- Tak! – wykrzyczałam – Nie zawsze musisz dostać to co
chcesz, bo jesteś Harrym Stylesem! Już ci mówiłam nie ze mną takie gierki. –
odepchnęłam go od siebie kiedy chciał się zbliżyć.
- Ja się nie poddam. Nie dopóki nie przestaniesz mnie uważać
za dziwkarza. – chwycił mój nadgarstek
- No to powodzenia. Aha i jeśli się do mnie zbliżysz nie
będę hamowała mojego gniewu – wysyczałam odwracając się
- To mnie kręci! – zawołał kiedy wychodziłam.
***
- John dostarczyła ci tą płytkę? – spojrzałem na kumpla
sącząc zimny sok jabłkowy przez słomkę
- Tak. Dlaczego pytasz? – uniósł brew do góry
- No wiesz… Padło parę nieprzyjemnych zdań, ale wszystko w
porządku – uśmiechnąłem się do niego
- Tsaaa – nagle zabrzmiał dzwonek jego telefonu. Blondyn
sięgnął po swój telefon do kieszeni spodni by po chwili go wyciągnąć.
Przejechał kciukiem po ekranie i przyłożył go do ucha.
- Słucham cię – powiedział od aparatu. Czekał cierpliwie, aż
osoba, z którą rozmawia powie to co ma do powiedzenia. – Tabletki na
gardło. I co jeszcze? No dobra podrzucę ci. Leż i nigdzie nie wychodź. Pa. –
odłączył rozmowę i spojrzał na mnie.
- Coś się stało? – zmarszczyłem brwi na skutek przemyśleń
zakończonej rozmowy telefonicznej
- Hayley jest chora, prosiła mnie, żebym jej leki kupił.
- Ja mogę jej kupić – zaoferowałem się posyłając mu uśmiech
- Nie – stanowczym głosem zaprzeczył
- Niby dlaczego? Chcę po prostu jej pomóc – w moim głosie
dało się rozpoznać nutkę rozbawienia
- Chcecie się pozabijać? Wy się cały czas żrecie. – zamyślił
się – Nie ogarniam was nie możecie żyć bez siebie, ale też ze sobą. – pokiwał
przecząco głową na znak, że nie rozumie własnych myśli. W odpowiedzi tylko
wzruszyłem ramionami.
- To jaki ma adres? – po chwili ciszy odezwałem się znacząco
się uśmiechając
- Nie odpuścisz prawda? – uniósł brwi w rozbawieniu upijając
zimny napój
- Nie. – krótko odpowiedziałem przeczesując włosy palcami.
***
Zaparkowałem pod starą kamienicą. Zgodnie ze wskazówkami
Johna wszedłem do budynku dokładnie opisanego przez przyjaciela. Spojrzałem w
górę, aby zobaczyć ile schodów mnie czeka do pokonania. Niestety Hayley
mieszkała na poddaszu ten starej kamienicy. Długim krokiem wskoczyłem na
drugiego stopnia, a później na następne. Trochę już zmachany dotarłem na sama
górę. Wyrównałem swój oddech i zapukałem
do drzwi.
- Wejdź John! – usłyszałem słaby i ochrypły głos dziewczyny.
Nacisnąłem na klamkę ciągnąc ją w dół i popychając drzwi jednocześnie.
Rozejrzałem się po mieszkaniu. Znajdowałem się na korytarzu, który prowadził
zapewne do sypialni blondynki. Powolnym krokiem ruszyłem wzdłuż klimatycznego
korytarza. Zatrzymałem się przed drzwiami i lekko zapukałem. Odchyliłem drzwi i
powoli wetknąłem głowę do środka pomieszczenia. Naprzeciwko drzwi znajdowało
się łóżko, na którym teraz leżała Hayley. Obok miała małą szafkę, a przy
ścianie po jej prawej stronie znajdowała się drewniana szafa. Blondynka leżała
pod grubą pierzyną z chusteczkami w dłoniach.
- Hej – przywitałem się wprowadzając do środka resztę mojego ciała.
- Co ty tu robisz? – wychrypiała zła podnosząc się na
łokciach.
- John musiał gdzieś jechać i mnie prosił, żebym ci podwiózł
leki, bo jesteś chora. – zrobiłem krok do przodu ukazując plastikową reklamówkę
z apteki.
- Tyle już bym sobie dała radę.
- Nie to nie – odwróciłem się na pięcie sięgając do drzwi
- Poczekaj – wybełkotała pośpiesznie. Zatrzymałem się – Jak
już tutaj jesteś z tymi lekami to już mi je daj. – odwróciłem się do niej
twarzą
- Mogę iść, ale wiesz Johna nie będzie do jutra jak coś – na
mojej twarzy uformował się triumfalny
uśmiech. Dziewczyna w odpowiedzi tylko się patrzyła na mnie.
Powolnym krokiem przeszedłem korytarz i odnalazłem kuchnię.
Nastawiłem czajnik na gaz i wyciągnąłem dwie szklanki. Do jednej z nich wsypałem
biały proszek na przeziębienie, a do drugiej wrzuciłem torebkę herbaty. Wlałem
wrzącą wodę do szklanek i położyłem je na tacy. Powoli poszedłem z powrotem do
sypialni Hayley. Dziewczyna była zaskoczona widząc mnie.
- Wyglądasz jak byś ducha zobaczyła – zaśmiałem się
- Myślałam, że wyszedłeś – przyznała podnosząc się do
pozycji siedzącej
- Jak widać źle myślałaś złotko – puściłem do niej oczko.
Podszedłem do łóżka stawiając tacę na nocnej szafce. Łyżeczką zamieszałem biały
płyn, aby granulki pozostałego proszku całkowicie się rozpuściły.
- Wypij to – podałem jej szklane naczynie
- Co to? – nosem pociągnęła zapach parującego płynu.
- Na grypę – odparłem i kiwnąłem głową żeby wypiła.
Skrzywiła się upijając pierwszy łyk. Wstrzymała oddech i wszystko wypiła
duszkiem. Odebrałem od niej pusta już szklankę i podałem herbatę.
- Przepij – zaleciłem. Posłuchała mnie i upiła parę łyków. –
Teraz syrop na kaszel – odkręciłem małą buteleczkę i nalałem na łyżeczkę
brązowy płyn. Otworzyła buzie i połknęła płyn.
- Dzięki – wymamrotała oblizując usta.
- Sprawdzałaś czy masz gorączkę?
- Tak. Wyszło 37 i 7 – potarła swój nos chusteczką.
Zmarszczyłem brwi zastanawiając się – Połóż się i się
zdrzemnij, może ta gorączka spadnie – odwróciłem się do niej plecami i
wyszedłem.
Z powrotem powróciłem do kuchni, po której się rozejrzałem.
W jej skład wchodziły podstawowe urządzenia takie jak lodówka, meble, mały stół
i 2 krzesła. Żyje skromnie, i schludnie. Dostrzegłem jakieś kartki leżące na
kredensie w rogu. Wiem, że nie powinienem ich ruszać, ale ciekawość zawsze
wygrywała z rozsądkiem i tą uczciwą
częścią mnie. Wziąłem białą kartkę do ręki i spojrzałem na nią. Był to rachunek
za prąd. Następna kartka również była rachunkiem, tak samo jak kolejna. Cicho
westchnąłem i ręką zacząłem szukać po kieszeniach spodni kluczyków do mojego
samochodu. Jęknąłem z niezadowolenia gdy ich tam nie napotkałem. Musiałem je
zostawić w pokoju dziewczyny. Lekko uchyliłem drzwi jej sypialni wtykając głowę
do środka. Blondynka spała, przynajmniej
tak mi się wydawało. Starając się nie zrobić żadnego hałasu przeszedłem przez
pokój do nocnej szafki, na której były leki i moje kluczyki. Wziąłem je i
ruszyłem w stronę drzwi. Niestety moja niezdarność jest już codziennością i
wpadłem na kant łóżka. Wciągnąłem zachłannie powietrze przez zaciśnięte zęby
starając się nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku bólu. Spojrzałem na śpiąca
dziewczynę. Mamrocząc coś obróciła się na drugi bok. Wyglądała tak słodko i
spokojnie kiedy spała. Odetchnąłem z ulga widząc, że jej nie obudziłem.
Wyszedłem z jej mieszkania schodząc po schodach.
**************************
Witam kochani! Jak wam sie podoba rozdział? I ogólnie całe opowiadanie? :D Ostatnio coś zapominam o blogu.. Taa to przez szkołę teraz mam taki zapieprz, że łohohoh! To sie nazywa "witamy w 3 gimnazjum lamusy"... Na grudzień już mi zapowiedzieli próbne egzaminy! Boje sie ich jak cholera! -,- Grudzień to taki piękny miesiąc Mikołaj, Boże Narodzenie... A oni ten miesiąc zjebali egzaminami X.x No właśnie nie mogę sie już doczekać mikołajek! Będzie frajda! Komentujcie kochani :D Love xx
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zwykle xd. Mam proźbe mogłabys zajrzec do mnie.? dopiero zaczynam i bardzo mi zalezy na twojej opini http://zycie-jest-banka-mydlana.blogspot.com/. Bardzo bardzo bardzo prosze. Pozdrawiam Zaczarowana.1D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać nexta ;)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział i wgl.Masz talent i pisz,pisz!
OdpowiedzUsuńJestes zajebista :333 Nie nudzi cie to juz? Bo mnie bardzo. Ale jak obiecalam, tak zrobie, no chyba, ze sama sobie zażyczysz, abym przestala, ale wiedz, ze mowie prawde. Pod poprzednim rozdziałem zauwazylam komentarz, gdzie jakas dziewczyna (chyba) napisala, ze TEN blog jest lepszy od TAMTEGO. Ja sie w pelni z nia nie zgadzam. Oba blogi sa tak samo swietne. Gdybym miala wybierac na smierc i zycie, dalabym sie pokroic xDDD
OdpowiedzUsuńDo nastepnego....matko, ale sie zdziwisz wchodzac rano na bloggera. Tyle nowych komentarzy. Szczerze mowiac, nigdy jeszcze nikomu nie skomentowalam kazdego rozdzialu, ale musze ci sie jakos odwdzieczyc za nieskomentowanie ani jednego rozdzialu na poprzednim blogu. I'm so sorry.
Czy tylko mi sie wydaje, czy Harry ma zamiar zapłacic za rachunki Hayley? '.'