Chłopak był tak samo zaskoczony jak ja widząc go. Co do
kurwy nędzy robi w naszej kryjówce Louis Tomlinson najlepszy przyjaciel
Harrego?! Oko miał podbije, a od nosa
ciekła szkarłatna strużka wyschniętej krwi. Brunet próbował coś powiedzieć, ale
wyszedł z tego tylko bełkot przez taśmę klejąca, którą miał na ustach. Cholera
jasna! Przełknęłam ślinę nie ruszając się. Moje ciało ani drgnęło o minimetr.
Lou szarpnął się na krześle dalej próbując coś powiedzieć. Co ja mam teraz zrobić? Serce biło mi jak
oszalałe kiedy usłyszałam kroki na korytarzu.
Popatrzyłam na korytarz oceniając ile jeszcze mam czasu, i znowu
wróciłam wzrokiem do chłopaka, który dalej się szarpał i próbował coś
powiedzieć. Zacisnęłam oczy biorąc głęboki wdech. Popatrzyłam na chłopaka i po
prostu wycofałam się do drzwi gasząc światło i zamykając je.
Ruszyłam korytarzem napotykając Jace’a i Simona.
- Hayley co ty tam robiłaś? – niskim głosem zapytał wysoki i muskularny Jace.
- Miałam jakieś pudło przynieść, ale nie do tych drzwi
trafiłam. – bąknęłam wymijając ich. Mark porwał Louisa. Czemu ja nic o tym nie
wiedziałam? Ile to już trwa? Nie mogę tego tak zostawić. Po prostu kurwa nie mogę.
***
Minęły trzy dni od porwania Lou. W mediach ciągle huczą o
tym. Rodzina, chłopcy jak i fani błagają
o bezpieczny powrót bruneta. Westchnęłam wyłączając telewizor. Z Markiem w ogóle nie ma możliwości kontaktu.
Do niego nic nie dociera. On nie rozumie, że tego jednego człowieka szuka cała
policja w Wielkiej Brytanii. Jeśli zostanie złapany pójdziemy wszyscy siedzieć .
Westchnęłam patrząc na telewizor, na którego ekranie widniały zmartwione twarze
chłopaków proszące porywaczy, aby wypuścili Lou nie ważne za jaką cenę. Każdy z nich miał cienie pod oczami i ani
krzty uśmiechu na ustach. Ale
najbardziej przykuwał moją uwagę Harry. Kolory z jego twarzy zniknęły i zostały
zastąpione szarym odcieniem. Kości policzkowe były bardziej widoczne, a mętny
wzrok i worki pod oczami oznaką nie przespanych nocy. Zacisnęłam pięść z ponownie narastającej
złości na Marka. Wyłączyłam telewizor rzucając pilot na przeciwległy fotel.
Wyciągnęłam papierosa z paczki leżącej na stoliku i zapaliłam go zaciągając się
dymem. Skupiłam wzrok na Marku, który właśnie wszedł do salonu.
- Wypuść go – warknęłam bez ogródek. Jego lodowaty wzrok
spoczął na mojej twarzy. Jego twarzy była stanowcza i władcza, ale i z
przebłyskami zmęczenia.
- Już ci kurwa coś mówiłem – odezwał się chłodno –Zaczynasz
mnie wkurwiać Butler, od paru dni nic od ciebie nie słyszę tylko to, żebym
wypuścił tego gnoja – warknął na co wstała i podeszłam do niego.
-Myślałam, że jesteś mądrzejszy. Cała pierdolona policja go
szuka, przeszukują każdy skrawek ziemi, żeby go znaleźć, a jak nas złapią to do
końca życia nie wyjdziemy z pierdla! – krzyknęłam ściskając w ręce papierosa
- To był mój plan zanim zaprosiłem cię do nas, to ja go
porwałem i to ja będę ponosił konsekwencje. Nie musisz się bać o swój skromny
tyłeczek – odparł naciskając na każde wypowiedziane „ja”. Zacisnęłam ręce,
które aż rwały się, żeby mu przyjebać i zobaczyć jak krew spływa z jego
rozkwaszonego nosa, ale tylko się wycofałam zabierając kurtkę.
- Skoro tak to radź sobie kurwa sam – powiedziałam na
odchodnym.
***
Siedziałem przy chwiejnym stoliku w kącie
pomieszczenia. Na połowę blatu padało
przytłumione światło. Znużony schowałem telefon do kieszeni kiedy gra mi się
znudziła. Podniosłem wzrok na związanego bruneta na krześle. Jego oczy były skierowane
wprost na mnie. Szary odcień wzburzonego morza błyszczał nienawiścią i zmęczeniem. Na jego twarzy pojawił się zarost,
a od kolesia chcąc czy nie chcąc zaczęło już cuchnąć. Chłopak próbował coś powiedzieć, lecz taśma
skutecznie mu to uniemożliwiała. Przekrzywiłem głowę patrząc na niego. Wstałem stając koło niego, a ten dalej nie
zaprzestał prób powiedzenia czegoś. Złapałem skrawek taśmy i oderwałem ją od
jego ust na co krzyknął głośno.
-Ćsss , bo zmarłych obudzisz – odparłem patrząc jak brunet
zaciska oczy z bólu.
- Mam propozycje – odezwał się drżącym głosem – Ale chce
gadać z twoim szefem – podniósł na mnie wzrok.
Wzruszyłem ramionami obracając się.
- Nie wiem czy mi się chce dzwonić do niego – usiadłem na
krzesełko.
-Proszę cię – zabłagał
na co tylko zrobiłem skwaszoną minę– Na pewno zaproponowali wam dużo
kasy za mnie, więc czemu mnie kurwa nie wypuścicie?! – szarpnął się
- Uspokój się księżniczko, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz
– warknąłem – To nie zależy ode mnie, ja tu tylko wykonuje polecenia.
Chłopak zamknął na chwile oczy, które po momencie otworzył.
Oblizał spierzchnięte usta i spojrzał znowu na mnie.
- Ile wam zaproponowali?
Wzruszyłem ramionami bawiąc się telefonem, który wyciągnąłem
z kieszeni.
- Zadzwoń do tego kolesia co tym całym gównem kieruje i
przekaż, że chce z nim gadać – jego ton był stanowczy, ale wyczuwałem w nim
nutkę strachu. Odblokowałem ekran i wyszukałem numer Marka dzwoniąc do niego.
Odebrał po trzecim sygnale.
- Co?! – krzyknął wkurzony do telefonu
- Woahh spokojnie facet. Kto cię tak wkurwił?
- Ta suka Hayley. Rozszarpie ją kiedyś gołymi kurwa rękami –
wywróciłem oczami czerpiąc przyjemność z tego, że blondyn mnie nie widzi. Od
tych trzech dni nic nie słyszę tylko jak ci dwoje się kłócą o tego dupka.
Hayley zawzięcie się upierała, że to bardzo duży błąd porywając kogoś z widoku
publicznego, a Mark, że to on podejmuje decyzje. I tak w kółko i w kółko jak
niekończąca się opera mydlana. – A tak w ogóle to po co dzwonisz? – jego lodowaty
głos wyrwał mnie z przemyśleń.
- Nasz gość chciałby z tobą zamienić parę słów – odparłem spokojnie
- A ktoś ci kurwa pozwalał ściągnąć mu z mordy taśmę?! –
znowu wybuch gniewu
- Sam sobie pozwoliłem – odgryzłem się.
- Nie takim tonem skurwielu – warknął po czym w tle było
słychać trzask zamykanych drzwi – Dobra zaraz tam będę – powiedział kończąc
rozmowę. Spojrzałem na niebieskookiego, który zawzięcie mnie obserwował.
- Załatwione madam – bąknąłem rozkładając się na niewygodnym
krześle. Po jakichś 10 minutach drzwi z hukiem się otworzyły, a do środka
wszedł Mark. Wyglądał na poirytowanego.
- Jaką sprawę masz do mnie gnido, każąc mi specjalnie tutaj
przyjeżdżać? – warknął zwracając się do bruneta.
- Ile zaproponowali ci kasy za mnie? – patrzył na Marka
zawzięcie i z wrogością
- Nie narzekam – odparł Mark z przerażającym spokojem
- Ile? – powtórzył Louis na co Mark zmarszczył brwi.
- 10 milionów – odparł od niechcenia
- Dlaczego się nie zgodziłeś? – niebieskooki był zdziwiony.
- Bo uważam, że niezłą zabawę mam kiedy tak sobie tu
siedzisz – warknął tracąc cierpliwość Mark
- Wypuść mnie, a ja nie zdradzę policji kto mnie porwał,
powiem, że nie widziałem waszych twarzy. Nic.
Blondyn zaśmiał się uderzając bruneta, tak że jego głowa
przechyliła się na bok, a włosy opadły roztrzepane na twarz.
- To ja tu dyktuje warunki – lodowatym głosem odarł
przyklejając nowy kawałek taśmy na usta Louisa.
Dzięki ze dodałaś. Kocham tego bloga
OdpowiedzUsuńBardzo fajny lecz mam jedną uwagę : mianowicie blog jest pisany bardzo fajnie oprócz częstych bluźnierstw ale to mniej ważne ,.wszyscy w opowiadaniu są źli. Znaczy opowiafanie jest tak pisane że wszyscy robią złe rzeczy itp. Np. Hayley moga by być bardziej radosna i milsza a nie cały czas taka "buca" . Wiem że może tak ma być, ale to po woli zaczyna dziać się żenujące. Mogłaby był miła dla Hazzy a nie mieć do niego cialągle wonty. Mam nadzieję że nie obrazisz się za tą moją opinie, ale na prawdę pokochałam twój poprzedni blog i mam nadzieję że z tym też coś zrobisz żeby nie był ciągle zły, smutny,przerażający. Liczę że spròbujesz zrozumieć o co mi chodziło ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam gorąco do siebie . www.very-crazy-duo.blogspot.com
Ciesze się że dodałaś. Myślę że powinno być więcej miłości Hayley i Hazzy ale to moje zdanie.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Piszesz świetnie i proszę żebyś dokończyła tg bloga bo niektórzy piszą, piszą a jak im sie nudzi to zawieszają... :((. a tak wgl to kiedy będziesz teraz dodawać rozdziały. .?
OdpowiedzUsuń