- Co jest?! – warknąłem trzymając się za twarz
- Dawaj portfel – zażądał męski głos. Wolałem nie ryzykować
dalszymi ciosami i zacząłem szukać po kieszeniach pożądanego przedmiotu. Niestety jednak nic nie napotkałem takiego.
- Szybko – warknął. Dalej szukałem skórzanego przedmiotu.
- Nie ma go! – podniosłem głowę na mojego oprawce. Zamachnął
się i kolejny raz mnie uderzył. Lekko się zachwiałem, po czym poprawiłem
ułożenie swoich stóp tak, aby zapobiec przewróceniu się. Nie miałem zamiaru się
nie bronić, więc z prawego sierpowego oddałem zakapturzonemu typowi. Nie spodziewał się mojego ruchu. Zrobił 2
kroki do tyłu i chwilę tak stał, aby się otrząsnąć. Moje mięsnie się napięły, a
oddech przyśpieszył z przypływu adrenaliny w mojej krwi. Mężczyzna ruszył w
moją stronę i chciał mnie uderzyć lecz ja zrobiłem unik i to ja go uderzyłem.
Nieliczne lekcje boksu się przydały. Mój napastnik był już nieźle wkurzony tą
całą sytuacją. Zrobił jeden długi krok w moim kierunku i znajdywał się parę
centymetrów ode mnie. Chwycił mnie za ramiona ciągnąć w dół. Poczułem mocny ból
na moim brzuchu. Zgiąłem się w pół trzymając za obolałe miejsce. Mężczyzna
zacisnął pięść na moich włosach i pociągnął moją głowę do góry. Zajęczałem z
bólu. Cicho się zaśmiał i zamachnął się celując w moją twarz. Trzymał mnie za
włosy, więc nie miałem jak zrobić uniku. Przed samym uderzeniem puścił mnie i
uderzył z dużą siłą, tak że wylądowałem na ziemi. Zwijałem się z bólu jęcząc.
Myślałem, że to koniec, że ten facet da sobie spokój i już pójdzie. Ale się
myliłem. Zaczął obkładać mnie pięściami po
całym ciele, a najwięcej po twarzy. Chciałem się bronić, ale byłem zbyt słaby. Wyprostował
się i zaczął mnie kopać.
- Ej ty! – usłyszałem. Napastnik odwrócił się w stronę
źródła głosu – Nie masz kogo lać? – był to kobiecy głos. Dziewczyna zaciągnęła
się papierosem i wyrzuciła peta. Ruszyła powolnym krokiem w naszym kierunku.
- Ty lala coś ci się nie pomyliło? Zwijaj się stąd! –
prychnął.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Ty chyba nie wiesz do kogo to mówisz gnoju – to była Hayley.
Pojedyncze pasma jej długich blond włosów opadały na jej
czarną bluzę. Była zła, widziałem to po niej. Zrobiła krok w naszym kierunku.
- Harry odsuń się – powiedziała surowo.
Zrobiłem co chciała. Podciągając się na łokciach zacząłem
się odsuwać. Blondynka zamachnęła się i wymierzyła pierwszy cios.
- Co jest kurwa?! – krzyknął zdziwiony
- Mówiłam, że nie wiesz do kogo to mówisz – wysyczała i
kolejny raz go uderzyła. Złość przejęła nad nią kontrolę. Kolejne uderzenia
zostały skierowane w mężczyznę. Teraz to
on leżał na ziemi, a dziewczyna usiadła mu na brzuchu i obkładała go pięściami.
Leżałem na ziemi kaszląc krwią. Dziewczyna nie przestawała bić mojego
napastnika. Przywaliła mu jeszcze raz i wstała. Wzięła zamach i kopnęła w jego
czułe miejsce.
- Następnym razem się zastanów zanim powiesz coś do
nieznajomej, która przeszkodzi ci kogoś bić – warknęła.
Podeszła do mnie i przykucnęła.
- Nic ci nie jest? – zapytała
- Na twoje nieszczęście żyję – zaśmiałem się co wywołało
atak kaszlu z krwią.
- Chodź – pomogła mi wstać i przełożyła sobie moje
ramię przez kark. Powolnym krokiem
ruszyliśmy w kierunku domu Johna.
- Gdzie masz kluczyki do samochodu? – zapytała kiedy doszliśmy
do mojego czarnego range rovera.
- W tylnej kieszeni spodni – wychrypiałem.
Dziewczyna bez zastanowienia wsadziła dłoń w moją kieszeń.
Palcami starała się znaleźć kluczyki.
- Jeśli chciałaś pomacać to trzeba było po prostu zapytać –
zaśmiałem się
- Nie ma zbytnio co macać – lekko mnie uszczypnęła w
pośladek wyciągając kluczyki. Otworzyła samochód i zaprowadziła mnie od strony
pasażera. Uchyliła drzwi pomagając mi wsiąść. Zamknęła drzwi i obeszła samochód
zasiadając za kierownicą.
- Ty masz w ogóle prawdo jazdy? – zapytałem dysząc
- Nie. Tak po prostu sobie jeżdżę po mieście, żeby
wszystkich pozabijać – uśmiechnęła się wkładając kluczyk do stacyjki. Po chwili
zabrzmiał dźwięk silnika. Powoli zjechała z pobocza na drogę. Zmieniła bieg, a
po chwili samochód już pędził jezdnią.
- Nie zapytasz o adres? – uniosłem brwi do góry
- Nie – kurczowo trzymała kierownicę
- Jedziemy do ciebie? – nie dałem za wygraną.
Zaśmiała się z drwiną.
- Aż taka głupia nie jestem – parsknęła – John powiedział mi
twój adres.
- Po co? – przetarłem dłonią wargę
- Za dużo zadajesz pytań. Jak przeciętna kobieta. To
wkurzające – spojrzała na mnie.
- Po prostu chce wiedzieć. Mogę się ciebie obawiać. Może
chcesz wykorzystać mój słaby stan i mnie okraść czy po prostu zgwałcić –
wzruszyłem ramionami
- Do gwałcenia są lepsze partie chodzące po londyńskich
ulicach – powiedziała bez emocji na twarzy – John kazał mi iść za tobą,
przeprosić i przywlec z powrotem na tą
imprezę, ale jak widać musiałam cię uratować – zlustrowała mnie wzrokiem – Tak
w ogóle to kto to był? – uniosła brew w zaciekawieniu
- „Za dużo zadajesz pytań. Jak przeciętna kobieta.” – zacytowałem
ją
- Nie pozwalaj sobie – warknęła
- Chciał mnie okraść. Nie miałem przy sobie portfelu, więc
mnie bił – odparłem. Blondynka zaczęła się śmiać.
- Co w tym śmiesznego? – zapytałem lekko poirytowany
- To, że nie umiałeś się obronić – przyśpieszyła
- Broniłem się, ale był zbyt silny jak dla mnie. Nie
jedziesz zbyt szybko? – zerknąłem na licznik wskazujący 120 km/h.
- Nie. – odparła. Po chwili zwolniła skręcając w ulicę i
ruszyła wzdłuż niej. Rozpoznałem sąsiednie budynki. Po chwili wjechała na wjazd
przed moim domem. Z szufladki wyciągnąłem pilot do bramy. Nacisnąłem guzik, a
brama się otworzyła. Samochód powoli ruszył i wjechał przed dom. Dziewczyna
zgasiła silnik i wyjęła kluczyk wychodząc z auta. Otworzyłem drzwi, blondynka już była przede mną.
- Sam sobie dam radę – powiedziałem powoli zsuwając się z
siedzenia.
- Nie mam całej nocy na bawienie się w twoje cipowate gierki
– podirytowana chwyciła mnie za ramię. Otworzyłem drzwi domu wchodząc w jego
głąb. Dziewczyna rozglądnęła się.
- Chodź do kuchni tam jest apteczka – ruszyłem do
pomieszczenia z niebieskooką. Wspiąłem się na blat i siedziałem tak wpatrując
się w Hayley.
- Gdzie masz apteczkę? – zapytała rozglądając się
- Tam w górnej półce – wskazałem ręką meble.
Dziewczyna podeszła i próbowała dosięgnąć drzwiczek lecz na
marne. Mrucząc coś pod nosem wyszła na blat i stanęła prosto. Teraz bez
problemu mogła otworzyć szafkę. Grzebała tam w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy.
W końcu zamknęła drzwiczki i z gracją zeskoczyła na podłogę. Postawiła pudełko koło mnie na blacie.
Otworzyła je i wyciągnęła gaziki. Rozejrzała się i podeszła do mebli. Po kolei
je otwierała szukając czegoś.
- Może lepiej zapytać – przeczesałem swoje włosy.
- Gdzie masz naczynia? – odwróciła się przodem do mnie.
- Nad zlewem – odparłem grzecznie. Wyciągnęła małą szklaną
miseczkę. Odkręciła wodę i trochę nalała do naczynia. Wróciła do mnie i
zamoczyła jeden z gazików. Odchyliła lekko moją głowę do tyłu. Pod jej dotykiem
po moim ciele przeszły ciarki. Mokrym gazikiem zmywała krew, która pociekła mi
z nosa. Drugi gazik zwinęła w rulonik i wsadziła mi w lewą dziurkę nosa, z
której jeszcze kapała krew. Jej wzrok spoczął na moim oku. Przygryzła lekko
wargę i znowu poszła czegoś szukać. Otworzyła zamrażalkę i wyciągnęła 2 palety
z kostkami lodu. Wysypała je do ścierki, która leżała na blacie.
- Przyłóż to sobie do oka – wskazała prawe oko podając mi
lód. Z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie ulgi.
- Ściągnij koszulę – zażądała
- Co? – zapytałem otwierając oczy ze zdziwienia
- To co słyszałeś, ściągaj koszulę – powtórzyła jak by to
była najbardziej oczywistą rzecz na świecie.
- Wow szybka jesteś – posłałem jej łobuzerski uśmiech
- Jesteś idiotą – wysyczała
- Ale sexownym – niebieskooka sięgnęła do mojej koszul
odpinając guziki. Gdy skończyła usadowiła ręce na swojej talii. Wiedziałem, że
czeka, aż ją z siebie zdejmę, więc to zrobiłem.
- Trzymaj to przy oku jeśli chcesz jutro na nie coś widzieć
– naprowadziła moją dłoń na twarz.
Rozluźniłem się i z powrotem zamknąłem oczy. Po chwili
poczułem coś zimnego na moim torsie.
- Zimne – zaskrzypiałem
- Bo to ma być zimne – syknęła – zachowujesz się jak dziecko.
- A może ja lubię być dzieckiem? – parsknąłem zwilżając usta
śliną. Dziewczyna wsadziła palce w moją ranę na brzuchu.
- Nie zadzieraj – wysyczała. Odłożyłem lód od mojego oka i
spojrzałem na nią. Szczękę miała mocno zarysowaną, a na jej twarzy malowało się
skupienie.
- Co to jest? – pokazałem na malutki pojemnik, który
trzymała w dłoni.
- Mój własny patent na rany i siniaki. Schodzi 2 razy szybciej
– zakręciła pudełeczko i wsunęła w tylną kieszeń swoich jeansów.
- Masz wazelinę? – podniosła wzrok na moją twarz
- A w apteczce jej nie ma? – wskazałem czerwone pudełko.
Długowłosa sięgnęła do niego, a po chwili w ręce trzymała białe pudełeczko.
Odkręciła wieko i nabrała trochę na palec wskazujący i środkowy.
- Pokaż to oko – gestem kazała mi się przybliżyć – zamknij
je.
Zrobiłem jak chciała. Prawe oko zamknąłem, lewe jednak
zostawiłem otwarte. Białą maź rozsmarowała dookoła mojego obolałego oka. Jej
dotyk sprawiał, że cały ból był łagodzony. Bacznie się jej przyjrzałem. Błękit
jej oczu był trochę zgaszony, jakby pomieszany z szarym. Jej usta były w miarę
pełne i malinowe. Na nosie miała parę pojedynczych piegów.
- Na co się tak gapisz? – zwróciła mi uwagę
- Yyy na nic – zaczerwieniłem się.
Blondynka znów sięgnęła po wazelinę, ale tym razem nabrała
ją tylko na palec wskazujący. Powolnymi ruchami rozprowadziła substancję po
mojej dolnej wardze, która była trochę rozcięta.
Zobaczyłem czerwone plamki na jej kostkach. Chwyciłem jej
dłoń i przyjrzałem się jej. Skóra na jej kostkach prawej dłoni była zdarta i
rany lekko krwawiły. Próbowała wyrwać swoją dłoń z mojej, ale ja zacieśniłem
ucisk na jej nadgarstku. Drugą ręką wyjąłem z apteczki wodę utlenioną. Puściłem
na chwilę jej dłoń i wyjąłem czysty wacik. Ponownie podniosłem jej dłoń. Palcem przytrzymałem gazik przy jej ranach i
delikatnie pokropiłem wodą. Rany zaczęły się pienić. Spojrzałem na nią. Jej
twarz nie okazywała żadnych emocji.
Uciąłem 4 małe paski plastra i zakleiłem czerwone małe punkciki.
Puściłem jej dłoń, która po chwili bezwładnie opadła wzdłuż tułowia. Tą samą
czynność powtórzyłem na jej lewej dłoni.
- Przepraszam – wybełkotałem. Dziewczyna była zbita z tropu.
- Za co? – uniosła brew do góry
- Za te słowa co powiedziałem u Johna. Wiesz przecież, że ja
tak nie myślę – spojrzałem jej w oczy
- Przecież ja nic o tobie nie wiem, nie wiem co ty myślisz –
odparła z nutką złośliwości w głosie
- No przecież cię przeprosiłem.
- No i co z tego? – założyła ręce na piersi
- Co mam powiedzieć lub zrobić, żebyś mi wybaczyła? –
zapytałem
- A po co mam ci wybaczać? – poprawiła swoje włosy
- Bo mi zależy na przyjaźni z tobą – ściszyłem ton głosu.
Przybliżyła swoją twarz do mojej – Przyjaźń ze mną to jak
igranie z ogniem, skarbie – wyszeptała
- A może ja lubię igrać z ogniem? – chwyciłem jej podbródek
między mój kciuk, a palec wskazujący. Patrzyłem
w jej oczy w skupieniu. Nie mogłem z nich nic wyczytać, nic co dało by mi do
myślenia. Przysunąłem swoją twarz bliżej jej. Nasze usta znajdowały się
zaledwie centymetr od siebie. Przez ten czas dziewczyna ani drgnęła. Po chwili jednak gwałtownie się oderwała ode
mnie. Spojrzałem na nią zdezorientowany.
- Poczekaj, aż to wyschnie i zrobi się szorstkie. Nie
zdrapuj tego po prostu zostaw. – wskazała na białą maź rozsmarowaną na moich
ranach na brzuchu – Jak zmyjesz czy coś to nasmaruj ponownie – sięgnęła do
tylnej kieszeni swoich jeansów i wyciągnęła małe pudełeczko niczym po pomadce i
wręczyła mi – Oko i wargę smaruj wazeliną na okrągło i przykładaj ten lód –
zaleciła i bez słowa wyszła.
Wystraszyłem ją. Po prostu ją wystraszyłem. Byłem wkurzony
na siebie jak mogłem spartolić to! Dlaczego nie trzymałem tych rąk przy sobie?
Wkurzony zeskoczyłem z blatu i sprzątnąłem wszystkie
artykuły pierwszej pomocy. O czymkolwiek teraz marzyłem to rzucenie się na
łóżko i spanie. Nie miałem siły na prysznic, więc idąc do sypialni po prostu
zrzuciłem z siebie spodnie i w bokserkach położyłem się na łóżku od razu
zasypiając.
*********************
Suprajs! Tak mnie naszło, żeby dodać dziś rozdział no i jest! To już 3 rozdział?! OMG! szybka jestem... albo i nie? Dobra tak tylko se gadam se nie przejmujcie się mną :3 No i ten co by tu jeszcze... cholera zawsze mam plan pisania tyleeeee, a zawsze wychodzi z tego dupa Maryny -,- A i BŁAGAM komentujcie, bo nie wiem czy wam sie podoba. To tyle tak na serio tyle :D to do środy :D Następnej środy :D pozdro kochani ! <3 Love xx
a ja juz myślałam ze to dla mnie wczesniej xd ksieżncizko wiesz ze tojest zajebiste i jestem twoja najwieksza fanka soooooo kocham cie ksieżżniczko ♥
OdpowiedzUsuńZAJEBISTE <33
OdpowiedzUsuńOmg Omg boooostkie :D
OdpowiedzUsuńWiec..juz od poczatku myslalam, ze harry bedzie w tym opowiadaniu, jak i w prawdziwym swiecie ciota (bo dobra, zartuje xDDDD) i nie bedzie umial sobie poradzic z "drobna wymiana słów".
OdpowiedzUsuńOd momentu gdy Hayley zawiozla go do domu powtarzalam w myslach: Harry nie zjeb tego, Harry nie posuwaj sie za daleko. HARRY! Ty deklu, nie ukazuj swojej męskiej natury! i kilka takich tam niecenzurowanych słów.
Haha, i zapomniałabym dodac; jebłam na momencie z "macaniem". I tu w pełni sie zgadzam z Hayley, można być chudym, ale Harry, troche dupy każdemu sie przyda.
P.s Jesteś zajebista :***