki i umieścił je nad moją głową przyszpilając do materaca.
- Dasz mi to, czego chcę – syknął patrząc na mnie z góry.
- Alec przestań – błagałam go – Nie chcesz tego zrobić – słone łzy ciągle spływały mi po policzkach
- A właśnie, że chcę – powiedział do moich ust – Zwodziłaś mnie, bawiłaś się mną, a teraz co, tchórzysz?
- Nigdy ci nic nie obiecywałam – jego spojrzenie było obce, pełne gniewu.  Moje nadgarstki trzymał w jednej dłoni z całych sił ściskając nie pozwalając mi na uwolnienie ich. Złapał mocno moją pierś, aż krzyknęłam i zaczął stymulować przy moim kroczu ocierając się o mnie.
- I co wolisz, żeby to był on?! – ryknął wściekły, a ja próbowałam wierzgać nogami . Nigdy nie czułam się tak bezsilna i bezradna, ale nie mogłam mu pokazać, że się poddałam.
- Na pewno jest lepszy od ciebie – wycedziłam w jego stronę. Puścił moje nadgarstki i zanim zaczęłam się cieszyć wolnością złapał mnie za szyję i ścisnął. Momentalnie zabrakło mi powietrza, a z oczu płynął nieprzerwany potok łez. Złapałam jego ręce chcąc odciągnąć od siebie, lecz był zbyt silny i wściekły.  Zaczynałam mieć mroczki przed oczami i czułam, że opadam z sił, ale resztkami energii wyciągnęłam rękę i wbiłam paznokcie w jego policzek, lecz o nic nie dało.  Po omacku sięgnęłam do szafki nocnej szukając jakiejś broni i natrafiłam na zegarek. Zamachnęłam się i uderzyłam w jego skroń, a szkło z szybki prysnęło na mnie i łóżko. Chłopak wrzasnął, a z jego rozciętej skóry zaczęła wylewać się krew. Złapał się ręką za ranę uwalniając mnie jednocześnie z jego metalowego uścisku. Złapałam łapczywie oddech i uderzyłam pięścią w jego nos. Przewrócił się na łóżko, a ja odskoczyłam od niego gotowa do obrony, lecz on tylko leżał jęcząc z bólu.
- Ty mała suko – sapnął – Oboje jesteście siebie warci ty i ten gnojek. – przełknęłam ślinę wycofując się. Nagle z jego gardła wydobył się dźwięk śmiechu – To zabawne, że wolał już nigdy więcej cię nie dotknąć, niż żebyś siedziała w pierdlu – podniósł się powoli dalej przyciskając rękę do skroni.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym mówił.

- Chcesz to ci powiem –kontynuował jakbym go o to prosiła – Ten  jego nadęty kumpel powiedział, że będzie zeznawał, jeśli Styles wyrzeknie się twojej dupy – teraz już całkiem wstał. Mój oddech przyśpieszył nie wiem, czy na skutek tego, że się zbliżał, czy tego co mówił.  – Głupiutki  Styles poszedł na ten układ. Wmówił ci bezceremonialnie, że mu na tobie nie zależy, żeby tylko twoje ego nie zgniło w pierdlu. – przeszedł na drugi koniec pokoju ubierając swoją koszulkę i bluzę – Czyż to nie uroczę? – teatralne przyłożył dłoń do piersi, ale jego twarz znowu stała się kamienna. – Jesteś po prostu zwykła suką. –wziął kurtkę – Jeszcze z tobą nie skończyłem.
************
Hej :D I jak wam mijają pierwsze dni wakacji? Ja się cieszę, bo czekają mnie obozy siatkarskie i w końcu się opale :P Przepraszam, że ostatnio rozdziały dodawałam co dwa tygodnie, ale jakoś tak wyszło. Rozdział jest niesprawdzony, i mogły się tam wkraść literówki. Pozdrawiam x

sobota, 14 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 32

-Ale nie chcę jej widzieć już nigdy w życiu – jego wzrok był twardy. Przełknąłem ślinę analizując wszystkie za  i przeciw. Jeśli się zgodzę, Hayley będzie na wolności i nie będzie musiała przesiadywać tych kilkunastu  lat za porwanie. Nie będę i tak się mógł z nią spotykać, a jeśli się zgodzę to przynajmniej będzie na wolności. Spojrzałem na Alec’a, który stał zaciekawiony przebiegiem wydarzeń. Cholera co ja mam zrobić?! Przymknąłem oczy biorąc głęboki oddech i podniosłem z powrotem swoje powieki.
- Zgoda – powiedziałem cicho do Louisa – Zgadzam się. – dodałem pewniejszym głosem i spojrzałem na niego. Wyraz twarzy miał nieodgadniony. Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu.
- To dla twojego dobra. – powiedział łagodnie podchodząc do wieszaka ubierając kurtkę – Jadę wyjaśnić wszystko. – otworzył drzwi otulając się ciaśniej kurtką kiedy zawiał chłodny wiatr z zewnątrz. Alec ruszył za Louisem rzucając mi krótkie spojrzenie przez ramię.
- Czekajcie ja też jadę – złapałem kurtę i wyszedłem za nimi.
***
Wyszłam przez ciężkie drzwi więzienia zapinając cienką kurteczkę pod szyję.  Strażnik zatrzasnął potężne wrota więzienia za mną. Spojrzałam do góry na granatowe, bezchmurne niebo obsypane lśniącymi gwiazdami. Jestem wolna. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie zaciągając się nocnym, mroźnym powietrzem.  Jestem kurwa wolna. To półtora tygodnia w więzieniu wydawało się, jak by było rokiem.  Jak temu idiocie udało się przekonać Tomlinsona, żeby zeznał na moją korzyść? Pokręciłam głową. On jest niemożliwy. Ten jebaniec jest niemożliwy. Nocną ciszę przerwał dźwięk trąbienia. Po drugiej stronie ulicy stały dwa samochody.  Lampy uliczne rzucały na nie, wypłowiałe żółte światło. Pierwszy od razu rozpoznałam. Czarny range rover. Poczułam przyjemne ciepło w klatce piersiowej, a moje serce od razu zaczęło szybciej bić. Przyjechał tu –do więzienia. Po mnie. Drugiego samochodu nie rozpoznawałam, ale po chwili wysiadła z niego zakapturzona postać, która ruszyła w moim kierunku.  Zaśmiałam się głośno.
- Ty mały sukinsynie nie ma dla ciebie żadnych granic? – torba o mało co nie spadła mi kiedy chłopak wziął mnie z zaskoczenia i objął mnie w niedźwiedzim uścisku .
- Idiotko myślałem, że zestarzejesz się tam – puścił mnie. Wywróciłam oczami klepiąc go w ramię.
- Świetnie sobie tam dawałam radę. Już nauczyłam się grać w warcaby – zachichotałam.
- Idiotka – burknął pod nosem czarnowłosy
- Ej, licz się ze słowami! – starałam się wysilić na groźny ton, ale miałam taki humor, iż nie umiałam ukryć wesołości w moim głosie. Alec poczochrał mi włosy dłonią jak małej dziewczynce. Usłyszałam za nami ciche odchrząknięcie. Obróciłam się w tamtą stronę widząc przed sobą dwóch chłopaków. Louis miał na sobie czarną kurtkę z jasnym kożuszkiem na kołnierzu i ciemne spodnie. Ręce miał wetknięte w kieszenie, a minę miał obojętną. Harry zaś miał na sobie brązowa kurtkę, też ciemne spodnie, a na głowie miał czarną beanie, spod której wystawały pojedyncze lekko skręcone kosmyki  włosów. Tak jak i Lou miał minę obojętną, ale czaił się na niej cień zrezygnowania.
- Dziękuję ci Louis – odezwałam się patrząc na chłopaka – Gdyby nie ty…
- Daruj sobie, nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla Harrego. Martwię się o niego i o to, co ty z nim robisz. – w jego oczach nie czaiła się nawet iskierka pozytywnych emocji. Jego szaro-niebieskie oczy w ciemności lśniły nienawiścią do mnie.
- Louis – ostrzegł go Harry ochrypłym głosem – Nie tak to miało wyglądać.  –syknął już trochę ciszej.
Tomlinson kiwnął głową lekko, ale jego wzrok ani na chwilę nie stał się łagodniejszy.  Rany, ten facet naprawdę mnie nienawidzi i założę się, że przy pierwszej lepszej okazji chciałby mnie zastrzelić i wpakować do grobu.  Między nami zapadła niezręczna cisza. Spojrzałam na wszystkich po kolei. Alec stał w luźnej pozycji, a kącik ust miał wygięty do góry w ironicznym uśmieszku, jak by znał sekret, o którym tylko on wie.   Louis zaś dalej wbijał we mnie morderczy wzrok zaciskając usta w cienką linię, a Harry stał lekko przygarbiony.
- No dobra, to ja poczekam w samochodzie – ciszę przerwał Alec patrząc znacząco na Louisa. O co tu do cholery chodzi? Zabili chomika łopatą, że tak się zachowują?
- Nie powiem, że się cieszyłem iż cię poznałem – burknął Tomlinson obracając się na pięcie idąc do auta.
- Zaczekam w samochodzie – Alec wziął ode mnie torbę, po chwili wsiadając do swojego nowego audi. Zmarszczyłam brwi patrząc na Harrego.
- O co im chodzi? – zapytałam, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Styles stał nieruchomo wlepiając we mnie szmaragdowe ślepia. – No dobra, zaczynasz mnie przerażać kiedy taki jesteś. – przystąpiłam z jednej nogi na drugą.
- Chodzi ci o to aresztowanie? – zaczynałam tracić cierpliwość, a kiedy dalej się nie odezwał wrzasnęłam – Zapomniałeś języka w gębie czy co?!
- Louis nie zgodził się tak łatwo zeznawać – odezwał się w końcu
- To było do przewidzenia. Widać, że mnie nienawidzi – wzruszyłam ramionami
Prychnął – Nawet nie wiesz jak bardzo – pokręcił głową. Zrobiłam krok w jego stronę i teraz stałam parę centymetrów od niego. Spojrzałam w jego oczy, które błyszczały mrocznie.
- Nie wiem o co tu chodzi, dlaczego się tak dziwnie zachowujecie, ale chce ci coś powiedzieć – przygryzłam wargę na szybko jeszcze analizując swój wybór. –  Nie wiedziałam, że tu będziesz. To bardzo miła niespodzianka. Miałam parę dni na przemyślenie tego wszystkiego. Ja… czuję, że się zmieniłam odkąd poznałam ciebie. Najpierw starałam się zniechęcić cię do mnie jak wszystkich, ale nie mogłam.  Ty jako jedyny chciałeś mnie poznać taką jaką naprawdę jestem – przygryzłam wargę, spoglądając na niego – Po prostu… chciałabym z tobą spróbować jeśli ty jeszcze.. no wiesz.. chcesz mnie? – przełknęłam ślinę podnosząc na niego wzrok. Oczy miał wielkie i nieruchome. Wyciągnęłam dłoń i położyłam na jego policzku  czując pod palcami kłucie lekkiego zarostu i uniosłam się na palcach lekko muskając jego usta. Pachniał świeżym praniem, jakimiś perfumami i Harrym Stylesem. Odurzająca mieszanka.  Zamknęłam oczy delektując się tą chwilą. Oddech miał płytki, kiedy jego usta oddały pieszczotę. Odsunęłam się od niego badając reakcję. Zamknął oczy jakby czuł ból, ledwie zauważalnie pokręcił głową, a kiedy  otworzył je, miały ciemną barwę.
- Nie dzwoń do mnie, nie pisz, po prostu zostaw mnie w spokoju –. Zamrugałam powiekami zdezorientowana czując uderzające uczucie odrzucenia.
- Nie rozumiem – szepnęłam
- To nie jest to czego oboje szukamy – zacisnął szczękę wpatrując się we mnie
- To nie jest to… Do cholery właśnie chyba wyznałam ci miłość, a ty..! – przerwałam czując piekące łzy. Odwrócił wzrok zerkając gdzieś na bok.  – Bawiłeś się mną… Ty… - jedyne o czym mogłam myśleć to, to że on mnie nie chce. Człowiek, któremu gotowa byłam oddać się, mnie nie chce. Nagle ogarnęła mnie fala złości. Odsunęłam się szybko od niego nie mogąc znieść jego obecności tak blisko, jego zapachu, który jeszcze parę minut temu sprawiał, że w moim brzuchu tańczyły motyle. Zacisnęłam pięści  wbijając paznokcie w dłoń, aby choć trochę stłumić wewnętrzy ból.
- Skoro tak – mój głos drżał. Musiałam pozbierać swoje roztrzaskane serce i odejść, aby je posklejać i choć trochę podratować– Twoja prośba dotyczy się tego samego i w stosunku do mnie Harry. Usuń mój numer, zapomnij o mnie. Nie będziemy sobie nawzajem uprzykrzać życia – zmusiłam się ostatni raz i spojrzałam na niego. Szczękę miał mocno zaciśniętą, tak jak i usta.  Był perfekcyjny. Nie mogłam się okłamywać. Wyglądał tak nawet stojąc przede mną, kiedy złamał mi serce. Do moich oczu napłynęła nowa fala łez.
- Dlaczego Harry? – po moim policzku popłynęła samotna łza. Szybko ją otarłam wierzchem dłoni nie chcąc kompromitować się jeszcze bardziej.
- Nie jestem tym kogo szukasz –  w jego oczach pojawiło się przygnębienie
- To co mówiłeś było jednym wielkim kłamstwem – mój głos drżał zdradzając odbywającą się we mnie walkę samokontroli. Tak bardzo chciałam teraz wybuchnąć głośnym płaczem, zdradzając światu jak bardzo mnie skrzywdził, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Podniosłam wzrok patrząc w jego pociemniałe oczy. Przebiegłam wzrokiem po jego twarzy chcąc zapamiętać jak wyglądał. Miękkie lekko kręcone pasma włosów muskały jego skronie, między brwiami utworzyła się pionowa zmarszczka, kiedy zmarszczył brwi. Oczy, w których dalej czaiło się przygnębienie patrzyły na mnie w skupieniu, a ja dalej kontynuowałam wędrówkę mojego wzroku po jego twarzy. Idealnie wykrojone malinowe usta, teraz były zaciśnięte w cienką linię. W policzkach nie było uroczych dołeczków, które tworzyły się kiedy uśmiechał się.
- Jeszcze jedno – powiedział jakby mu się przypomniało – Nie chcę, żebyś ujawniała komukolwiek informacje o naszej znajomości – moim ciałem wstrząsnął dreszcz.  Nie wiem czy z zimna czy z powodu jego słów. Chwilowy przebłysk skruchy w jego oczach zniknął zastąpiony chłodem. Kiwnęłam lekko głową.

- Nie musisz się o to obawiać. Twoja przygoda nie ujrzy światła dziennego. –  w moim głosie było słychać sarkazm. Zrobiłam krok w tył, a później kolejny i kolejny.   Wzięłam drżący oddech i obróciłam się na pięcie szybkim krokiem idąc do samochodu Alca. Co ja sobie myślałam, mówiąc mu to wszystko? Że rzuci się n mnie, zacznie całować i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Ciemnowłosy spojrzał na mnie, ale ja tylko spuściłam wzrok na swoje dłonie, nie mogąc utrzymać kontaktu wzrokowego z nim.  On jak i Louis wszystko widzieli. Widzieli jak moje serce zostało rzucone na ziemię i podeptane. Uczucie odrzucenia i pustki to okropne połączenie. Podciągam kolana pod brodę przymykając oczy. Po moich policzkach zaczęły płynąć niepohamowane mokre łzy. Do cholery z tą miłością. Położyłam policzek na kolanie patrząc na boczną szybę, chowając tym samym swoją twarz od wzroku Alec’a. Chcę być teraz sama. W spokoju się wypłakać i przeboleć to wszystko. Musiałam akurat zakochać się w pieprzonym Harrym Stylesie. Otarłam niechlujnie nos rękawem.  Silmik samochodu obudził się do życia, a ten powoli wytoczył się na drogę. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na chodnik gdzie stał Harry. Nie ruszał się tylko tam stał. Przymknęłam oczy nie mogąc już znieść jego widoku .
***************
Hej :D Udało mi się napisać ten rozdział po dwóch tygodniach ciągłego uczenia się. Koniec roku jest okropny pod tym względem, iż wszyscy nauczyciele nagle się orientują, że mają mało ocen (!?). Ale udało mi się wyciągnąć średnią, w tym ostatnim roku, na nawet przyzwoity poziom, ale niestety paska nie będę miała :/ To tyle :P Mimo długiego terminu dodania, mam nadzieję, że podoba wam się rozdział :D Komentujcie słoneczka :) Pozdrawiam xx 

niedziela, 1 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 31

ROZDZIAŁ 31
Stanęłam w wejściu do pomieszczenia wyciągając ręce do strażnika, aby uwolnił moje nadgarstki z kajdanek. Kiedy zostały uwolnione potarłam je. Skrzywiłam się czując jak okropnie muszę wyglądać w tym pomarańczowy więźniarskim uniformie.  Włosy miałam rozpuszczone i ani grama makijażu na twarzy.  Powoli szłam wzdłuż ściany z szyby kierując się do miejsca gdzie siedział Alec. Usiadłam naprzeciwko niego patrząc na jego twarz przez szybę. Włosy miał potargane, twarz bladą i lekkie cienie pod oczami. Kiwnął głową w moją stronę, abym podniosła swoją słuchawkę, która leżała obok mojej ręki. Podniosłam ją i przyłożyłam do ucha. Usłyszałam jego oddech.
- Hayley – odezwał się patrząc na mnie przez szybę
- Hej – odparłam spokojnym głosem – Co u ciebie?
- Nie udało mi się przekonać tego cholernego policjanta, ale nie bój się wyciągnę cię stąd.
- Po co? – zapytałam beznamiętnie – I tak wszyscy myślą, że to ja Alec. T wręcz idealna okazja dla nich, żeby mnie na dobre wsadzić.
- Ale to nie ty go porwałaś! – syknął
- I co z tego? Jestem idealną kandydatką na to miejsce.  Za porwanie dostanę około  piętnastu lat, plus dadzą mi za żywota minimum pięć, więc trochę sobie posiedzę – uśmiechnęłam się chłodno -
Ale plus jest w tym, że w końcu nauczę się grać w szachy!
- Hayley kurwa przestań! – warknął do słuchawki. Przeczesał ręką włosy, a ja przymknęłam oczy licząc do trzech i otworzyłam je z powrotem.
- Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby cię z tond wyciągnąć.
- Jak chcesz to zrobić? – uniosłam brew
- Ten Tomson… potwierdzi, że to nie ty – kiwnął głowa entuzjastycznie, a oczy mu się zaświeciły
Prychnęłam – On w życiu tego nie powie Alec. Facet mnie nienawidzi. Prędzej by ogryzł psa niż mi pomógł.
- Ten twój Styles, to jego najlepszy kumpel. Przekona go – nie tracił entuzjazmu – Potrzebuję jego adresu – zaśmiałam się głośno
- Masz zamiar do niego pojechać? – zapytałam, kiedy uspokoiłam śmiech
- Tak – odparł krótko, na co znowu wybuchłam śmiechem
- Nie – pokręciłam głową – Mierzysz zbyt wysoko kochaniutki.
- Hayley do kurwy nędzy staram się ci pomóc! – oburzył się
- Ty mi pomożesz jak mi przywieziesz paczkę fajek – chłopak wciągnął powietrze zirytowany
- Co za uparty babsztyl z ciebie – bąknął
- Ej licz się ze słowami, dobra? – zmrużyłam oczy poprawiając się na krzesełku
- Jeśli kupie ci papierosy dasz mi ten adres? – wyglądał na skoncentrowanego.  Palcem wskazującym potarłam brodę udając, że się zastanawiam.
- Tak – kiwnęłam głową – Trzy paczki. – nie przerywałam kontaktu wzrokowego z nim
- Okej – wypuścił powietrze po dłuższej chwili i wyciągnął telefon– Mów.
***
Wstałem z kanapy zostawiając Louisa w salonie idąc otworzyć drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach zobaczyłem Alec’a kumpla Hayley. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc, czego się spodziewać po jego wizycie.
- Styles – przywitał mnie i kiwnął głową. Nic nie odpowiedziałem patrząc tylko na niego. – Przyszedłem do ciebie w sprawię Hayley. – dlaczego mnie to nie dziwi? Nie widzę innego powodu, żeby tu przychodził.
- Słucham – odparłem patrząc na niego obojętnie.
- Mogę wejść? – uniósł brew, na co wywróciłem oczami i otworzyłem szerzej drzwi, żeby wszedł. Czarnowłosy wślizgnął się do mieszkania i stanął niedaleko mnie. Zamknąłem drzwi i spojrzałem pytająco na niego.
- No mów.
- Nie będę owijał w bawełnę. Aresztowali Hayley za porwanie twojego kumpla. Chciałbym, żebyś namówił go, aby jej pomógł. Policja trzyma ją i za wszelką cenę nie chcą jej wypuścić. – pokręcił głową i spojrzał na mnie z prośbą malującą się w oczach. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Louis. To na pewno on zadzwonił na policję. Dlaczego mi to zrobił?!
Spojrzenie Alec’a przeniosło się za moje ramię, a ja już wiedziałem kto tam stoi. Obróciłem się gniewnie patrząc na Louisa.
- Ty – wycelowałem w niego palec – Zrobiłeś to. Zadzwoniłeś na policję – warknąłem. Chłopak wyglądał na obojętnego
- Zadzwoniłem – kiwnął głową – Kiedy znowu zacząłeś się z nią spotykać, musiałem interweniować.  Wiesz jaka jest, a mimo to dalej się z nią spotykasz. Ona cię zaciągnie na złą drogę Harry.
- A ty co moja matka, żeby mi prawić takie kazania?! Już o tym rozmawialiśmy!
- No właśnie rozmawialiśmy! – podniósł głos – Jestem twoim przyjacielem i to właśnie moja rola mówić ci, kiedy robisz coś źle!
- Pojedziesz na policję i odwołasz to – powiedziałem poważnym głosem patrząc mu głęboko w oczy
- Nie – pokręcił głową – Nie zrobię tego. Dlaczego ma nie być karana za coś co zrobiła? Huh? – podszedł parę kroków do przodu
- To nie ona cię porwała – po raz pierwszy podczas tej wymiany zdań odezwał się Alec. Spojrzałem na niego przez ramię. Twarz miał kamienną, a usta zaciśnięte w cienką linię. – Ta dziewczyna nie przyczyniła się do twojego porwania. Ten co cię porwał, był zdesperowany. Potrzebował pieniędzy, bo jego siostra stała się żywym towarem. Chciał po prostu ją odzyskać. – patrzył twardo na Louisa – Masz siostry?
Tomlinson zacisnął usta – Nic ci do tego. – warknął
- Czyli masz – kiwnął głową czarnowłosy – Więc postaw się w jego sytuacji. Dowiadujesz się, że twoja siostra znika. Jest zmuszana do prostytucji i sprzedawania się. Siedział byś bezczynnie widząc to wszystko?
- Grozisz mojej rodzinie? –syknął Tommo zaciskając pięści
- Nie grożę. Ja tylko mówię, żebyś postawił się w jego sytuacji. Czy nie poruszyłbyś nieba i piekła, żeby ją wyciągnąć z tego? – mówił łagodnym, ale zdeterminowanym głosem. Przekręcił głowę na bok przyglądając się Louisowi, a kiedy tamten nic nie odpowiedział dodał – No właśnie. A co do Hayley to ta biedna dziewczyna chciała cię uratować, a ty ją wkopałeś prosto do więzienia. Powiem ci coś. Zdążyłem ją już poznać, i może wydaję się taka twarda, ale tak naprawdę jest wrażliwą dziewczyną, i myślę, że Harry właśnie to w niej widzi. Hayley niewielu osobom daje ujrzeć swoje prawdziwe oblicze.
O w mordę. Takiego monologu o mu mogę pozazdrościć. Jeśli to nie przekona Louisa, to chyba nic go nie przekona.  S pojrzałem na niego, a szaroniebieskie oczy patrzyły na mnie z ciekawością. Wyglądał jak małe dziecko oglądając nową zabawkę.
- Naprawdę ci zależy na tej dziewczynie –stwierdził– Może i on ma rację – pokręcił głową – W końcu widziałem ją tylko parę razy. Wiesz co, odwołam to, dla ciebie Harry, bo jesteś moim przyjacielem – powiedział, ale niewypowiedziane „ale” wisiało w powietrzu
- Ale? – zabrałem głos
************************
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał :D Przepraszam was, ale nie mam czasu na notke xx Pozdrawiam