sobota, 19 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 28

Kiedy wydostaliśmy się z Alec’iem na zewnątrz, zaczerpnęłam haust świeżego, jesiennego powietrza. Była już połowa października, a letnie ciepło odeszło w zapomnienie  zostawiając opadłe kolorowe liście i białą parę wydostającą się z ust kiedy się mówiło. Mimowolnie zadrżałam, ponieważ żakiet, który miałam trzymałam teraz w dłoni tak jak i kopertową torebkę. Czarnowłosy puścił moją dłoń i spojrzał na mnie.
- Ubierz to na siebie – powiedział, a w jego oczach ujrzałam cień troski. Rozejrzał się za kimś kto mógłby przywieźć nasz samochód, lecz tego chłopaka, który odebrał go od nas kiedy tu przyjechaliśmy nie było. Zmarszczyłam brwi wyciągając szyję rozglądając się za czerwoną marynarką.
- Niech to szlag – zaklął Alec – Poczekaj tu, a ja pójdę znaleźć tego gnojka. – burknął szybkim krokiem odchodząc. Westchnęłam zakładając na ramiona biały materiał otulając się nim. Sięgnęłam do torebki wyciągając paczkę cienkich papierosów, wydobywając jednego i umieszczając miedzy ustami zapaliłam go zaciągając się dymem. Dreptałam nogami z zimna rozglądając się za czarnowłosym chłopakiem, kiedy poczułam za sobą czyjąś obecność.  To pewnie ten koleś od parkowania – pomyślałam.
- Gdzie się pan tyle podziewa? Ludzie tu czeka.. – kolejne słowa zamarły mi w ustach kiedy obróciłam się i ujrzałam przed sobą Marka.
- Lubisz mnie zaskakiwać co? – odezwałam się znowu zaciągając papierosem.
- Powiedź prawdę Hayley. Co tu robisz? Nich zgadnę: wywęszyłaś, że mam się spotkać z tym facetem i czekałaś, aż was o tym poinformuję, ale ja tego nie zrobiłem, więc postanowiłaś szpiegować mnie. Zgadłem? – uniósł brew. Jego ton głosu był chłodny, tak jak noc, która nas otaczała. Zaczęłam się zastanawiać czy wie, że szpieguje go dla Toma i postanowił jak na razie ukrywać tę wiedzę przede mną, czy się po prostu nie dowiedział. Miałam cichą nadzieję, że jeszcze się nie dowiedział, a ja będę mogła uzyskać więcej ciekawych informacji.
- Brawo. – odezwałam się – Domyśliłeś się. Byłam po prostu ciekawa – wzruszyłam ramionami dopalając papierosa gasząc peta na specjalnej popielniczce na koszu.
- Zapłacisz mi za to ciekawska suko – warknął, a ja podniosłam na niego zaskoczony wzrok. W momencie zaczął sapać ze złości i zaciskając pięści. Dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo zmęczony był. Miał cienie pod oczami, a kości policzkowe były bardziej widoczne. Złote pasemka włosów opadały mu na czoło zmierzwione od częstego szarpania ich.
- Mark co się stało? – zapytałam – Co ten facet zrobił? Co ma, że musisz się z nim dogadać? – kiedy zadawałam te pytania coś błysło w jego oczach wskazując, że któreś pytanie było trafne. – Co się dzieje?
- Facet zajmuje się handlem żywym towarem. Sukinsyn ma moją siostrę! – wrzasnął – Ona ma tylko szesnaście lat! – aż cały był czerwony ze złości – Zdobyłem wszystko co chciał. Miałem WSZYSTKO, a ty go spłoszyłaś. – wycedził przez zaciśnięte zęby. Dyskretnie rozejrzałam się dookoła zobaczyć czy przykuliśmy czyjąś uwagę, lecz żadnej żywej duszy nie było w tej części placu. Po chwili niebo rozerwały błyski fajerwerków, a w oddali było słychać wiwat tłumu. To wytłumaczyło dlaczego nie było koło nas nikogo. Z powrotem spojrzałam na Marka.
- Więc widzisz jak czuli się bliscy Louisa kiedy go porwałeś? – zapytałam wykorzystując moment, kiedy mogę go dobić emocjonalnie
- Porwałem go, bo potrzebowałem kasy, żeby zapłacić temu skurwielowi. Ale to nie wystarczyło – syknął – On chciał czegoś więcej – nagle olśnienie wypisało się na jego twarzy i uśmiechnął się bez cienia rozbawienia czy życzliwości. Nagle na niebie wybuchł największy fajerwerk rozpryskując po granacie nieba żółte iskierki. Wykorzystując moją nieuwagę Mark mocno złapał mnie za ramię i szarpnął mną przez co torebka wypadła mi z dłoni. Zaczął ciągnąć mnie w stronę swojego samochodu, który stał niedaleko.
- Co ty robisz?! – wrzasnęłam próbując mu się wyrwać – Mark!
- Zamknij się! – syknął i uderzył mnie otwartą dłonią w twarz po czym rozejrzał się czy nikt nie przyszedł mi z odsieczą. Piekący ból rozszedł się po mojej twarzy, a ja zacisnęłam pięści czując krew w ustach.  Znowu próbowałam się mu wyrwać, lecz ten zatrzymał się i przerzucił mnie sobie przez ramię. Biłam go pięściami w plecy i próbowałam kopać nogami, ale był silniejszy i niewzruszony na moje protesty. Otworzył samochód i wręcz rzucił mnie na siedzenie pasażera, przez co uderzyłam głową o podłokietnik. Zaklęłam podnosząc się do pozycji siedzącej, a blondyn wepchnął moje nogi do środka zatrzaskując drzwi zamykając je kluczykiem. Szarpałam klamkę, ale wiedziałam, że to na marne, a on zdążył się już usadowić na miejscu kierowcy odpalając czarne audi.
- Co ty kurwa wyrabiasz?! – wrzasnęłam kiedy cofał samochód
- Uspokój się. Złość piękności szkodzi – jego twarz była kamienną maską pozbawioną emocji. Otarłam dłonią obolały policzek. Ruszył powoli do wyjazdu, a ja zobaczyłam sylwetkę z burzą kruczoczarnych włosów. Alec. Zaczęłam bić w szybę wrzeszcząc, ale nie słyszał mnie.  Grube szyby samochodu Marka uniemożliwiały mu to. Po chwili jednak obrócił się pewnie przez warkot silnika, a jego wzrok spoczął na mnie. Krzyczałam dalej bijąc dłońmi w szybę, i widząc wyraz jego twarzy wnioskowałam, że pewnie domyślił się co się stało. Kiedy samochód przepędził obok niego, zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak biegiem puszcza się do samochodu. Oparłam czoło zdyszana o zimną szybę nie odzywając się.  Moja suknia była pomięta i rozerwana w paru miejscach. Stopy bolały mnie od niewygodnych butów. Wyższą klasę i arystokrację szlag jasny trafił. Włosy uwolniły się z koka i teraz spływały mi na plecy i ramiona nierówno przez przytrzymujące parę pasem wsuwki.  Przymknęłam na chwilę oczy chcąc uspokoić swój oddech. Musiałam wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji.
- Dlaczego ten facet porwał twoja siostrę? – podniosłam głowę patrząc na niego. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, tak samo jak palce, które trzymał na kierownicy.
- Szlajała się tam gdzie nie trzeba – odburknął po chwili ciszy zmieniając bieg i jeszcze bardziej przyśpieszając.
- Nie wiedziałam, że masz siostrę – przyznałam szczerze – Ile już ją trzyma?
- Miesiąc.
- Za rozmowny to ty nie jesteś. Czego chciał od ciebie w zamian za to, że ci ją odda? – przygryzłam wargę
- Pieniądze. Ale dziś zmienił zdanie – wbił we mnie lodowaty wzrok.
- Na pewno da się coś wymyślić.  Powiesz, że jestem twoją wspólniczką i…
- Żadnych osób postronnych. To były jego wymagania! – warknął, lecz po chwili zaczął się histerycznie śmiać, a ja zobaczyłam, ż wyjechaliśmy z miasta. Przełknęłam ślinę. Mark nie był przy zdrowych zmysłach. Zachowywał  się jak uciekinier szpitala psychiatrycznego.
- Pomogę ci odzyskać siostrę. – oświadczyłam , na co jeszcze głośniej zaczął się śmiać
- O tak pomożesz – żachnął – Wymienię cię na nią.
Zamarłam na jego słowa. Ciekawe czy Alec nas gonił czy byłam zdana tylko na siebie.
- Mark nie możesz… - odezwałam się zdławionym głosem widząc cienie przydrożnych drzew kiedy mknął wąską drogą
- Mogę. – odparł szorstko – Jak dobrze, że założyłaś te ładne łachmany, może akurat cię komuś sprzedadzą.
Dłonie zaczęły mi się trząść kiedy  blondyn znowu zaniósł się histerycznym śmiechem. Działając instynktem samo zachowawczym sięgnęłam do hamulca ręcznego zaciągając go. Samochodem szarpnęło i zrobiliśmy dryft godny „szybkich i wściekłych”. Jednak mieliśmy zbyt mało miejsca i samochód uderzył w drzewo z tej strony, z której siedział Mark. Oszołomiona spojrzałam na niego kiedy podnosił głowę znad kierownicy, na jego czole widniało czerwone rozcięcie, z którego sączyła się szkarłatna ciecz.
- Ty dziwko! – wrzasnął w furii, a ja obróciłam się do drzwi szarpiąc klamkę, jednak kiedy drzwi nie ustąpiły łokciem zaczęłam bić w szybę.  Samochodem znowu szarpnęło i z impetem wystrzeliło do przodu. Spojrzałam spanikowana na blondyna, ale ten tylko zaciskał usta.  Widząc, że nie mamy jeszcze dużej prędkości sięgnęłam do kierownicy skręcając nią. Wrzasnęłam kiedy samochód przewrócił się na drogę z mojej strony i zaczął dachować. Zacisnęłam mocno oczy czując odłamki szkła latające po kabinie niczym krople deszczu. Kolejne szarpnięcia, a po chwili już cisza. Otworzyłam powoli oczy czując, że kręci mi się w głowie. Zamrugałam parę razy widząc dookoła siebie kurtynę moich blond włosów. Zaczerpnęłam powietrza i skrzywiłam się czując ból w żebrach.  Powoli podniosłam rękę odgarniając włosy patrząc na Marka.  Był nieprzytomny. Leżał w dziwnej pozycji na dachu samochodu. Nie przypiął się pasami. Rękę miał nienaturalnie wygiętą, a w udo miał wbity spory kawałek szkła. Sięgnęłam do odpięcia pasa próbując się wydostać z jego opiekuńczych objęć. Plastik ani drgnął, więc wyciągnęłam drżącą i pokrwawioną rękę do schowka przede mną.  Otworzyłam  go i posypały się z niego różne rzeczy. Sięgnęłam do góry grzebiąc w stosie pierdoł wyciągając mały scyzoryk. Wysunęłam ostrze , przecięłam pas i z impetem opadłam. Jęknęłam z bólu i podniosłam głowę powoli czołgając się przez wybitą szybę. Kiedy znalazłam się na zewnątrz samochodu opadłam na mokrą trawę ciężko oddychając. Wstrząsały mną spazmy dreszczy zimna i emocji, ale pomimo tego wstałam i kuśtykając obeszłam przewrócony samochód i szarpnęłam za klamkę drzwi od strony Marka, które zaskrzypiały i opadły obok. Byłam zaskoczona, że przy takim stopniu wygięć dało się je otworzyć. Uklękłam na odłamkach szkła ręką sięgając nieprzytomnego blondyna i z wielkim trudem wywlekłam go na asfalt. Cała się trzęsąc z urywanym oddechem uklękłam przy nim nasłuchując czy oddycha. Kiedy nic nie usłyszałam, ani nie zobaczyłam unoszącej się klatki piersiowej przeszedł mnie zimny dreszcz. Zabiłam go. Przełknęłam ślinę i odchyliłam mu głowę do tyłu zatykając nos robiąc dwa wdechy. Następnie złączyłam dłonie i wykonywałam 30 uciśnięć na mostku. Z koniuszka nosa kapały mi łzy, a obraz jeszcze bardziej się zamazywał. Moja dolna warga drżała kiedy znowu po dwóch cyklach sztucznego oddychania nachyliłam się by posłuchać czy odzyskał oddech. Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam jak jego pierś unosi się i opada. Otarłam ręką łzy i poczułam nagły spadek siły, więc położyłam się na ziemi. Kontury drzew zaczęły się zamazywać coraz to bardziej. W oddali usłyszałam warkot silnika i migoczące w czarnej nocy światła. Po chwili rozległ się trzask drzwi i krzyki. Ktoś ujął mnie w ramiona głaszcząc moją twarz. Otworzyłam ociężałe powieki widząc nad sobą zrozpaczoną twarz Alca. Jego niebieskie oczy goniły po mojej twarzy sprawdzając uszkodzenia.
- Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze – powtarzał jak mantrę mocno mnie trzymając. Pochylił się i schował twarz w moją szyję, a ja poczułam wilgoć jego łez. Czy tak okropnie wyglądałam, że aż musiał płakać nad moim losem? Po chwili opamiętał się i wyjął telefon dzwoniąc na pogotowie.
 ******************
Pis joł kochani! Wesołych świąt na początek! Kolorowych pisanek i takie tam! Nie jestem najlepsza w składaniu życzeń X.X Ale ja to mam święta, leże cały czas chora, przez 10 bałwanów z mojej klasy, którzy oblali mnie wodą w środę. A jeszcze mam egzaminy! Środa, czwartek i piątek... o cholera ja nic nie umiem! To będzie dupa! O niebiosa zlitujcie się nad biedną Kingą, żeby nie musiała iść do zawodówki! LOL, a jeszcze później bierzmowanie nieee no bardziej nam nasrać na jeden termin tego nie mogli lolz Denerwuje sie jak cholera, bo jak nie wyzdrowieje do tej pieprzonej środy to będę zakatarzona z czerwonym nosem siedzieć i bazgrać głupoty. Tak czy siak głupoty napisze xx A więc życzcie mi powodzenia i trzymajcie na mnie kciuki! Pozdrawiam xx 



sobota, 12 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 27

Momentalnie zesztywniałam. Przełknęłam ślinę następnie wzięłam dyskretnie głębszy oddech i obróciłam się ze sztucznym uśmiechem do chłopaka.
- Mark – przywitałam go spokojnym głosem – Jakiż to zbieg okoliczności widzieć cię na takiej imprezie.
- Co. Tu. Robisz? – syknął wściekły dalej ściskając niemiłosiernie moje ramię. Sięgnęłam po wykałaczkę z owocami pokrojonymi w kostkę i zjadłam mały kwadracik brzoskwini.
- Świetnie się bawię w porównaniu od ciebie – mój głos nie zdradzał jak bardzo się denerwowałam, że zostałam nakryta. Mięśnie na jego twarzy drgnęły, a jego klatka piersiowa opadała i wznosiła się ciężko.
- Wiem bardzo dobrze, że nie przyszłaś tutaj się zabawić. Miałem z nim interesy, a ty go kurwa spłoszyłaś – warknął do mojego ucha
- Nie bądź taki sztywny Mark – próbowałam zażartować lekko szturchając go w bok, lecz ten ani drgnął i dalej był poirytowany –Jestem tutaj z kimś – podkreśliłam ostatnie słowo i rozejrzałam się po sali, lecz nigdzie nie napotkałam czarnej czupryny Alca. Zaczęłam się zastanawiać, czy zobaczył, że Mark mnie zdemaskował i czy ulotnił się, żeby Mark go nie zauważył.
- Oh ciekawe z kim?- złość nie opuszczała go nawet na moment. Zdałam sobie sprawę, że znalazłam się w niezłych tarapatach.
- Nie znasz – arogancko się uśmiechnęłam
- Posłuchaj – szarpnął mną – nie wiem co knujesz, ale pamiętaj będę cię obserwował. – warknął
- O co ci chodzi? Jesteśmy po tej samej stronie – mój głos był twardy
- Nie sądzę – drugą ręką chwycił mój nadgarstek, a wykałaczka z owocami opadła na ziemię – zapłacisz mi za to, że spierdoliłaś ten interes.
Przełknęłam ślinę nie widząc cienia rozbawienia w jego oczach. Miał zaciętą minę, a przez włosy na czole błyszczały kropelki potu.
- Jakiś problem? – odezwał się ochrypły głos, na którego dźwięk zamarłam. Głos wydobywał się zza moich pleców, ale już po chwili ujrzałam obok siebie kasztanowe kręcone włosy. Srebrna maska idealnie spoczywała na twarzy podkreślając zarys jego męskich rys szczęki. Miał czarny garnitur, który podkreślał szerokie barki, białą koszulę i krawat który kolorystycznie pasował do jego maski. Szmaragdowe oczy spoczywały na mnie błyszcząc powagą i zawziętością. Harry.
- Nawet jeśli, to nie twój interes chłoptasiu – syknął blondyn, który mnie trzymał obdarowując Stylesa krótkim, groźnym spojrzeniem.
- Tak właściwie to moja, bo chciałem zaprosić tą panią do tańca – nie odrywał ode mnie wzroku, a ja czułam jak moje serce szaleńczo uderza o żebra, jakby chciało się wyrwać z mojej piersi. Wyciągnął w moja stronę smukłą dłoń. Spojrzałam na Marka, następnie na jego dłonie na mnie i na Harrego. Sięgnął po moją dłoń przyciągając mnie do siebie tym samym wyrywając mnie z uścisku blondyna.
- Miło było poznać – kiwnął głową i poprowadził mnie w stronę parkietu kładąc dłoń w dole moich pleców, przez co przeszył mnie przyjemny dreszcz. Ulokowaliśmy się na tyłach tańczącego tłumu i zaczęliśmy poruszać się w takt muzyki. Położyłam jedną dłoń na jego barku, a druga spoczywała w uścisku jego ciepłej ręki. Pachniał pomarańczą i delikatną wonią swojej wody kolońskiej.
- Musisz się ciągle pakować w kłopoty? – powiedział do mojego ucha, a jego głos nie wyrażał żadnych emocji
- To była tylko mała wymiana zdań – odparłam pewnie, ale wcale się tak nie czułam. Dziękowałam w duchu mojemu przyjacielowi Willowi, że postanowił nauczyć mnie tańczyć.
- A zaraz by doszło do rękoczynów – westchnął – Co tutaj robisz?
- Jeśli pytasz o to czy przyszłam dla ciebie to nie. Nie wiedziałam, że tu będziesz – wykonałam zgrabny obrót z powrotem lądując w jego objęciach. Dłoń Harrego spoczywała na dole moich pleców rozsyłając gorące iskierki po moim ciele.
“I was a quick wet boy,
diving too deep for coins
All of your street light eyes
wide on my plastic toys
Then when the cops closed the fair,
I cut my long baby hair
Stole me a dog-eared map
and called for you everywhere”
Słowa piosenki  rozbrzmiewały wokół nas, kiedy kołysaliśmy się do muzyki.
- Nie pytam o to czy przyszłaś tu dla mnie, tylko o to co tu robisz – spojrzał na mnie z góry
- Chciałam poczuć jak to jest żyć w twojej hierarchii – nie mogłam powstrzymać się od złośliwych komentarzy
- No tak, teraz możesz wydawać kasę z porwania – lodowaty głos w ogóle nie pasował do jego ciepłej dłoni na moich plecach
- To nie ja go porwałam – szepnęłam nie ufając własnemu głosowi
- Nie wiem czy mogę ci zaufać, ale moja podświadomość mówi mi, że gdzieś za tą skorupą odwagi i braku lęku jest wrażliwa i krucha dziewczyna – patrzył na mnie tak jak by mógł czytać ze mnie jak z otwartej księgi – Co cię spotkało, że musiałaś wytworzyć wokół siebie taki mur obronny? –zadał to pytanie nie licząc na odpowiedź. Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle. Patrzyłam na niego zeszklonymi oczyma. Poczułam jak dookoła nas wytwarza się bańka, która izoluję nas od reszty świata i tworzt nasz własny,
świat, w którym jesteśmy tylko my.
“Have I found you
Flightless bird,
grounded, bleeding or lost you,
american mouth
Big pill stuck going down”
- Uwierz mi ten jeden raz. Robię to co słuszne – szepnęłam zniżając wzrok z jego oczu na malinowe usta. Miałam ochotę wbić się w nie i złączyć ze swoimi , a rękę wpleść w te jedwabne i miękkie włosy. Czułam się przy nim taka naga i bezbronna jak nigdy dotąd. Czułam, że mogę powierzyć mu wszystkie swoje tajemnice, które będą w bezpiecznych rękach.
Nagle czar wraz z bańką prysł, kiedy piosenka się zakończyła. Staliśmy więc i wpatrywaliśmy się w siebie. Pogładził delikatnie dłonią mój policzek, jakbym była ze szkła i mogła rozpaść się na kawałeczki w każdym momencie. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów i czułam buchające ciepło od niego. Usłyszałam wymowne chrząknięcie za sobą i wyrwałam się z transu odrywając od Harrego. Obok siebie ujrzałam Alca, który miał na twarzy wypisaną irytację.
- Ja cię szukam, a ty zabawiasz się z jakimiś… - przerwał lustrując wzrokiem Stylesa – księciem zza siedmiu gór.
-Przynajmniej zadaje się z godnymi ludźmi, a nie z cieciami klozetowymi – odparował zielonooki. Czułam między nimi napięcie, a z ich oczu uderzały pioruny w siebie nawzajem, a ja byłam po środku tej burzy.
- Hayley – odezwał się Alec ujmując delikatnie moje ramię
- Chcesz z nim iść? – parsknął Harry – Jeśli chcesz mogę cię odwieźć.
- Tak się składa, że to ze mną tutaj przyszła i ze mną pójdzie – wtrącił się czarnowłosy – Musimy iść – zwrócił się do mnie łagodniejszym tonem.
- Nie musisz z nim iść – Harry spojrzał na mnie zielonymi oczami.
- Schowajcie swoją samczą dumę – warknęłam na nich – To nie polowanie na jelenia! – wyrwałam się oswobadzając z dotyku jednego jak i drugiego. Obróciłam się w stronę Harrego.
- Zapamiętaj co ci mówiłam i dziękuję za taniec – powiedziałam patrząc mu w oczy niemo żegnając się i obróciłam się w stronę Alca sięgając po jego dłoń i ciągnąc go przez zatłoczoną salę. Kiedy tłum był tak duży i to czarno włosy wyprowadzał mnie z sali obejrzałam się do tyłu wzrokiem  omiatając parkiet dostrzegając Harrego, który stał  tak jak go zostawiłam.
 **********************
Hej :D Tak więc wyrobiłam się z rozdziałem zważywszy, że miałam dziś urwanie głowy. Sprzątanie korki z majcy i inne takie duperele :D Ten tekst pochodzi z Iron&Wine - flightless bird. Piosenka ta jest w "Zmierzchu" na samym końcu. A w sprawie tej wycieczki do Anglii to oni mieszkali w jakimś miasteczku na południu Anglii jakaś godzina drogi od Londynu :D Byli w muzeum figur woskowych i od koleżanki wiem, że 1D mają osobną salę *.* . I Byli na London Eye i nooo i uwaga uwaga byli w NANDOS! Tak kochani w TYM Nandos!(wcale nie ryczę z histerii w tym momencie). No to chyba tyle :D Pozdrawiam xx




sobota, 5 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 26

***
-Słuchaj nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje i zaczyna mnie to niepokoić – westchnął Mark do telefonu
- Wszystko jest w porządku, tylko na razie muszę załatwić parę spraw – odparłam przechodząc przez jezdnię.
- I nie mają one nic wspólnego z tym Stylesem z zespołu? – zadrwił.
- Proszę cię Mark, ja nie upadam do tego poziomu – prychnęłam przytrzymując telefon ramieniem, żeby otworzyć sobie drzwi sklepu z butami. W słuchawce zabrzmiał chropowaty śmiech blondyna. Wywróciłam oczami znowu biorąc urządzenie do ręki.
- Mam nadzieję złotowłosa Hayley – gwałtownie się zatrzymałam słysząc jego odpowiedź, przez co torbą zwaliłam buta z pudełka.
-Złotowłosa?-powtórzyłam – to bardzo osobisty komentarz – stwierdziłam schylając się po buta który spadł i wzięłam go przy okazji oglądając.
- Mam dzisiaj dobry humor – usłyszałam wesołą nutkę w jego głosie. Podniosłam się i odstawiłam buta na swoje miejsce.
- Mówisz to tak, jak byłby to dzień, w którym wygrałeś złotego cyca – bąknęłam przechodząc między wysokimi regałami – za nakręcenie najlepszego pornosa.
Chłopak wybuchł śmiechem tak głośnym, że musiałam odsunąć telefon od ucha.
- Dobra, muszę kończyć zanim zaczniesz mnie irytować, a blisko mi jest do tego stanu – powiedziałam kończąc połączenie i chowając telefon do torebki dalej oglądałam obuwie. Stanęłam jak wryta po drugiej stronie sklepu widząc burze kędziorowych kasztanowych włosów, artystycznie poszarpaną koszulę w kratkę i chude jak patyki nogi.  Gdziekolwiek bym była wszędzie go poznam. Harry. Nie mogłam stanąć z nim twarzą w twarz. Bałam się jego reakcji, mojej reakcji i reakcji tej chudej dziewczyny z niebieskimi włosami, która stała obok niego. Rozejrzałam się gorączkowo, ale po moich obu stronach były tylko regały z butami. Obróciłam się do towarzystwa tyłem i zaczęłam szybkim krokiem iść skąd przyszłam.  Kiedy doszłam do końca regału skręciłam w lewo i stanęłam za półką tak, że nie będą mnie widzieć. Odetchnęłam głęboko i wychyliłam głowę sprawdzić czy on dalej tam stoi. Ujrzałam dwie japońskie turystki, panią w średnim wieku, parę nastolatków, ale nigdzie Harrego i tej dziewczyny. Nagle poczułam jak ktoś łapie moje ramie zimną dłonią, więc podskoczyłam wydając z siebie okrzyk zaskoczenia. Obróciłam głowę w kierunku tej osoby chcąc ją skarcić za tak bezczelne zachowanie, ale z moich ust wydobyło się tylko ciche westchnięcie, kiedy zobaczyłam przed sobą Johna.
- Hayley – przywitał mnie ciemny blondyn.
- O mój Boże – położyłam dłoń na piersi – John przestraszyłeś mnie – spiorunowałam go wzrokiem.
- Przed kim się chowasz? – zaciekawił się puszczając moje ramię. Był ubrany w jeansy i błękitną koszulę, a jego przydługawe blond pasma opadały mu na czoło zasłaniając brwi.
- Przed nikim, po prostu bym się potknęła i musiałam się oprzeć – skarciłam się w duchu za tak beznadziejną wymówkę – sam tu jesteś?
- Nie. Harrego odwiedziła siostra, więc wybraliśmy się na zakupy. Ja też go dawno nie widziałem, więc.. – urwał widząc moją minę – wszystko w porządku?
- Tak – pokiwałam głową – nie wiedziałam tylko, że Harry ma siostrę.
- Gemma. Niezła z niej laska – puścił do mnie oczko – Jest starsza od niego. Przyjechała zobaczyć jak Harry się czuje. Opiekowała się nim jak porwano Louisa – pokręcił głową z niedowierzaniem – w każdym razie dobrze, że już wrócił.
Czułam jak krew momentalnie odpływa z mojej twarzy kiedy wspomniał o porwaniu Louisa. Zaschło mi w ustach, a dłonie zaczęły się pocić. Czy gdyby Harry mnie teraz spotkał chciałby zadzwonić na policję? Spojrzałam otępiałym wzrokiem na Johna, który dalej cos nawijał.
- … może chciałabyś ją poznać? Albo przyłączyć się do nas? – uniósł pytająco brew
 Mimo, że nie znałam siostry zielonookiego to i tak już sobie wyobrażałam jej reakcję na to, że jej brat zadaje się z porywaczką jego najlepszego kumpla.  Że przeze mnie Gemma musiała się opiekować swoim młodszym bratem w rozsypce, ponieważ martwił się o jego los. Szybko pokręciłam zaprzeczalnie głową.
- Nie dzięki, nie wiem czy to odpowiedni moment. – rozejrzała się po sklepie sprawdzając czy Styles nie szuka zguby – Wiesz tak w sumie to się śpieszę – zerknęłam na zegarek – miło było cię znów spotkać John. Nie musisz wspominać Harremu o tym, że się spotkaliśmy. Pa – rzuciłam do zdezorientowanego chłopaka i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia rozglądając się po pomieszczeniu. Moje szpilki odbijały mordercze tempo po posadzce sklepu, kiedy starałam się jak najszybciej dostać do wyjścia.  Trzy regały ode mnie wyłoniły się niebieskie włosy siostry Harrego. Mówiła coś wesołym tonem do osoby za sobą. Kiedy bujna czupryna loków zaczęła się wyłaniać szybko uskoczyłam do korytarzu butów obok mnie i szybko ruszyłam przed siebie do drugiego wyjścia. Akurat z wszystkich możliwych sklepów w całym pieprzonym Londynie, musieliśmy wybrać ten sam sklep. Ulga rozlała się po moim ciele kiedy ujrzałam szklane drzwi. Naparłam na nie ramieniem wychodząc na ulicę.
***
Od paru dni z Markiem ciągle się kłócimy. Wkurza go to, że ciągle mnie nie ma i nie ma kogo wysyłać na zlecenia. Po przedwczorajszej najostrzejszej wymianie zdań postanowiłam jak na razie zamieszkać w moim starym mieszkaniu. Bałam się, że Mark zaczął podejrzewać mnie o zdradzenie jego i jego planów. Na szczęście jeszcze przed buntowniczym wyjściem z jego domu potajemnie dowiedziałam się, iż wybierał się on na jeden z największych balów charytatywnych w Londynie. Opowiedziałam o tym Tomowi, który wyglądał na zadowolonego. Podobno miał się spotkać z facetem, który zajmuję się handlem żywym towarem. Możliwe, że Mark zaczął się tym interesować, chociaż nic mi o tym nie mówił.
- Ale dlaczego miałby się spotkać z nim w takim miejscu? Pełnym nadzianych ludzi, policji i prasy? – zapytał Jordan opierając się ramieniem o gzyms kominka.
- Ponieważ wszyscy się spodziewają tego typu spotkań w opuszczonych magazynach. Wszyscy będą myśleć, że są oni młodymi biznesmenami, którzy kochają przekazywać pieniądze na cele charytatywne.  – odparł Tom wygodnie siedząc na kanapie. – Wy dwoje – wskazał na mnie i Aleca, który stał przy oknie z założonymi rękoma – pójdziecie tam.
Zaśmiałam się – chyba żartujesz. Nie pójdę na to gówno. – powiedziałam stanowczo.
- To nie jest taki zły pomysł – po raz pierwszy podczas tego spotkania odezwał się Alec. Obróciłam się w jego stronę zabijając go wzrokiem.
- Dacie sobie radę Hayley. Jesteś bystra. Jak wpadniecie w jakieś kłopoty na pewno wyciągniesz was z tego – uśmiechnął się triumfalnie Tom.
- Nie mam żadnej kiecki na taki bal – bąknęłam
- To da się załatwić.
I tak oto teraz siedzę w samochodzie z Aleciem ubranym w elegancki czarny garnitur. Do tego dobrał białą koszulę, czarny wąski krawat i pasujące do tego buty. Ja zaś miałam na sobie długą błękitną sukienkę prawie do kostek. Góra sukienki była w kształcie serca bez ramiączek, a parę centymetrów pod piersiami miała wcięcie. Do tego ubrałam białe sandałki na obcasie, narzuciłam na gołe ramiona biały płaszczyk, a w ręce trzymałam czerwoną kopertówkę na złotym łańcuszku. Włosy miałam upięte w kok, z którego uciekało parę pofalowanych kosmyków, a w uszach świeciły mi diamenciki. Musiałam przyznać, ze wyglądałam jak dziewczyna z wyższych sfer. Nigdy nie czułam się tak niesamowicie jak teraz. Kiedy Alec podjechał pod wejście wysiedliśmy z samochodu, a młody mężczyzna który najpierw się przywitał  wsiadł na miejsce kierowcy odjeżdżając pojazdem, aby go zaparkować. Rozejrzałam się widząc czerwony dywan i błysk fleszy.
- Załóż maskę – odezwał się do mnie Alec. Spojrzałam w górę na niego. Mimo, że sama byłam wysoka i jeszcze miałam buty na obcasie Alec i tak był wyższy ode mnie. Miał już na twarz założoną czarną maskę ze złotymi muśnięciami delikatnych wzorów. Wyglądał bardzo przystojnie w idealnie skrojonym garniturze. Włosy miał zaczesane ręką na bok, ale jeden kosmyk opadał mu na czoło dodając mu uroku. Pachniał swoimi perfumami, wodą po goleniu i Aleciem. Sięgnęłam do torebki wyciągając z niej swoja maskę. Uśmiechnęłam się lekko czując jego dłoń w dole swoich pleców, kiedy prowadził mnie przez drugie przejście, dzięki którym goście mogli ominąć czerwony dywan pełen fleszy. Po chwili weszliśmy na ogromną salę. Z samego tyłu znajdował się podest, na którym pewnie będzie odbywać się licytacja. Przed nim znajdowały się okrągłe ośmioosobowe stoły, które ciągnęły się przez większą połowę sali, a bliżej wyjścia był parkiet i miejsce dla zespołu, który grał. Dookoła nas chodziło wiele par tak samo ubranych jak my. Mężczyźni mieli eleganckie smokingi, a kobiety długie balowe suknie.
- Tak nawiasem mówiąc ślicznie wyglądasz – powiedział mój towarzysz. Spojrzałam szybko na niego lekko się uśmiechając.
- Dziękuję.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu blond czupryny Marka.
- Jak my go znajdziemy? Przecież to b a l  m a s k o w y – westchnęłam – Byliśmy głupi, że zgodziliśmy się na to. – razem ruszyliśmy do stolika na samym końcu, gdzie znajdowały się stoły dla tych mniej ważnych osób, gdzie nie było karteczek z nazwiskami.
- Cierpliwości koniku polny* – zaśmiał się biorąc ode mnie płaszczyk i torebkę. Usiadłam przy nakrytym stole obserwując tych wszystkich nadzianych ludzi, którzy jak pawie chodzili po sali z podniesionymi głowami. Westchnęłam zirytowana będąc skazana na towarzystwo tych snobów przez cały wieczór. Alec wrócił trzymał w dłoni dwa kieliszki szampana.
- Madam – naśladował francuski akcent podając mi jeden, który z wdzięcznością przyjęłam
- Merci – uśmiechnęłam się upijając łyk napoju.
- Zawsze chciałem być takim nadzianym, ważniejszym od wszystkich facetem. Wiesz szef wszystkich szefów – zaśmiał się i ułożył dłoń na kieliszku tak, że najmniejszy palec nie dotykał szkła – a ty? Kim zawsze chciałaś być?
- Na pewno nie chciałam być księżniczką w różowym pałacu z kucykami i różowym kiblem – upiłam odświeżający łyk szampana – Ja wolałam biegać z chłopakami taplać się w błocie i z nimi bić. A w przyszłości chciałam być snajperką.
- Snajperką? – chłopak próbował nie wybuchnąć śmiechem – Nie chciałaś być arystokratką?
- A po co komu tytuł? Możesz mieć tytuł szlachcica, czy kogo tam , ale jednocześnie być biednym jak mysz kościelna – wzruszyłam ramionami – tytuł to tylko słowo nic nie warte w tych czasach.
Chłopak nic się nie odezwał wbijając wzrok w jeden punkt. Obróciłam głowę widząc Marka. Od razu poznałam jego władczą postawę z szerokimi ramionami i żółtymi włosami, które odbijały światło.  Na twarzy miał srebrną maskę, która pasowała mu do krawatu. Obok niego stał facet. Wysoki, szczupły rudowłosy mężczyzna z dwudniowym zarostem. Rozmawiali ze sobą. Rudy był spokojny, nie wyrażał po sobie żadnego napięcia, ale za to Mark miał napięte ramiona i bojową postawę. Co jakiś czas gestykulował ręką przed mężczyzną, który dalej nie wydawał się poruszony. Wstałam ze swojego miejsca odrywając wzrok od powodu dla którego tu przyszłam kierując go na siedzącego niebieskookiego.
- Może uda mi się podsłuchać o czym rozmawiają, a ty tu zostań i się nie ruszaj – nakazałam twardym tonem z kieliszkiem w ręce spacerowym krokiem idąc pomiędzy tłumem. Na szczęście  niedaleko miejsca gdzie stali Mark z jego kumplem był stolik z przekąskami.  Dyskretnie stanęłam przy nim biorąc talerzyk słuchając co mówią.
- Posłuchaj nie taka była umowa – warknął Mark
- Co mnie interesuje umowa. Ja robię co chcę i jeśli mam ochotę zerwać z tobą tę „umowę” to ją zrywam – oparł spokojnym głosem z rosyjskim akcentem
- Kurwa nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. Zdobyłem wszystko co chciałeś… - nie usłyszałam no mówił dalej, bo przerwał mi męski głos:
- Mógłbym zaprosić tak uroczą damę do tańca?
Podniosłam zirytowany wzrok na młodego chłopaka przede mną.  Miał krótkie brązowe włosy, śliczny biały i szczery uśmiech, który wyróżniał się na tle karmelowej skóry.  Jak inni też miał maskę, ale mogłam zobaczyć jak jego orzechowe oczy błysnęły.
- Przepraszam, ale nie – pokręciłam głową widząc jak jego uśmiech trochę gaśnie – Mój chłopak mnie obserwuje i jest bardzo zazdrosny – dodałam i spuściłam wzrok na stół z jedzeniem, a chłopak poszedł. Znowu spróbowałam wsłuchać się w rozmowę Marka, ale już jej nie usłyszałam. 
Zamarłam czując mocny uścisk na moim przedramieniu. Mocne i szorstkie palce wrzynały się w moją skórę.  To nie była dłoń Aleca. Przełknęłam ślinę słysząc syczący głos do mojego ucha:

- Co do kurwy nędzy robisz tu Butler?

* jest to cytat cytatu. Pochodzi on z książki "Gwiazd naszych wina", a tak jeszcze dokładniej to ten cytat pochodzi z Kung Fu, znanego amerykańskiego serialu z lat siedemdziesiątych.
******************
Hey wam! Dzisiaj napisałam dłuższy rozdział :D taką wenę miałam haha chciałam jeszcze więcej napisać, ale coś musi być w następnych rozdziałach. Chciałabym też oznajmić, że (znowu) przekładam dzień dodania rozdziałów na sobotę! Powód: w sobotę mogę siedzieć 4 h przed kompem i napisać porządnie ten rozdział, a w piątki wracam na 19 do domu to ciężko mi. Na razie jest ta "separacja" Harleya, ale nie martwcie się już niedługo! :D Odpowiedź dla uroczej dziewczyny, która jest ciekawska (nie przeszkadza mi to nie przejmuj się kochana lubię jak ludzie mnie o coś pytają): mam jeszcze 15 lat, a w maju już 16 :D. Rozpaczam ludzie, bo właśnie moja przyjaciółka i koleżanka z ławki jadą do Anglii na wycieczkę, a ja siedzę w moim domu na moim tłustym tyłku i napierdalam na klawiaturze przed kompem zamiast jechc własnie do kraju moich marzeń! X.X  No to do następnej soboty kochani! Miłego czytania! Pozdrawiam xx