***
Wąska polna droga, która aktualnie jechałam prowadziła do siedziby
Adamsów. Niewiele o nich wiedziałam, ale wystraczająco , żeby wiedzieć, że to
zwykli skurwiele. Mark mnie ostrzegał, a jego uwagi są cenne. Zatrzymałam
samochód przed domem i zgasiłam go wyciągając kluczyki ze stacyjki. Rozejrzałam
się i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Zapukałam i poczekałam, aż ktoś
łaskawie mi otworzy. Po chwili w drzwiach ukazał się wysoki przystojny brunet. Miał
aksamitnie niebieskie, duże oczy, które przyciągały uwagę. Niedługa grzywka
opadała na czoło w nieładzie. Na sobie miał t-shirt z nirwany, czarne rurki i
vansy. Gdybym nie wiedziała, że należy
do gangu to na myśl by mi nie przyszło, że może mieć coś wspólnego z tym
światem. Wyglądał niczym beztroski
nastolatek z liceum.
- Tak? – spojrzał na mnie pytając.
- Hayley Butler, Mark Stuff mnie przysłał – powiedziałam bez
żadnych emocji. Chłopak zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów, a na jego
usta wkradł się chamski uśmieszek.
- Ta Butler? – mocniej zaakcentował moje nazwisko
- Tak, ta Butler, a teraz zawołaj swojego szefa mały kutasie
– wysyczałam. Z łaską wypisaną na twarzy
zrobił mi miejsce, abym mogła przejść. Zrobiłam parę kroków do przodu
rozglądając się. Dom był duży i wyposażony w najnowsze sprzęty i skórzane
meble.
- Tom! – krzyknął chłopak za mną
- Co do chuja?! – po pomieszczeniu było słychać kroki. Po
chwili moim oczom ukazał się jak zapewne Tom- lider Adamsów. Jego wzrok spoczął na mnie. Podniósł brwi do
góry na znak zapytania kim jestem.
- To Hayley Butler, Mark ją przysłał – wyjaśnił brunet.
- Och Mark cię przysłał – uśmiechnął się. Jak dla mnie to
był obleśny uśmiech przypominający minę nie wysranego kota na pustyni, a nie
serdeczny jak miał w zamiarze.
- Przyjechałam odebrać kartę pamięci – przemówiłam formalnym
tonem.
- Przykro mi słoneczko, ale przyjechałaś na darmo – posłał
mi przepraszające spojrzenie – Niestety, ale gdzieś mi się zapodziała i jeszcze
jej nie znalazłem.
Palant myśli, że jestem tępą kurwą, która o niczym nie ma
pojęcia. Spięłam się kiedy powoli podszedł do mnie.
- Nie udawaj Quinn, wiem że to masz, więc po prostu mi daj
tą jebaną kartę – mój ton z formalnego stał się groźny i jeszcze bardziej
oziębły.
- Słyszałem co nie co o tobie Butler. Niezła sztuka z
ciebie. Po co masz się marnować u Marka, skoro możesz być z nami – ręką wskazał
wnętrze domu, a ironiczny śmiech wydostał się z moich ust.
- Daj-tą-kartę – powtórzyłam
- Hayley oni nam nie dorównują – podniósł rękę i przejechał
dłonią po moim policzku głaszcząc go. Moja noga machinalnie zgięła się w
kolanie, a ręce ułożyły się na jego ramionach. Kolano z dużą siłą uderzyło w
krocze ciemnego blondyna.
- Nie będę się powtarzała trzeci raz – wysyczałam do jego
ucha i oddaliłam się. Zgięty w pół pojękiwał z bólu, który mu sprawiłam.
- Kurwa daj jej to co chce! – wrzasnął na bruneta stojącego
za mną – Nie radzę ci więcej czegoś takiego robić. Jesteś na moim terenie i moi
chłopcy są dookoła, a ty jesteś sama – każde słowo skierowane w moją stronę
przesiąknięte było jadem.
- Jeśli o mnie słyszałeś to powinieneś wiedzieć do czego jestem
zdolna – warknęłam. Brunet, który
wcześniej wyszedł z pomieszczenia powrócił z malutkim plastikowym pudełkiem
wręczając go Tomowi.
- Masz ty małą zdziro – rzucił w moją stronę. Zrobiłam gwałtowny krok w jego
stronę chwytając jego koszulkę w zaciśniętą
pięść.
- Jeszcze raz mnie tak nazwij skurwielu, a pożałujesz. Może
i jestem na twoim terenie, ale mnie to gówno obchodzi i w jednej sekundzie będę
mogła skręcić ci kark – nie zwracałam uwagi na czterech mężczyzn, którzy byli
gotowi pomóc swojemu szefowi – rozumiesz?! –szarpnęłam nim. Nic nie
odpowiedział tylko patrzył na mnie
grymasem bólu. Puściłam jego koszulkę popychając go lekko.
- Żegnam – z wielką klasą opuściłam budynek. Wsiadłam do
samochodu i z piskiem opon opuściłam podjazd.
Zwolniłam jednak jadąc po polnej drodze między stawami. Zerknęłam w lusterko,
zwężając oczy, próbując coś dostrzec przez kurz. Już miałam odwrócić wzrok
kiedy z chmury pyłu wyłonił się samochód pędzący wprost na mnie. Nacisnęłam
pedał gazu lecz za późno zareagowałam. Poczułam
szarpnięcie i samochód jeszcze szybciej ruszył w przód. Moje audi zjechało z drogi przedzierając się
przez zarośla. Zaciągnęłam szybko hamulec ręczny, bo od wody dzielił mnie tylko
z jakieś dwa metry. Auto jednak nie
wyhamowało i z pluskiem wpadło do wody. Widziałam tylko jak drzewa i cały
krajobraz za szybą zmieniają się w wodę. Samochód już w całości był pod wodą i
powoli opadał na dno. Szybkim ruchem
wyciągnęłam kartę z opakowania, włożyłam do plastikowej torby, którą
miałam po nowo kupionych kolczykach i wrzuciłam ją do środka. Szczelnie
zamknęłam woreczek i włożyłam go do kieszeni spodni. Poprawiłam broń i
ściągnęłam szpilki. Pociągnęłam za klamkę drzwi, jednak te ani drgnęły.
- Kurwa, cholerne ciśnienie! – krzyknęłam. Oparłam głowę o
zagłówek czując jak woda wypełnia cały samochód. Robiło mi się coraz bardziej
duszno, a samochód dalej opadał w dół. Woda
sięgała mi już do pasa i dalej się wlewała. Próbowałam wyrównać oddech nie chcąc niepotrzebnie tracić jeszcze
tlenu. Zamknęłam oczy starając się
uspokoić i myśleć racjonalnie. W mojej głowie pojawiało się wiele obrazów
kędzierzawej głowy ze szmaragdowymi oczyma. Otworzyłam oczy i pokręciłam głową
chcąc wyrzucić jego obraz z mojej głowy. Kiedy akurat mogę utonąć ja myślę o
nim. Odchyliłam głowę do tyłu kiedy woda sięgnęła już mojej szyi. Kucnęłam na
fotelu chcąc mieć jak najwięcej powietrza. Woda była już tylko kilka
centymetrów od dachu samochód, więc nabrałam jak największą ilość powierza w
płuca. Butem, który trzymałam w ręce mocno uderzyłam w szybę, lecz ta ani
drgnęła. Zamachnęłam się i łokciem z całej siły powtórzyłam próbę. Nic.
Ponowiłam próbę, lecz znowu nic. Odpłynęłam trochę w głąb samochodu i nogą
uderzyłam w szybę. Pęknięcie pojawiło się na szybie, więc zamachnęłam się
jeszcze raz i kolejny i tak parę razy, aż szyba runęła. Wychyliłam ręce po za
samochód i wypłynęłam z tonącego samochodu. Ręce i nogi zgrywały się razem, aby
wydostać mnie na powierzchnię. Po paru metrach ciężkiej walki z wodą zaczynało
mi już brakować powietrza, sił i nawet chęci, żeby wypłynąć. Płynne ruchy
zamieniły się w paniczne pełne niepokoju i rozpaczy. Machałam rękami chcąc jak
najszybciej wydostać się i zaczerpnąć powietrza. Światło stawało się coraz
wyraźniejsze i jaśniejsze, a tafla wody coraz bardziej się kurczyła. W końcu
znalazłam się nad powierzchnią i głęboko nabrałam powietrza krztusząc się. Leniwymi
i ociężałymi ruchami dopłynęłam do brzegu czołgając się na trawę. Położyłam się
na niej i starałam się ustabilizować oddech. Kręciło mi się w głowie, a kontury
drzew stawały się rozmazane. Zamknęłam oczy chcąc chodź trochę odpocząć. Czym
ja teraz do cholery dostane się do miasta? Marka i chłopaków na pewno nie
będzie, a John urwie mi głowę nawet za to, że do niego zadzwoniłam, że mam
kłopoty. Cholera czemu zawsze to on musi być tą pieprzoną ostatnią deską
ratunku?! Wywracając oczami wyciągnęłam telefon z kieszeni. Dzięki Bogu, że mam
wodoodporny, bo inaczej bym tu zgniła. Wzdychając wybrałam jego numer i
czekałam, aż odbierze.
- Co? – odezwał się jego głos w słuchawce.
- Cześć Harry. Tak ja też się dziwie, że dzwonie, ale… mam mały problem pomożesz mi? – przygryzłam
wargę nie będąc pewna czy w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać, po tym jak
rozwaliłam tą butelkę na jego głowie.
- Ma mnie to obchodzić? Sama sobie radź ze swoimi
problemami, nie mam zamiaru wyciągać cię z jakiegoś gówna, bo jesteś niestabilna psychicznie i nie radzisz
sobie ze swoją agresją, więc nie dzwoń do mnie–jego głos był szorstki i
oziębły. Ałć, to mało powiedziane. Jego słowa zabolały, ale w końcu czego się
mogłam spodziewać? Tyle razy mieszałam go z błotem. „Ty głupia idiotko!” moja
podświadomość patrzyła na mnie gniewnie bijąc mnie po twarzy.
- Miałam wypadek i nie mam samochodu, jestem na jakimś
zadupiu i nie wiem jak mam się dostać do domu – mówię szybko zanim się rozłącz
- Jaki wypadek? – od razu
jego ton nabrał niewiadomej dla mnie barwy.
*****************************
Hej kochani! Na pierwszy ogień ida przeprosiny: PRZEPRASZAM, że tak długo nie dodawałam, ale piątek i sobotę w ogóle nie byłam na kompie i nie miałam jak dodać xx A teraz WOW loguję sie na blogerze i sprawdzam komentarze, a tu suprajs 6 komentów! To żeście mnie zaskoczyli, bo chyba w czwartek był 1 xx Tak więc cieszę się z tego powodu :D Sołłł czytajcie, komentujcie i bawcie sie dobrze podczas czytania mojego Drug'a :D Pozdrawiam xx
Super, ze dodałaś. ! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
OdpowiedzUsuńFajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie-> www.very-crazy-duo.blogspot.com ;)
Jak zwykle genialne!:-)
OdpowiedzUsuńsuper rozdzial czekan na nastepne
OdpowiedzUsuńUwielbiam twój styl pisania i uwielbiam twojego bloga. Masz talent i go dobrze wykorzystujesz :) Wcześniej napisałam taki dłuuugi komentarz, ale mi się usunął, a teraz nie chcę mi się, więc powiem tylko cos przereklamowanego zajebiste, boskie, najlepsze i cudne opowiadanie!! Usuń weryfikacje a będziesz miała więcej komentarzy :)
OdpowiedzUsuń