piątek, 28 lutego 2014

ROZDZIAŁ 22

Znajdowałem się w ciemnym pokoju, ale rozpoznawałem układ mebli. Byłem u siebie. Zdyszany i cały spocony zszedłem z łóżka. Przetarłem twarz dłonią zbierając kropelki potu.
- To był tylko kurwa zasrany koszmar – powiedziałem sam do siebie wychodząc do kuchni. Wszędzie było ciemno, światła były pogaszone, więc Gemma musiała już spać. Dobrze, że postanowiła zostać tu na parę dni i po opiekować się mną.
Poszedłem do kuchni  sięgając po zimne mleko z lodówki i pijąc prosto z kartonu. Może to mnie otrzeźwi od tego koszmaru.
***
Nacisnęłam guzik dzwonka wkładając ręce do kieszeń moich spodni. W spokoju czekałam, aż Harry otworzy mi drzwi. Już od dłuższego czasu, czułam znajome szybsze bicie serca, kiedy miałam go spotkać.  Drzwi się uchyliły, a przede mną w nonszalanckiej pozie stał Styles. Na sobie miał czarne obcisłe rurki z dziurami na kolanach i zwykły biały t-shirt. Kasztanowe włosy miał przepasane kawałkiem swojej starej koszuli, co na kimś innym wyglądało by idiotycznie, lecz jemu dodawało seksapilu. Jego skóra nie straciła opalenizny z lata. Oczy mu błyszczały, a policzki miał zarumienione. Nie miał już sińców pod oczami, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Ten Harry strasznie się różnił od tego z przed dwóch tygodni, kiedy prawie w ogóle nie spał i nie jadł, a wszystko przez porwanie Louisa. Uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej – odparłam i weszłam do środka kiedy mnie zaprosił.
- Gramy właśnie z chłopakami na X boksie chcesz zagrać z nami? – zaproponował z chłopięcą radością wprowadzając mnie do salonu. Przygryzłam mocno wargę rozglądając się po pokoju kiedy mój wzrok spoczął na Louisie. Siedział na boku kanapy patrząc jak Liam, Niall i Zayn siłują się w fifie.
- Chłopaki patrzcie kto nas odwiedził – Styles stojący za mną popchnął mnie w stronę kanapy. Szaro-niebieskie oczy Tomlinsona spoczęły na mnie przeszywając mnie lodem. Odwracając od niego wzrok i witając się z chłopakami  usiadłam na dużej piłce, która odgrywała rolę fotela.  Przez cały czas czułam na sobie wzrok Louisa, czułam jego wrogość do mnie i wręcz błagałam w myślach, aby znaleźć się gdzie indziej. Gwałtownie wstałam przez co przykułam uwagę na siebie.
- Zaraz wracam musze iść tylko do ubikacji – bąknęłam wychodząc i kierując się do łazienki. Już nieraz byłam w domu Harrego przez co znałam doskonale drogę. Zamknęłam za sobą drzwi odkręcając zimną wodę wsadzając pod strumień ręce. Schłodzoną dłoń przyłożyłam do czoła czując jak płonę.  Westchnęłam patrząc na swoje odbicie w lustrze. Pomimo duszności jakie odczuwałam byłam całkiem blada. Zakręciłam wodę osuszając ręce o biały i miękki ręcznik, który wisiał obok i wyszłam z łazienki. Omal nie krzyknęłam z zaskoczenia, kiedy się obróciłam i zobaczyłam przed sobą Louisa. Rozejrzałam się dookoła, oceniając sytuację. Tylko on poszedł za mną, a reszta dalej dobrze się bawiła w salonie. Chłopak stał przede mną, a pięści miał mocno zaciśnięte.
- Czego jeszcze chcesz? – warknął ściszonym głosem – Nie wystarczy ci tyle ile dostałaś?
- Lou ja nie… - zaczęłam, ale mi przerwał
- Nie mów tak do mnie. - Jego głos przepełniony był jadem – Porwałaś mnie. Ty i ci twoi… - na jego twarzy wkradł się grymas obrzydzenia – Mogłaś mnie wypuścić, a ty co? Udałaś jak byś mnie tam w ogóle nie zobaczyła!
- Wiem, że jesteś zły, ale ja z tym nie miałam nic wspólnego. Nic nie wiedziałam. Dopiero jak cię tam zobaczyłam to zdałam sobie sprawę co zrobili. Byłam wykluczona z całej tej akcji!
- To dlaczego mnie nie uwolniłaś? – z wyrzutem zapytał, a jego oczy zabłysnęły smutkiem.
- Może i nie pomogłam ci tak, jak byś tego oczekiwał, ale robiłam wszystko, żeby ci pomóc – zapewniłam go.
- Ciekawe co – prychnął
Bez pukania otworzyłam drzwi pokoju Marka, a kiedy znalazłam się w środku zatrzasnęłam je za sobą. Blondyn wychodził akurat ze swojej łazienki z ręcznikiem owiniętym na biodrach. Włosy miał mokre, a po jego opalonym torsie spływały kropelki wody. Spojrzał zaskoczony na mnie.
- Chyba się puka – bąknął podchodząc do komody.
- Wypuść go – zażądałam stanowczym tonem – Mark nie wiesz w jakie gówno się pakujesz, a przy okazji nas w to wciągasz. Wypuść go.
- Widzę, że znalazłaś naszą nową zabaweczkę  - uśmiechnął się – Jak ci się podoba?
- Co ty kurwa głuchy jesteś?!- krzyknęłam – Mówiłam ci, żebyś go wypuścił. Cała policja stoi na baczność! Przeczesują każdą norę myszy, żeby go znaleźć! – z frustracją  odgarnęłam włosy z twarzy
- Jak na chwilę przerwiemy im ten zapchany grafik to nic się nie stanie – otworzył szufladę wyciągając czystą parę bokserek.
- Jesteś głupi czy coś? – coraz bardziej traciłam kontrolę nad sobą.
- Czy coś – uśmiechnął się w sposób w jaki się uśmiechają starsi bracia do swoich sióstr, którzy chcą im zrobić na złość. – Co? Czekasz na jakiś pokaz? – spojrzał na swoje bokserki w ręce
- Dobra, ale sam będziesz się ratował z tego bagna ja umywam od tego ręce – warknęłam wychodząc.
- Nie wierzę ci – skomentował Louis – Celowo to robisz. Celowo zwodzisz Harrego, wiem że to robiłaś, bo chciałaś dotrzeć do mnie, czy do któregokolwiek z nas. Padło na mnie. Więc teraz odwal się od niego rozumiesz? Nie potrzebny mu ktoś taki jak ty – potok jadu wylewał się z jego ust kiedy to mówił.
- Nie musisz mi wierzyć, ale mówię akurat prawdę. Harry nie ma z tym nic wspólnego – zacisnęłam mocno dłoń wbijając paznokcie w skórę.
- Wie czym jesteś? – uniósł brew
- Czym? – powtórzyłam – Nie musisz traktować mnie jak bym była nie wiadomo kim… - poczułam znane pieczenie w gardle i formująca się jeszcze większą gulę.

- Więc kim jesteś? – usłyszałam zbolały głos za sobą. To nie mogła być prawda. Obróciłam się i zobaczyłam Harrego. Stał niedaleko z zaciśniętymi pięściami. Na jego twarzy wypisany był ból zmieszany z wściekłością. Jego klatka piersiowa opadała i unosiła się ciężko. 
**********************
Yo ziomki! A więc udało mi się napisać kolejny rozdział, chociaż z nim nie miałam takiego problemu jak z poprzednim do czego się przyznaję xx Urwałam w takim momencie, bo taka chwila napięcia tam jest haha Dobra nie hha dobra nie wiem już co pisze, taka zmęczona jestem szkołą X.X  I w ogóle ludzie módlcie sie za mnie, bo w poniedziałek mam sprawdzian z edb, test z polaka, powtórzyć wszystkie epoki średniowiecza na polski też i kartkówkę z biologii. Niech lepiej Bóg mnie ma w swojej opiece, bo żywa z tego budynku nie wyjdę! Dobra nie bede wam smęcić :D Miłego czytania <3 Pozdrawiam xx 

piątek, 21 lutego 2014

ROZDZIAŁ 21

Przełączałem bezsensownie programy przełączając je co chwila. Ta ciągła monotonia trwała już od kilku dni od kiedy nie było Louisa. Porwali go. Tak porwali go. Nie wiem co porywacze mogą chcieć. Proponowaliśmy im już nie wiadomo jakie kwoty w zamian za Lou. Trzask drzwi frontowych wyrwał mnie z przemyśleń. Skierowałem wzrok na wejście do salonu, gdzie ujrzałem Gemme.
- Harry – westchnęła pokonując dystans pomiędzy nami i usiadła obok biorąc mnie w ramiona i ściskając mocno, co nie było lada wyzwaniem dla jej drobnych ramion. Wtuliłem się w nią przemykając oczy.
- Oddadzą go – powiedziała głaszcząc moje włosy – W końcu kiedyś im się to znudzi, na pewno go wypuszczą całego i zdrowego – zapewniła mnie.
- To już 4 dni – powiedziałem słabo w jej skórzaną kurtkę, która jeszcze bardziej tłumiła mój głos – A oni się nie odezwali, ani razu.
- W końcu podadzą swoje warunki – potarła moje plecy w pocieszającym geście – Gdzie masz chłopaków?
- Siedzą z Paulem i tymi wszystkimi facetami z policji. Mnie wygonili do domu – odkleiłem się od niej siadając prosto.  Ściągnęła buty siadając po turecku obok mnie.  Poderwałem się z miejsca kiedy zabrzmiał dzwonek mojego telefonu. Szybkim ruchem wziąłem go ze stolika ogarnięty nadzieją, że być może porywacze się w końcu odezwali. Rozczarowanie ogarnęło moje ciało kiedy, na ekranie zobaczyłem imię Hayley. Przeciągnąłem palcem po ekranie przykładając telefon do ucha. Przez jakiś czas była cisza, więc zastanawiałem się czy ona w ogóle tam jest.
- Hayley? – odezwałem się w końcu. Usłyszałem ciche westchnięcie.
- Jestem – usłyszałem jej głos. Dawno się z nią nie widziałem. Po tym wypadku często ją odwiedzałem, a z czasem i kiedy poczuła się lepiej to ona mnie odwiedzała.  Znowu nic się nie odzywała, a ja nie wiedziałem jak zacząć rozmowę.
- Wybrałaś przypadkiem numer i nie wiesz jak się teraz z tego wykręcić?
- Nie, oczywiście, że nie. – zaprzeczyła – Chciałam się dowiedzieć jak w sprawie z Louisem… Nie będę cię pytać jak się czujesz, bo pewnie każdy głupi idiota o to pyta – zaznaczyła.
- Dobrze, że ty jako jedyna to rozumiesz – oparłem łokcie na kolanach – Ciężko, żadnych wieści. – mój głos się zatrząsnął, więc nie kontynuowałem swojej wypowiedzi.
-To twardy facet da sobie radę – usłyszałem trzask drzwi  po drugiej stronie linii – Słuchaj musze kończyć, nie martw się tak i idź w końcu spać, bo pewnie wyglądasz jak widmo – bąknęła rozłączając się.
***
Szedłem po zabłoconym trawniku świecąc sobie telefonem.  Temperatura na zewnątrz  nie wynosiła więcej niż 3 stopnie, ponieważ mój oddech za każdym razem zamieniał się w biały dymek pary.  Rozejrzałem się, na próżno jednak, ponieważ gęsta jak mleko mgła uniemożliwiła mi cokolwiek dojrzeć. Zaklinałem kiedy potknąłem się o wystający kamyk odzyskując równowagę kierując się dalej na przód. W oddali usłyszałem głośny przerażający krzyk. Ciężko oddychając obróciłem się rozpaczliwie próbując coś zobaczyć w tej piekielnej mgle. Moje nogi przyśpieszyły niosąc mnie w nieznanym mi kierunku. Znowu usłyszałem krzyk na co się wzdrygnąłem.  Potknąłem się o coś znowu prawie się przewracając. W ustach mi zaschło kiedy zobaczyłem, że była to kurtka. Kurtka Louisa. Przełknąłem ślinę dostrzegając na niej ślady krwi.  W uszach mi szumiało, a serce waliło jak młotem.  Przyśpieszyłem kroku co chwila się potykając . W jednej ręce trzymałem dżinsową  kurtkę Lou w drugiej telefon świecąc nim sobie pod nogi.
- Harry – usłyszałem słaby głos na co rozejrzałem się dookoła lecz nikogo nie było – Harry – ochrypły głos znowu zawołał.
- Kim jesteś?! – krzyknąłem lecz otaczała mnie głucha cisza – Czego chcesz?! – wrzasnąłem puszczając się biegiem po obślizgłej trawie. Coś złapało mnie za tył kurtki szarpiąc do tyłu i przewracając.  Wierzgałem nogami i machałem rękami na oślep nie wiedząc przed czym się bronie. Mocne ręce zacisnęły się na mojej szyi ściskając ją z całej siły. Zdławiony dźwięk wydostał się z moich ust, kiedy próbowałem zaczerpnąć powietrza dalej wierzgając nogami. Zimne dłonie puściły mnie i szarpnęły za kurtkę do góry. Łapiąc powietrze próbowałem się zamachnąć i uderzyć mojego napastnika, lecz  nie dosięgnąłem go. Po chwili wędrówki rzucił mną o ziemię.
-Przyprowadziłem go – odezwał się męski głos. Podniosłem głowę rozglądając się. Dalej znajdowałem się na polanie, a otaczała mnie mgła. Zmrużyłem oczy przyglądając się postaci stojącej przede mną.  Blondwłosa dziewczyna trzymała w ręce długi zakrwawiony nóż. Czułem jak żółć podchodzi mi do gardła. Czarne smugi rozmazane były dookoła jej oczu.
- Hayley – szepnąłem.
- Miło, że mnie poznajesz – uśmiechnęła się arogancko.
- Gdzie Louis? – zerkałem na nóż oblany szkarłatną cieczą, który spoczywał w jej dłoni.
- Nic mu nie jest… jeszcze – machnęła ręką do postaci stojącej za mną, a chwile później przed dziewczyna padł brunet. Jego biała koszulka poplamiona była krwią, tak jak i spodnie i ręce.
- Harry – odezwał się słabym głosem – Uciekaj… - nie dokończył, bo Hayley kopnęła go w brzuch.
- Zamknij się – warknęła i złapała go za włosy ciągnąć, tak, żeby klęczał przed nią. Jego mętny wzrok oplótł moją sylwetkę. Poczułem ściśnięcie w gardle.
- Zostaw go! – krzyknąłem wstając, ale mocne ręce zacisnęły się wokół moich ramion. Dziki uśmieszek wpełzł na usta Hayley, która przyłożyła nóż do gardła bruneta.  D oczu napłynęły mi łzy i zacząłem się szarpać.
- Dlaczego to robisz?! – krzyknąłem  - Dlaczego?!
Nic się nie odezwała patrząc mi w oczy i przejeżdżając nożem go szyi Louisa. Z rany trysnęła krew, a bezwładne ciało chłopaka upadło u jej stóp.
- Nie!
 **************************
 Hej kochani :D Wiem, że rozdział krótki, ale dokańczałam go dziś i tak mi zeszło trochę :D Niestety albo stety dziś tylko taka notka :D A jeszcze dziękuję za komentarze, a dzień dodawania rozdziałów to w dalszym ciągu piątek :D Miłego czytania, pozdrawiam xx 


wtorek, 18 lutego 2014

ROZDZIAŁ 20

Chłopak był tak samo zaskoczony jak ja widząc go. Co do kurwy nędzy robi w naszej kryjówce Louis Tomlinson najlepszy przyjaciel Harrego?!  Oko miał podbije, a od nosa ciekła szkarłatna strużka wyschniętej krwi. Brunet próbował coś powiedzieć, ale wyszedł z tego tylko bełkot przez taśmę klejąca, którą miał na ustach. Cholera jasna! Przełknęłam ślinę nie ruszając się. Moje ciało ani drgnęło o minimetr. Lou szarpnął się na krześle dalej próbując coś powiedzieć.  Co ja mam teraz zrobić? Serce biło mi jak oszalałe kiedy usłyszałam kroki na korytarzu.  Popatrzyłam na korytarz oceniając ile jeszcze mam czasu, i znowu wróciłam wzrokiem do chłopaka, który dalej się szarpał i próbował coś powiedzieć. Zacisnęłam oczy biorąc głęboki wdech. Popatrzyłam na chłopaka i po prostu wycofałam się do drzwi gasząc światło i zamykając je.
Ruszyłam korytarzem napotykając Jace’a i Simona.
- Hayley co ty tam robiłaś? – niskim głosem  zapytał wysoki i muskularny Jace.
- Miałam jakieś pudło przynieść, ale nie do tych drzwi trafiłam. – bąknęłam wymijając ich. Mark porwał Louisa. Czemu ja nic o tym nie wiedziałam? Ile to już trwa? Nie mogę tego tak zostawić.  Po prostu kurwa nie mogę.
***
Minęły trzy dni od porwania Lou. W mediach ciągle huczą o tym. Rodzina, chłopcy jak i fani  błagają o bezpieczny powrót bruneta. Westchnęłam wyłączając telewizor.  Z Markiem w ogóle nie ma możliwości kontaktu. Do niego nic nie dociera. On nie rozumie, że tego jednego człowieka szuka cała policja w Wielkiej Brytanii. Jeśli zostanie złapany pójdziemy wszyscy siedzieć . Westchnęłam patrząc na telewizor, na którego ekranie widniały zmartwione twarze chłopaków proszące porywaczy, aby wypuścili Lou nie ważne za jaką cenę.  Każdy z nich miał cienie pod oczami i ani krzty uśmiechu na ustach.  Ale najbardziej przykuwał moją uwagę Harry. Kolory z jego twarzy zniknęły i zostały zastąpione szarym odcieniem. Kości policzkowe były bardziej widoczne, a mętny wzrok i worki pod oczami oznaką nie przespanych nocy.  Zacisnęłam pięść z ponownie narastającej złości na Marka. Wyłączyłam telewizor rzucając pilot na przeciwległy fotel. Wyciągnęłam papierosa z paczki leżącej na stoliku i zapaliłam go zaciągając się dymem. Skupiłam wzrok na Marku, który właśnie wszedł do salonu.
- Wypuść go – warknęłam bez ogródek. Jego lodowaty wzrok spoczął na mojej twarzy. Jego twarzy była stanowcza i władcza, ale i z przebłyskami zmęczenia.
- Już ci kurwa coś mówiłem – odezwał się chłodno –Zaczynasz mnie wkurwiać Butler, od paru dni nic od ciebie nie słyszę tylko to, żebym wypuścił tego gnoja – warknął na co wstała i podeszłam do niego.
-Myślałam, że jesteś mądrzejszy. Cała pierdolona policja go szuka, przeszukują każdy skrawek ziemi, żeby go znaleźć, a jak nas złapią to do końca życia nie wyjdziemy z pierdla! – krzyknęłam ściskając w ręce papierosa
- To był mój plan zanim zaprosiłem cię do nas, to ja go porwałem i to ja będę ponosił konsekwencje. Nie musisz się bać o swój skromny tyłeczek – odparł naciskając na każde wypowiedziane „ja”. Zacisnęłam ręce, które aż rwały się, żeby mu przyjebać i zobaczyć jak krew spływa z jego rozkwaszonego nosa, ale tylko się wycofałam zabierając kurtkę.
- Skoro tak to radź sobie kurwa sam – powiedziałam na odchodnym.
***
Siedziałem przy chwiejnym stoliku w kącie pomieszczenia.  Na połowę blatu padało przytłumione światło. Znużony schowałem telefon do kieszeni kiedy gra mi się znudziła. Podniosłem wzrok na związanego bruneta na krześle. Jego oczy były skierowane wprost na mnie. Szary odcień wzburzonego morza błyszczał nienawiścią i  zmęczeniem. Na jego twarzy pojawił się zarost, a od kolesia chcąc czy nie chcąc zaczęło już cuchnąć.  Chłopak próbował coś powiedzieć, lecz taśma skutecznie mu to uniemożliwiała. Przekrzywiłem głowę patrząc na niego.  Wstałem stając koło niego, a ten dalej nie zaprzestał prób powiedzenia czegoś. Złapałem skrawek taśmy i oderwałem ją od jego ust na co krzyknął głośno.
-Ćsss , bo zmarłych obudzisz – odparłem patrząc jak brunet zaciska oczy z bólu.
- Mam propozycje – odezwał się drżącym głosem – Ale chce gadać z twoim szefem – podniósł na mnie wzrok.  Wzruszyłem ramionami obracając się.
- Nie wiem czy mi się chce dzwonić do niego – usiadłem na krzesełko.
-Proszę cię – zabłagał  na co tylko zrobiłem skwaszoną minę– Na pewno zaproponowali wam dużo kasy za mnie, więc czemu mnie kurwa nie wypuścicie?! – szarpnął się
- Uspokój się księżniczko, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz – warknąłem – To nie zależy ode mnie, ja tu tylko wykonuje polecenia.
Chłopak zamknął na chwile oczy, które po momencie otworzył. Oblizał spierzchnięte usta i spojrzał znowu na mnie.
- Ile wam zaproponowali?
Wzruszyłem ramionami bawiąc się telefonem, który wyciągnąłem z kieszeni.
- Zadzwoń do tego kolesia co tym całym gównem kieruje i przekaż, że chce z nim gadać – jego ton był stanowczy, ale wyczuwałem w nim nutkę strachu. Odblokowałem ekran i wyszukałem numer Marka dzwoniąc do niego. Odebrał po trzecim sygnale.
- Co?! – krzyknął wkurzony do telefonu
- Woahh spokojnie facet. Kto cię tak wkurwił?
- Ta suka Hayley. Rozszarpie ją kiedyś gołymi kurwa rękami – wywróciłem oczami czerpiąc przyjemność z tego, że blondyn mnie nie widzi. Od tych trzech dni nic nie słyszę tylko jak ci dwoje się kłócą o tego dupka. Hayley zawzięcie się upierała, że to bardzo duży błąd porywając kogoś z widoku publicznego, a Mark, że to on podejmuje decyzje. I tak w kółko i w kółko jak niekończąca się opera mydlana. – A tak w ogóle to po co dzwonisz? – jego lodowaty głos wyrwał mnie z przemyśleń.
- Nasz gość chciałby z tobą zamienić parę słów – odparłem spokojnie
- A ktoś ci kurwa pozwalał ściągnąć mu z mordy taśmę?! – znowu wybuch gniewu
- Sam sobie pozwoliłem – odgryzłem się.
- Nie takim tonem skurwielu – warknął po czym w tle było słychać trzask zamykanych drzwi – Dobra zaraz tam będę – powiedział kończąc rozmowę. Spojrzałem na niebieskookiego, który zawzięcie mnie obserwował.
- Załatwione madam – bąknąłem rozkładając się na niewygodnym krześle. Po jakichś 10 minutach drzwi z hukiem się otworzyły, a do środka wszedł Mark. Wyglądał na poirytowanego.
- Jaką sprawę masz do mnie gnido, każąc mi specjalnie tutaj przyjeżdżać? – warknął zwracając się do bruneta.
- Ile zaproponowali ci kasy za mnie? – patrzył na Marka zawzięcie i z wrogością
- Nie narzekam – odparł Mark z przerażającym spokojem
- Ile? – powtórzył Louis na co Mark zmarszczył brwi.
- 10 milionów – odparł od niechcenia
- Dlaczego się nie zgodziłeś? – niebieskooki był zdziwiony.
- Bo uważam, że niezłą zabawę mam kiedy tak sobie tu siedzisz – warknął tracąc cierpliwość Mark
- Wypuść mnie, a ja nie zdradzę policji kto mnie porwał, powiem, że nie widziałem waszych twarzy. Nic.
Blondyn zaśmiał się uderzając bruneta, tak że jego głowa przechyliła się na bok, a włosy opadły roztrzepane na twarz.
- To ja tu dyktuje warunki – lodowatym głosem odarł przyklejając nowy kawałek taśmy na usta Louisa.
 ********************************
Takkk przyznaje schrzaniłam sprawę! Cały weekend miałam zawalony i nie byłam w ogóle na kompie, a wczoraj wróciłam o 5 ze szkoły musiałam sie pouczyć i zanim zabrałam sie do pisania było już grubo po 21, a jeszcze sama nie mam komputera tylko go dziele z siostrą, więc proszę bądźcie wyrozumiali <3 Na prawdę staram sie utrzymywać tego bloga, ale takie mam obowiązki jak szkoła i osobiste życie towarzyskie jakie posiadam w małym stopniu, ale zawsze posiadam. No to chyba tyle miłego czytania <3 Pozdrawiam xx

poniedziałek, 10 lutego 2014

ROZDZIAŁ 19

***
- Co z twoim samochodem? – brunet nie odrywał wzroku od jezdni. Wzruszyłam ramionami.
- Szef się tym zajmie – bąknęłam i obróciłam twarz w drugą stronę patrząc za szybę samochodu. Zaskoczyło mnie to w szpitalu kiedy pielęgniarka wzięła nas za parę, a on nie zaprzeczył. Dlaczego tego nie zrobił? Przecież w tym momencie na pewno mnie nienawidzi.  Odchrząknęłam lekko obracając głowę w jego stronę.
- Dlaczego nie zaprzeczyłeś kiedy pielęgniarka wzięła nas za parę? – jego twarz była kamienna, lecz na chwile spojrzał na mnie.
- Kiedy cię przywiozłem do tego szpitala mówili, że o stanie twojego zdrowia, może być   informowana tylko rodzina. Zapytali kim dla ciebie jestem – urwał i przelotnie spojrzał na mnie – Nie wiedziałem co odpowiedzieć, kiedy pielęgniarka zapytała czy jestem twoim chłopakiem, po prostu nic nie odpowiedziałem. Gdybym zaprzeczył wywalili  by mnie stamtąd. – wzruszył ramionami skręcając na pobocze.
- Nie chciałeś stamtąd iść? – byłam zaskoczona tym.
- Chyba pasowałoby wiedzieć co z twoim zdrowiem, skoro cię tam przywiozłem nieprawdaż? Z resztą masz cholerne szczęście, że ten rezonans nic nie wykazał – bąknął wysiadając z samochodu. Obszedł go i otworzył drzwi pasażera. – Chodź – wyciągnął rękę w moim kierunku, na co pokręciłam głową.
- Dam sobie radę sama – spojrzałam w jego zielone tęczówki.
- Pragnę ci przypomnieć, że nie masz butów – wskazał na moje gołe stopy – Nie musisz się unosić honorem – objął moje plecy, a drugą rękę dał w zgięciach kolan biorąc mnie na ręce. Czułam się dziwnie i nie swojo, ale jednocześnie coś mnie uspokoiło.  Jego ciepło ogrzewało moją bladą skórę,  chroniąc mnie przed zimnym i wilgotnym od deszczu powietrzem.  Rozejrzałam się odruchowo po ulicy. Żadnego podejrzanego samochodu. Dlaczego do chuja ja się boje? Ci gnoje myślą, że pewnie nie żyje. Potrząsnęłam głową chcąc się pozbyć natarczywych myśli. Harry przeszedł przez drogę i stanął przed masywnymi drzwiami od kamienicy.
- Otwórz – nakazał. Nachyliłam się i pchnęłam klamkę w dół otwierając drzwi, a chłopak wszedł ze mną na rękach do środka. Przemierzał kolejne piętra nic nie mówiąc. Ta cisza w sumie była spokojna i przyjemna w porównaniu do tego zgiełku w szpitalu. Znaleźliśmy się w moim mieszkaniu, a brunet od razu zaniósł mnie do sypialni. Delikatnie położył mnie na materacu pomagając mi się wygodnie ułożyć. Był taki delikatny względem mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się kiedy się wyprostował.
- Co cię tak śmieszy? – jego głos był głęboki i ochrypły.
- Nic, po prostu mam cholerne szczęście, że z takiego wypadku wyszłam tylko z paroma zadrapaniami – skłamałam.
- Pamiętaj co mówił lekarz przez tydzień musisz wypoczywać, i nie narażać się na gwałtowne wysiłki fizyczne. – lustrował moją sylwetkę – I te leki na ból głowy to tylko w ostateczności. – skończył mówić i stał tam patrząc na mnie. Zapadła między nami niezręczna cisza, którą po chwili przerwałam chrząknięciem.
- Dzięki. – odparłam.  Chłopak skinął i obrócił się kierując do drzwi.
- Harry? – moje usta bezwiednie się otworzyły. Cholerny niewyparzony język. Zielonooki obrócił się twarzą do mnie z koncentracją wypisaną na twarzy.
- Tak? – uniósł brwi. Przygryzłam wargę wiercąc się na łóżku.
- Czy… - cholera ja się jąkam – Czy mógłbyś kiedyś zajrzeć do mnie jak będziesz miał czas? –spojrzałam niepewnie na niego – Przez ten tydzień będę kompletnie sama… - Chłopak jeszcze wyżej uniósł brwi nie spodziewając się tego co powiedziałam, tak samo i ja.
- I co znowu rozbijesz butelkę na mojej głowie?- jego wyraz twarzy momentalnie stał się kamienny. Byłam kompletnie zbita z tropu jego nagłą zmianą nastroju.
- Już tyle razy cię przepraszałam… - pokręciłam głową – Ale rozumiem cię, jesteś na mnie wściekły , też bym była.
- Cud, że przynajmniej masz poczucie winy – prychnął. Zamrugałam kilkakrotnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Naprawdę tego żałuję, nie byłam sobą… coś wtedy we mnie pękło, że nie jestem niezniszczalna -  pokręciłam głową – Przepraszam, że w ogóle zawracałam ci głowę. Jesteś kim jesteś i masz dużo obowiązków, a ja ci zawracam dupę swoimi problemami – szczerość w moim głosie była tak namacalna, że prawie mogłam ją dotknąć. I jak za pomocą magicznego pstryczka atmosfera między nami diametralnie się zmieniła, ale nie mogłam stwierdzić na jaką. Chłopak zamknął oczy kręcąc głową.
- Herbatę? – otworzył oczy wpatrując się we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i przytaknęłam. – To, że ci pomogę nie zmienia faktu, że jestem na ciebie dalej cholernie wkurwiony – zaznaczył wychodząc z pokoju. Wrócił z dwoma parującymi kubkami podając mi jeden.
- Dzięki – odparłam upijając mały łyk. Wdrapał się na łóżko uważając, żeby nie wylać i usiadł krzyżując nogi.
- Powiedź mi gdzie są twoi rodzice? – po dłuższej ciszy jego głos rozbrzmiał w pokoju. Wzruszyłam ramionami nawet nie będąc zaskoczona tym pytaniem.
- Nigdy nie miałam rodziców – odparłam
- Sprecyzuj swoją wypowiedź . Króliki chyba cię nie spłodziły co?– ponaglił mnie. Westchnęłam i przeniosłam wzrok z kubka na niego.
- Wychowałam się w domu dziecka. – pokręciłam głową – Ale nie chce o tym gadać – upiłam łyk herbaty kończąc tym samym ten temat.
***
Otworzyłem oczy rozglądając się dookoła. Zasnąłem u Hayley. Dziewczyna stała na drugim końcu pokoju tyłem do mnie trzymając telefon przy uchu.
- Tak – pokiwała głową – Po prostu pojawił  się znikąd i wepchnął mnie do jeziora – warknęła i przeczesała włosy – A skąd do chuja mam wiedzieć gdzie pojechali? Przez tydzień mnie nie ma, i chociaż bym kurwa chciała to nie wrócę, bo mam niańkę na karku – obróciła się lekko w moją stronę, więc szybko zamknąłem oczy. – Mam go, chyba się nie zmoczył… czy działa? Nie próbowałam tego zrobić dam ci ją za tydzień. Nie wiem, nie interesuje mnie to po prostu wyciągnij z tej wody mój samochód, a tym kutasem ja się zajmę, nawet nie wie z kim zadarł – prychnęła rozłączając się. Przekręciłem się na bok, plecami do dziewczyny udając, że dalej śpię.  Materac się ugiął kiedy blondynka na nim usiadła.
- Obudziłam cię? – zabrzmiał jej głos. Obróciłem się patrząc na nią.
- Nie – pokręciłem głową podnosząc się do pozycji siedzącej. Spojrzałem za okno widząc, że już się ściemniło. – Zasiedziałem się – westchnąłem wstając.
- Dzięki – blondynka uśmiechnęła się do mnie – No wiesz wcale nie musiałeś tu siedzieć ze mną – odgarnęła blond pasmo ze swojej twarzy smukłymi palcami.
- W porządku, jeśli będziesz chciała coś to zadzwoń – wstałem i po prostu wyszedłem chcąc uniknąć wiszącej w powietrzu kolejnej sprzeczki.
***

Moje wysokie szpilki stukały o betonową wilgotną podłogę.  Skurzone i stare lampy migały żółtym światłem na brudne ściany korytarzu.  Co jakiś czas spasiony szczur mknął do swojej jamy uciekając przed jakimkolwiek intruzem. Zapach stęchlizny, pleśni i moczu unosił się w powietrzu przyprawiając mnie o mdłości.  Na reszcie moim oczom ukazały się zardzewiałe drzwi pokoju.  Sięgnęłam do klamki, które lepiła się od jakiejś dziwnej mazi. Szarpnęłam za nią, lecz drzwi ani drgnęły. Obróciłam się w stronę korytarza marszcząc brwi. Czyżbym pomyliła korytarze? Znowu szarpnęłam za klamkę pomagając sobie kolanem, aż drzwi w końcu ustąpiły i otworzyły się ze zgrzytem. W środku pomieszczenia było ciemna, a jedyne oświetlenie to nikłe światło z korytarza. Wyjęłam telefon próbując oświetlić wnętrze lecz na nic . Na ścianie wymacałam włącznik światła, a żarówka na suficie zapaliła się. Zmarszczyłam brwi widząc na środku krzesło, a na nim chłopaka. Ręce miał związane z tyłu oparcia, a głowę miał opuszczoną na klatkę piersiową. Brązowa grzywka zasłaniała jego oczy.  Białą koszulkę z nadrukiem miał poplamioną krwią i błotem, a gdzie nie gdzie zadartą. Brunet ciężko oddychał jak by walczył o każdy następny oddech. Zrobiłam krok do przodu chcąc się bardziej przyjrzeć mojemu znalezisku. I w tym właśnie momencie chłopak podniósł głowę, a moje niebieskie oczy skrzyżowały się z szarymi wyblakłymi błękitami. O kurwa.
*****************
Hej kochani :) Dziękuję, że komentujecie rozdziały to dla mnie na prawdę ważne :D A dalej pisaliście mi, że nie dodaje systematycznie rozdziałów. Owszem zdarza mi się to, ale jeśli z góry wiem,że taka sytuacja będzie to was o tym informuje w notce. Tak jak w poprzednim rozdziale, pisałam, że jadę na obóz i nie wiem kiedy wrócę i nie wiem kiedy będzie rozdział. Jeśli chodzi o długość rozdziałów to wiem, że są krótkie, ale niestety teraz takie będą, bo nie mam zbytnio czasu pisać, ale staram się jak mogę :D Pozdrawiam xx