Stanęłam przed dużymi dębowymi drzwiami, w które ostatnimi czasy tak często pukałam. Spojrzałam na wąską szybkę na środku drewna i moje spojrzenie natrafiło na wzrok bladej dziewczyny. Oczy wydawały się mieć kolor czystego błękitnego nieba w ciepły letni poranek. Usta miała zaciśnięte w cienką linię, a wargi przybrały barwę bordu od mrozu. Jasne włosy niedbale okalały jej twarz spływając po ramionach, aż do końca żeber.Wzięłam głęboki oddech i jeszcze raz omiotłam spojrzeniem dziewczynę, zanim zacisnęłam guzik dzwonka. Przygryzłam wargę czekając, aż zza drewnianej powłoki wyłoni się On. Czułam jak serce szybko mi bije i jak bardzo miałam przyśpieszony oddech. Czy dobrze robię idąc do niego? Alec mógł kłamać, i nie zdziwiłabym się gdyby tak było. Chociaż Harry byłby zdolny zerwać ze mną kontakt, tylko po to, żeby mój tyłek nie zgnił w więzieniu. Serce ścisnęło mi się na myśl o tym wszystkim. Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok patrząc prosto na Harrego. Na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. Szmaragdowe oczy wpatrywały się we mnie, a wyraz zaskoczenia szybko został zamieniony na pustkę. Dyskretnie otarłam ręce o spodnie czując jak pocą mi się dłonie mimo mrozu na zewnątrz.
-cześć-przywitałam się. Harry stał w milczeniu nie odrywając wzroku ode mnie. Włosy miał zaczesane do góry, a na sobie miał czarny dziergany sweter z dekoldem w serek i ciemne ciasne spodnie. W ręce trzymał kurtkę jak by się zbierał do wyjścia.
-Co ty tu robisz?-zapytał szorstko
-Ja.. przyszłam, bo -przełknęłam gulę formującą się w moim gardle - wiem wszystko. -podniosłam niepewnie na niego wzrok, a wszystkie hamulce mowy puściły.
-Wiem o tym wszystkim, co Louis kazał ci zrobić. Wiem, że bez tego nie złożył by zeznań. Wiem, że zrobiłeś to, bo nie chciałeś żebym spędziła pół mojego życia w tym pieprzonym więzieniu. Wiem też, że on mnie nienawidzi i ma do tego pełne prawo. Wiem, że jestem popapraną idiotką... ja to wszystko wiem -dokończyłam szeptem wlepiając wzrok w jego buty.
-Hayley-wypuścił powietrze, ale ja wciąż nie patrzyłam na niego -musisz stąd iść.
Czyli zrobiłam ogromny błąd przychodząc tutaj. Zrobiłam z siebie desperstkę piewrszej klasy i gdybym mogła to najchętniej zapadłabym się pod ziemię albo dała sobie z liścia za mój idiotyzm.
Tym razem podniosłam wzrok. Na jego twarzy wymalowany był ból
-Zaraz będą tutaj chłopaki. Nie mogą cię tutaj zobaczyć, szczególnie Louis.- położył dłoń na moim ramieniu.-Bądź w domu przyjadę do ciebie i porozmawiamy. Na prawdę to nie jest miejsce i czas na taką rozmowę.
Kiwnęłam lekko głową. Chłopak rozejrzał sie po swoim podwórku. Pochylił się i pocałował mnie w czoło. -Idź już. -szepnął
Posłałam mu nikły uśmiech. Cofnęłam się parę kroków wziąż patrząc na niego. W końcu obróciłam się i zbiegłam po schodach.
***
Czekałam na Harrego leżac na kanapie. W głowie przerabiałam parę złych i dobrych sceniariuszy jakie mogły się wydarzyć. Jeden: Harry wchodzi do mieszkania, a ja nie wytrzymuję i rzucam się na niego. Dwa: Harry wchodzi do mieszkania, a ja jestem całkiem opanowana. Rozmawiamy i rozmawiamy i rozmawiamy, aż wszystko kończy się dobrze. Trzy: Harry wchodzi do mieszkania i bez ogródek mówi, że to na prawdę był wielki błąd, i że nie chce się ze mną spotykać. Zadrżałam na ten ostatmi wariant. W końcu pocałował mnie w czoło i pod koniec naszego spotkania, już nie wyglądał tak jak bym mu ojca łopatą zabiła. Westchnęłam przymykając oczy i po chwili zasypiając.
Ze snu wyrwało mnie delikatne otwieranie drzwi. Po chwili słyszałam powolne kroki po mieszkaniu.
-Tutaj jestem Harry-odezwałam się nie otwierając oczu. Poczułam jego obeność koło siebie. Usiadł na skraju kanapy i pochylił się nade mną. Jego oddech omiótł moja twarz i szyję. -Piłeś?-zapytałam czując woń alkoholu, a kiedy Harry się nie odezwał otworzyłam oczy i ledwo zdążyłam stłumić krzyk. Alec Lewis pochylał się nade mną uśmiechając sie łobuzersko.
-widzę, że nie zwlekasz z panem Stylesem.-skrzywiłam się czując jego okropny oddech.
-Jesteś pijany idź do domu-nacisnęłam dłońmi na jego klatkę piersiową
-Nie jestem pijany. Wypiłem tylko parę drinków dla poprawy humoru.-przejechał dłonią po moim policzku-Zmieniłaś już zdanie księżniczko?
-Nie nazywaj mnie tak-syknęłam biorąc jego ręke od swojej twarzy. Czarnowłosy zmienił pozycję i unieruchomił mnie swoim ciałem.
-Alec przestań-nakazałam próbując sie wyrwać spod niego. Starałam się stłumić w sobie rodzący się płomień paniki. Złapał moją buzię tak, że usta ułożyły mi się w dziubek, a jego palce wbijały mi się w policzki.
-Tylko jeden numerek -mruknął-Nikt się nie dowie-pocałował mnie rozluźniając przy tym uścisk ręki. Zacisnęłam usta nie chcąc dać mu dostępu do mojej buzi i próbowałam uwolnić rękę uwięzioną między naszymi ciałami. Alec przesunął ręką po moim boku i podniósł sie trochę łapiąc mnie za tyłek. Zaskoczona otworzyłam usta, a on korzystając z okazji wepchnął tam swój język. Jeśli będzie myślał, że zmieniłam zdanie, będzie mniej brutalny. Wsunęłam wolną rekę w jego włosy oddając pocałunek. Chłopak jęknął puszczając moją drugą rękę, a ja przeciągnęłam nią po jego plecach do tyłka i przekładając ją na przód. Złapałam go za krocze, przekręciłam nadgarstek i mocno szarpnęłam w tym samym czasie mocno gryząc jego język. Chłopak krzyknął cofając się, a ja skorzystałam z okazji i zwaliłam go na podłogę między stolikiem do kawy, a kanapą. Wstałam szybko przeskakując oparcie oddalając się od niego. Z jego gardła wydostał się chropowaty śmiech.
-Jesteś tak żałosna, jak William-podniósł się z ziemi, a ja zamarłam.
-S...Skąd wiesz o Willu?-serce tłukło mi się niemiłosiernie w piersi.
-jak z nim skończyłem miałem zamiar zająć się tobą. Mięczak nie wytrzymał i zabił się, a ty zwiałaś. Szkoda. Szukałem cię.
Przełknęłam ślinę i oparłam się o ścianę kiedy kolana się pode mną ugięły. Rechot chłopaka rozniósł się echem po mieszkaniu kiedy wstał i podszedł do mnie. Położył sobie rękę na czole odarniając czuprynę z czoła.
-Nie poznajesz mnie słodka Hayley?-wpatrywałam się w podłóżną szarpaną bliznę tuż pod linią włosów.
Ujrzałam siebie jako młodszą dziewczynę. Byłam ubrana cała na czarno próbując się odizolować od wszystkich. Jedynym człowiekiem, z którym potrafiłam rozmawiać był Will. Był moim najlepszym przyjacielem. Różniliśmy się od siebie, a mimo to świetnie się dogadywaliśmy. Nate i grupa jego koleżków zawsze nam dokuczali. Na początku to były amatorskie zaczepki, aż później przemieniły się w dręczenie. Doskonale pamiętam kiedy razem z Willem rozmawialiśmy na temat książki, kiedy oni się zjawili. Rozerwali nam powieść, więc Will się wkurzył, ale nigdy nie miałby szansy na sześciu napakowanych wyrostków. Zaczęli go bić, a kiedy rzuciłam mu się do pomocy dwóch mnie złapało i trzymało na ziemi. Kiedy się szarpałam Nate mocno złapał moje włosy pochylając się nade mną i grożąc mi. Jego blizna na czole błyszczała wtedy od potu. Nigdy nie pisnęliśmy słówka o dręczeniu nas, ponieważ za bardzo się baliśmy.
-Nate -sapnęłam, a on uśmiechnął sie obrzydliwie.
-Mądra dziewczynka. Na początku kiedy się zjawiłaś nie mogłem uwierzyć swoim pięknym oczom.-oblizal warge -coś ci powiem: zawsze miałem na ciebie ochotę, ale ten gbur William nie pozwalał się do ciebie dostatecznie zbliżyć. Zawsze był obok ciebie. Zawsze.-ostatnie słowo wypluł. Przywarłam całym ciałem do ściany, aby zbudować jak największy dystans między nami.
-Z..zabiłeś Willa -wydusiłam z siebie czując wzbierające łzy
-mylisz się księżniczko -podniósł rękę do mojego policzka gładząc go- sam się zabił. Był tak słaby i nie wytrzymał presji życia. Sam się zabił. Świadomie cię zostawił. Nie potrafił się tobą zaopiekować jak przystało na prawdziwego przyjaciela.-jego głos był spokojny. Moim ciałem zaczęły wstrząsać konwulsje dreszczy.
-ty sukinsynie!-wrzasnęłam uderzając do pięścią w twarz. Zatoczył się do tyłu zaskoczony, a ja zerwałam się do ucieczki. Wybiegłam na klatkę schodową zbiegając po schodach słysząc za sobą krzyki Nate'a: -ty dziwko! Lepiej uciekaj szybko, bo jak cię złapię to już po tobie!-ryknął wściekły. Przeskakiwałam po dwa schody próbując jak najszybciej wydostać się z budynku i uciec jak najdalej od wściekłego Nate'a. Nie oglądając się wybiegłam z kamienicy w trampkach biegnąc po śliskim chodniku. Krzyknęłam kiedy Nate wyciągnął rękę i złapał mnie za włosy. Padłam na wilgotną ziemię razem z nim. Nie czekając na to co zrobi szybko odepchnęłam sję ręką od betonu zwalając go z siebie. Złapał mój nadgarstek nie pozwalając się oddalić. Wrzasnęłam wbijając panzokcie w jego twarz znacząc długie rysy od czoła po policzek. Nagle z mroku wyłoniła się postać. Szybko biegła w naszą stronę. Harry ani na chwilę nie zwolnił i mknął przez ulicę niczym mroczny anioł zemsty. Nate w tym czasie zdążył się już podnieść. Harry od tyłu złapał go za włosy i pociągnął z całej siły wykręcając mu przy tym ramię. Chłopak zawył z bólu i przewrócił się na plecy. Brunet kopnął go po czym idąc tyłem zasłonił mnie swoim ciałem. Nate wstał klnąc soczyście i od razu przybrał bojową postawę. Powolnym krokiem okrążał nas, a Harry za każdym razem tak się przesuwał, że miał mnie za plecami i nie pozwolił czarnowłosemu zbliżyć się do mnie.
-No proszę -Nate splunął krwią -czyżbym cię nie docenił Styles?
Serce waliło mi jak młotem. Czułam jak wszystkie mięśnie w moim ciele są napięte. Harry nie odpowiedział na zaczepki Nate'a. Cały czas stał skupiony na każdym ruchu chłopaka.
-Rozkwaszę ci ten pysk za milion dolarów -sapnął Nate. W jednej chwili zerwał się i rzucił na Harrego i obaj przewrócili się na ziemię. Zaczęli się tarmosić i szarpać. W tej plątaninie ciał zauważyłam wymierzane ciosy. Harry parę razy oberwał w szczękę, jednak nie pozostał dłużny swojemu rywalowi. Z daleka po nocnej ciszy przerywanej dźwiękiem uderzanych pięści i jęków bólu i przekleństw niósł się dźwięk policyjnej syreny. Na pewno zaniepokojeni sąsiedzi bali się o swoje bezpieczeństwo. Szybko podbiegłam do Harrego łapiąc go za ramiona.
-policja jedzie - rozgorączkowana powiedziałam do niego próbując oderwać go od zakrawionego Nate'a. Harry zerwał się na równe nogi stając obok mnie. Dyszał jak wściekłe zwierzę szykujące się znowu do ataku.
- musimy iść - pociągnęłam go za rękaw błagając żeby odpuścił. Ten pochylił się nad rannym i wysyczał :
- tylko ją dotknij.
Wyprostował się i złapał mnie za nadgarstek szybkim krokiem prowadząc do kamienicy. Posłusznie szłam za nim starając się zapanować nad spazmami wstrząsów moim ciałem. Kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania zamknął drzwi na zamki i oparł się o nie ciężko oddychając. Zerknęłam na swoją koszulkę, która była poplamiona krwią. Jednym ruchem zerwałam ją z siebie i z chisterycznym krzykiem rwałam ją na kawałki. Kawałki rzuciłam na ziemię i zaczęłam po nich skakać płacząc. Duże dłonie złapały mnie w talii przytrzymując w miejscu mimo, iż chciałam się wyrwać. Kopałam, wierzgałam , szarpałam się. Wszystko, żeby tylko się wyrwać z jego uścisku. W głowie miałam taki chaos, iż nawet nie wiedziałam po co chce mu się wyrwać. Chyba po prostu musiałam to wszystko odreagować. W końcu opadłam z sił i ciagle płacząc wtuliłam się w jego ramionach.
***********
Hej kochani! Po długiej długiej przerwie powoli wracam do pisania. No niestety tak się stało, że w wakacje nie miałam kiedy pisać. Dość dużo się u mnie działo. W sumie połowę wakacji spędziłam na obozie. Druga połowę gdzieś jeździłam. Byłam na turnieju Wagnera z siatkówki i podawałam piłki. Nawet nie wiecie jakie to super było! Poznałam wszystkich siatkarzy ruskich, polskich, bułgarskich i chińskich. A potem pojechałam na otwarcie mistrzostw świata w wawie. No i tak nowa szkoła, dużo nauki i jeszcze treningi. Będę się starała dodawać rozdziały tak często jak to tylko będzie możliwe, ale na pewno nie będzie to tak systematyczne jak kiedyś. Sądzę, że może być 1 bądź 2 rozdziały na miesiąc, lecz nic nie obiecuje. Powodzenia życzę ❤
"You are my own brand of DRUG"
poniedziałek, 29 września 2014
niedziela, 29 czerwca 2014
ROZDZIAŁ 33
Otworzyłam oczy patrząc na szary sufit, który kiedyś był
biały. Przebiegłam po nim wzorkiem upewniając się, czy dalej znajduję się na nim
pęknięcie po prawej stronie obok ściany, wraz z brązowym zaciekiem po
deszczach. Dalej na zachód było wgniecenie, jak by poprzedni właściciel tłukł
kijem od miotły chcąc uciszyć sąsiada z góry, którego w rzeczywistości nawet nie ma. Ziewnęłam i przeciągałam się po
łóżku czując odrętwienie całego ciała.
Zerknęłam na zegarek, który stał na szafce nocnej i wskazywał 6:45. Obróciłam się na brzuch i
schowałam twarz w poduszce z jęknięciem. To już czwarty dzień po Harrym. Czułam
się świetnie. W ogóle nie czułam zionącej pustki, gdzieś gdzie powinno być moje
zasrane serce. Miałam ochotę tańczyć i skakać, jakby świat nie miał końca.
Prychnęłam. Oczywiście, że to nie
prawda. Przez te wszystkie dni nie wychodziłam z mieszkania. Chodziłam cały
dzień w starych naciągniętych dresach unikając wszystkich luster. Nie chciałam
oglądać skutków nieprzespanych nocy. Tylko raz udało mi się zasnąć na dwie
godziny. I to by było na tyle. Uderzyłam pięścią w poduszkę. Od początku
wiedziałam, że będą z nim kłopoty. Powinnam się trzymać cały czas mojego
pierwotnego planu: być bez uczuć. Leżąc twarzą do poduszki zaczynało mi
brakować tlenu, więc przewróciłam się z powrotem na plecy wbijając wzrok w
sufit. Może gdybym przed nim potwierdziła, że porwałam Louisa już nigdy bym nie
musiała go oglądać. Po co w takim razie pomagali mi wyjść z więzienia? Po co?
Ciągle te same i jedne pytania chodziły mi głowie, a odpowiedzi na nie mogłam
sobie udzielić sama. Wyimaginowanie odpowiedzi. Alec nie wchodził w grę. Byłam
mu bardzo wdzięczna, że mi pomagał, ale zaczęłam do niego mieć dystans, tak jak
i do wszystkich pozostałych ludzi. Za dwie godziny pojawi się przed moim mieszkaniem
i zadzwoni trzy razy, czekając z torbą pełną jedzenia. Ja zaś święcie wpatrzona
w kolejny odcinek „Dwóch i pół” wywlekę się z kanapy i potknę się o stertę
ubrać obok stolika i złapie równowagę opierając dłonie o szkło stolika. Wyprostuję
się i pójdę do korytarza otwierając mu drzwi. Powita mnie promiennym uśmiechem
mówiąc „ Dzień dobry, moja królewno”. Ja
nie zauważalnie wzdrygnę się na to pieszczotliwe powitanie i odpowiem mu „Reklamy
jeszcze nie ma.” I zostawiając otwarte dla niego drzwi pójdę do salonu dalej oglądać
mój nowy ulubiony serial. Alec rozpakuje
jedzenie, którego ciągle przybywało niż ubywało, zrobi po herbacie mi słodząc
dwie łyżeczki sobie wcale i razem będziemy siedzieć oglądając. W końcu będzie
próbował nawiązać ze mną rozmowę, ale ja za każdym razem będę go uciszać i pogłaśniać
telewizor. Po jakichś trzech odcinkach, Alec wstanie podejdzie do mnie i
pocałuje mnie w czoło mówiąc „Przyjdę do ciebie jutro”. Ubierze się i wyjdzie.
Tak właśnie było codziennie. Wstałam podchodząc do okna. Usiadłam na parapecie
i zaczęłam wpatrywać się w brudne budynki Londynu. Wypatrzyłam wierzchołek
London Eye i wpatrywałam się w niego.
Blada niebieska poświata biła od niego, z każdą minutą jednak stawała się
bledsza, ponieważ na zewnątrz robiło się jasno, aż w końcu całkiem zniknęła.
Pojedyncze białe płatki śniegu opadały spokojnie i powoli z nieba. Obserwowałam
je jak spadają w dół, aż zniknęły mi z pola widzenia. Moja komórka zabrzęczała,
więc wzięłam ją do ręki. Skrzywiłam się widząc sms-a od operatora. Czułam wewnętrze
rozczarowanie, wiedząc, że to nie Harry. Ale czego ja się spodziewałam? Jego cudownego nawrócenia? Że napiszę, iż
popełnił błąd i chciałby się spotkać? Pokręciłam głową zeskakując z parapetu
znajdując ładowarkę i podłączając do niej telefon. Po raz pierwszy od tygodnia przypomniałam
sobie o Marku. Ciekawe jak się czuje? Pewnie chce mnie rozerwać na strzępy
gołymi rękami. Zaśmiałam się sama do siebie. Dobrze tak temu skurwielowi.
Tak jak zwykle o dziewiątej zabrzmiał dźwięk dzwonka.
Wstałam potykając się o ubrania i poszłam otworzyć drzwi Alec’owi, który
przywitał mnie słowami:
- Dzień dobry, moja królewno – uśmiechnął się, a ja
skrzywiłam się i zanim zdążyłam odpowiedzieć moją wyćwiczoną kwestię wpakował się
do środka i zamknął drzwi.
- Musimy pogadać – jego twarz nagle stała się poważna
- Taa, nie sądzę, żebym miała dziś na to ochotę. – obróciłam
się chcąc wrócić do salonu, ale złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
- Przestań w końcu o nim myśleć. Stałaś się wrakiem
człowieka. To cię wyniszcza Hayley. – zaczął mówić, ale kiedy nie podniosłam na
niego wzroku tylko wpatrywałam się drzwi za jego plecami sięgnął do mojego
podbródka i uniósł go a ja popatrzyłam mu w oczy. – Łamię mi się serce jak
patrzę na ciebie w takim stanie. – szepnął.
Przełknęłam ślinę. – To nie jest dzień dobroci dla zwierząt –
również odszeptałam. Zamknął oczy i pochylił się w moją stronę. Nawet nie
drgnęłam, ani nie próbowałam się wyrwać z jego objęć. Oparł swoje czoło o moje.
- On nie był ciebie wart – poczułam jego oddech muskający
moją twarz
- A kto jest? – popatrzyłam w jego oczy. Miały odcień
wzburzonego morza.
- Ja – uśmiechnął się lekko – Daj mi szansę.
Westchnęłam przymykając oczy. Nie mogę z nim się spotykać. Zawsze traktowałam
go jako brata.
Poczułam jak jego usta przylegają do moich, więc otworzyłam
oczy. Jedną rękę wsunął mi we włosy, nie chcąc abym się odsunęła. Już wcześniej
całowaliśmy się, przy policjantach, ale to była całkiem inna sytuacja. Jego
usta stały się bardziej natarczywe, kiedy nie otrzymał ode mnie żadnej reakcji.
Puścił reklamówkę ze swojej ręki obejmując mnie w pasie i przyciskając do
siebie. Językiem polizał linie złączenia moich ust, a ja je lekko rozchyliłam
dając mu dostęp do wnętrza. Uniosłam ręce trzymając się jego ramion, żeby nie upaść,
a on przycisnął mnie mocniej do siebie. Całował
mnie dziko i niepohamowanie prowadząc do
sypialni. Kiedy się tam znaleźliśmy popchnął mnie wręcz brutalnie na łóżko i
szybko zdjął swoją kurtkę rzucając ją na ziemię razem z bluzą. Chwilę później był
już nade mną całując moją szyję, a ja wplotłam palce w jego włosy. Czułam jego
ciężki oddech, a dowód podniecenia wbijał mi się w biodro. Wsunął dłoń pod moją
koszulkę i przejechał nią po brzuchu i złapał moją pierś. Nie miałam na sobie
stanika, więc nie musiał się trudzić ze zbędnym materiałem. Jęknął kciukiem zataczając kółka na brodawce
znowu mnie całując. Jego dotyk tak bardzo się różnił od dotyku Harrego. Dłonie tego drugiego pieściły mnie jak bym
była bóstwem i oazą wody na pustyni, zaś Alec był dominą. Brał to co jego.
Przymknęłam oczy starając się coś poczuć, coś co czułam kiedy byłam z Harrym,
ale nic takiego się nie stało. W tym czasie ciemnowłosy odsunął się i zdjął
swoją koszulkę przez głowę, następnie robiąc to samo z moją i znowu przylgnął
do mnie swoim ciałem. Obsypał moją szyję
i dekolt pocałunkami, aż w końcu wziął do ust jedną brodawkę. Z moich ust
wydobyło się westchnięcie. Spojrzałam na sufit i znowu wypatrywałam zniszczeń.
Moje ciało było odrętwiałe i w ogóle nie odpowiadało na pieszczoty Alca.
Chłopak rozwiązał sznureczek od moich dresów i palcami podniósł gumkę bielizny
wsuwając tam dłoń. Złapałam go za nadgarstek.
- Nie – powiedziałam. Podniósł głowę patrząc na mnie ze
zmarszczonymi brwiami.
- Co? – błękit jego oczu miały teraz ciemny odcień pożądania.
- Powiedziałam „nie” – lekko go odepchnęłam od siebie - Przykro mi Alec, ale to nie jest to.
W jego oczach błysnął gniew, a twarz stała się kamienna.
- Odwołaj to – warknął i czułam jak jego ciało się na mnie
spina. Podniósł się, ale dalej siedział na mnie. Nic nie odpowiedziałam patrząc na niego. – Ty dziwko! - Jego twarz wykrzywił wyraz
złości. Zamachnął się i uderzył mnie w policzek. Przygryzłam mocno wargę czując
gromadzące się łzy.
- Ty zajebana dziwko! Pierdoliłaś się z nim, z wszystkimi, a
ze mną nie?! – złapał mnie za ramiona wbijając w skórę paznokcie i potrząsając
mną
- Przestań! – z mojego gardła wyrwał się szloch i starałam
się zakryć twarz dłońmi. Złapał mnie mocno za nadgarstki i umieścił je nad moją
głową przyszpilając do materaca.
- Dasz mi to, czego chcę – syknął patrząc na mnie z góry.
- Alec przestań – błagałam go – Nie chcesz tego zrobić –
słone łzy ciągle spływały mi po policzkach
- A właśnie, że chcę – powiedział do moich ust – Zwodziłaś mnie,
bawiłaś się mną, a teraz co, tchórzysz?
- Nigdy ci nic nie obiecywałam – jego spojrzenie było obce,
pełne gniewu. Moje nadgarstki trzymał w
jednej dłoni z całych sił ściskając nie pozwalając mi na uwolnienie ich. Złapał
mocno moją pierś, aż krzyknęłam i zaczął stymulować przy moim kroczu ocierając
się o mnie.
- I co wolisz, żeby to był on?! – ryknął wściekły, a ja
próbowałam wierzgać nogami . Nigdy nie czułam się tak bezsilna i bezradna, ale
nie mogłam mu pokazać, że się poddałam.
- Na pewno jest lepszy od ciebie – wycedziłam w jego stronę.
Puścił moje nadgarstki i zanim zaczęłam się cieszyć wolnością złapał mnie za
szyję i ścisnął. Momentalnie zabrakło mi powietrza, a z oczu płynął
nieprzerwany potok łez. Złapałam jego ręce chcąc odciągnąć od siebie, lecz był
zbyt silny i wściekły. Zaczynałam mieć mroczki
przed oczami i czułam, że opadam z sił, ale resztkami energii wyciągnęłam rękę i
wbiłam paznokcie w jego policzek, lecz o nic nie dało. Po omacku sięgnęłam do szafki nocnej szukając
jakiejś broni i natrafiłam na zegarek. Zamachnęłam się i uderzyłam w jego
skroń, a szkło z szybki prysnęło na mnie i łóżko. Chłopak wrzasnął, a z jego
rozciętej skóry zaczęła wylewać się krew. Złapał się ręką za ranę uwalniając
mnie jednocześnie z jego metalowego uścisku. Złapałam łapczywie oddech i
uderzyłam pięścią w jego nos. Przewrócił się na łóżko, a ja odskoczyłam od
niego gotowa do obrony, lecz on tylko leżał jęcząc z bólu.
- Ty mała suko – sapnął – Oboje jesteście siebie warci ty i
ten gnojek. – przełknęłam ślinę wycofując się. Nagle z jego gardła wydobył się dźwięk
śmiechu – To zabawne, że wolał już nigdy więcej cię nie dotknąć, niż żebyś
siedziała w pierdlu – podniósł się powoli dalej przyciskając rękę do skroni.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym mówił.
- Chcesz to ci powiem –kontynuował jakbym go o to prosiła –
Ten jego nadęty kumpel powiedział, że
będzie zeznawał, jeśli Styles wyrzeknie się twojej dupy – teraz już całkiem
wstał. Mój oddech przyśpieszył nie wiem, czy na skutek tego, że się zbliżał,
czy tego co mówił. – Głupiutki Styles poszedł na ten układ. Wmówił ci
bezceremonialnie, że mu na tobie nie zależy, żeby tylko twoje ego nie zgniło w
pierdlu. – przeszedł na drugi koniec pokoju ubierając swoją koszulkę i bluzę –
Czyż to nie uroczę? – teatralne przyłożył dłoń do piersi, ale jego twarz znowu
stała się kamienna. – Jesteś po prostu zwykła suką. –wziął kurtkę – Jeszcze z
tobą nie skończyłem.
************
Hej :D I jak wam mijają pierwsze dni wakacji? Ja się cieszę, bo czekają mnie obozy siatkarskie i w końcu się opale :P Przepraszam, że ostatnio rozdziały dodawałam co dwa tygodnie, ale jakoś tak wyszło. Rozdział jest niesprawdzony, i mogły się tam wkraść literówki. Pozdrawiam x
sobota, 14 czerwca 2014
ROZDZIAŁ 32
-Ale nie chcę jej widzieć już nigdy w życiu – jego wzrok był
twardy. Przełknąłem ślinę analizując wszystkie za i przeciw. Jeśli się zgodzę, Hayley będzie na
wolności i nie będzie musiała przesiadywać tych kilkunastu lat za porwanie. Nie będę i tak się mógł z
nią spotykać, a jeśli się zgodzę to przynajmniej będzie na wolności. Spojrzałem
na Alec’a, który stał zaciekawiony przebiegiem wydarzeń. Cholera co ja mam
zrobić?! Przymknąłem oczy biorąc głęboki oddech i podniosłem z powrotem swoje
powieki.
- Zgoda – powiedziałem cicho do Louisa – Zgadzam się. –
dodałem pewniejszym głosem i spojrzałem na niego. Wyraz twarzy miał
nieodgadniony. Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu.
- To dla twojego dobra. – powiedział łagodnie podchodząc do
wieszaka ubierając kurtkę – Jadę wyjaśnić wszystko. – otworzył drzwi otulając
się ciaśniej kurtką kiedy zawiał chłodny wiatr z zewnątrz. Alec ruszył za
Louisem rzucając mi krótkie spojrzenie przez ramię.
- Czekajcie ja też jadę – złapałem kurtę i wyszedłem za
nimi.
***
Wyszłam przez ciężkie drzwi więzienia zapinając cienką
kurteczkę pod szyję. Strażnik zatrzasnął
potężne wrota więzienia za mną. Spojrzałam do góry na granatowe, bezchmurne
niebo obsypane lśniącymi gwiazdami. Jestem wolna. Uśmiechnęłam się lekko sama
do siebie zaciągając się nocnym, mroźnym powietrzem. Jestem kurwa wolna. To półtora tygodnia w
więzieniu wydawało się, jak by było rokiem.
Jak temu idiocie udało się przekonać Tomlinsona, żeby zeznał na moją
korzyść? Pokręciłam głową. On jest niemożliwy. Ten jebaniec jest niemożliwy.
Nocną ciszę przerwał dźwięk trąbienia. Po drugiej stronie ulicy stały dwa
samochody. Lampy uliczne rzucały na nie,
wypłowiałe żółte światło. Pierwszy od razu rozpoznałam. Czarny range rover. Poczułam
przyjemne ciepło w klatce piersiowej, a moje serce od razu zaczęło szybciej bić.
Przyjechał tu –do więzienia. Po mnie. Drugiego samochodu nie rozpoznawałam, ale
po chwili wysiadła z niego zakapturzona postać, która ruszyła w moim
kierunku. Zaśmiałam się głośno.
- Ty mały sukinsynie nie ma dla ciebie żadnych granic? –
torba o mało co nie spadła mi kiedy chłopak wziął mnie z zaskoczenia i objął
mnie w niedźwiedzim uścisku .
- Idiotko myślałem, że zestarzejesz się tam – puścił mnie.
Wywróciłam oczami klepiąc go w ramię.
- Świetnie sobie tam dawałam radę. Już nauczyłam się grać w
warcaby – zachichotałam.
- Idiotka – burknął pod nosem czarnowłosy
- Ej, licz się ze słowami! – starałam się wysilić na groźny
ton, ale miałam taki humor, iż nie umiałam ukryć wesołości w moim głosie. Alec
poczochrał mi włosy dłonią jak małej dziewczynce. Usłyszałam za nami ciche
odchrząknięcie. Obróciłam się w tamtą stronę widząc przed sobą dwóch chłopaków.
Louis miał na sobie czarną kurtkę z jasnym kożuszkiem na kołnierzu i ciemne
spodnie. Ręce miał wetknięte w kieszenie, a minę miał obojętną. Harry zaś miał
na sobie brązowa kurtkę, też ciemne spodnie, a na głowie miał czarną beanie,
spod której wystawały pojedyncze lekko skręcone kosmyki włosów. Tak jak i Lou miał minę obojętną, ale
czaił się na niej cień zrezygnowania.
- Dziękuję ci Louis – odezwałam się patrząc na chłopaka –
Gdyby nie ty…
- Daruj sobie, nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla
Harrego. Martwię się o niego i o to, co ty z nim robisz. – w jego oczach nie
czaiła się nawet iskierka pozytywnych emocji. Jego szaro-niebieskie oczy w
ciemności lśniły nienawiścią do mnie.
- Louis – ostrzegł go Harry ochrypłym głosem – Nie tak to
miało wyglądać. –syknął już trochę
ciszej.
Tomlinson kiwnął głową lekko, ale jego wzrok ani na chwilę
nie stał się łagodniejszy. Rany, ten
facet naprawdę mnie nienawidzi i założę się, że przy pierwszej lepszej okazji
chciałby mnie zastrzelić i wpakować do grobu.
Między nami zapadła niezręczna cisza. Spojrzałam na wszystkich po kolei.
Alec stał w luźnej pozycji, a kącik ust miał wygięty do góry w ironicznym
uśmieszku, jak by znał sekret, o którym tylko on wie. Louis zaś dalej wbijał we mnie morderczy
wzrok zaciskając usta w cienką linię, a Harry stał lekko przygarbiony.
- No dobra, to ja poczekam w samochodzie – ciszę przerwał
Alec patrząc znacząco na Louisa. O co tu do cholery chodzi? Zabili chomika
łopatą, że tak się zachowują?
- Nie powiem, że się cieszyłem iż cię poznałem – burknął
Tomlinson obracając się na pięcie idąc do auta.
- Zaczekam w samochodzie – Alec wziął ode mnie torbę, po
chwili wsiadając do swojego nowego audi. Zmarszczyłam brwi patrząc na Harrego.
- O co im chodzi? – zapytałam, ale nie uzyskałam żadnej
odpowiedzi. Styles stał nieruchomo wlepiając we mnie szmaragdowe ślepia. – No
dobra, zaczynasz mnie przerażać kiedy taki jesteś. – przystąpiłam z jednej nogi
na drugą.
- Chodzi ci o to aresztowanie? – zaczynałam tracić
cierpliwość, a kiedy dalej się nie odezwał wrzasnęłam – Zapomniałeś języka w
gębie czy co?!
- Louis nie zgodził się tak łatwo zeznawać – odezwał się w
końcu
- To było do przewidzenia. Widać, że mnie nienawidzi –
wzruszyłam ramionami
Prychnął – Nawet nie wiesz jak bardzo – pokręcił głową.
Zrobiłam krok w jego stronę i teraz stałam parę centymetrów od niego.
Spojrzałam w jego oczy, które błyszczały mrocznie.
- Nie wiem o co tu chodzi, dlaczego się tak dziwnie
zachowujecie, ale chce ci coś powiedzieć – przygryzłam wargę na szybko jeszcze
analizując swój wybór. – Nie wiedziałam,
że tu będziesz. To bardzo miła niespodzianka. Miałam parę dni na przemyślenie
tego wszystkiego. Ja… czuję, że się zmieniłam odkąd poznałam ciebie. Najpierw
starałam się zniechęcić cię do mnie jak wszystkich, ale nie mogłam. Ty jako jedyny chciałeś mnie poznać taką jaką
naprawdę jestem – przygryzłam wargę, spoglądając na niego – Po prostu…
chciałabym z tobą spróbować jeśli ty jeszcze.. no wiesz.. chcesz mnie? –
przełknęłam ślinę podnosząc na niego wzrok. Oczy miał wielkie i nieruchome.
Wyciągnęłam dłoń i położyłam na jego policzku czując pod palcami kłucie lekkiego zarostu i
uniosłam się na palcach lekko muskając jego usta. Pachniał świeżym praniem,
jakimiś perfumami i Harrym Stylesem. Odurzająca mieszanka. Zamknęłam oczy delektując się tą chwilą. Oddech
miał płytki, kiedy jego usta oddały pieszczotę. Odsunęłam się od niego badając
reakcję. Zamknął oczy jakby czuł ból, ledwie zauważalnie pokręcił głową, a
kiedy otworzył je, miały ciemną barwę.
- Nie dzwoń do mnie, nie pisz, po prostu zostaw mnie w
spokoju –. Zamrugałam powiekami zdezorientowana czując uderzające uczucie
odrzucenia.
- Nie rozumiem – szepnęłam
- To nie jest to czego oboje szukamy – zacisnął szczękę
wpatrując się we mnie
- To nie jest to… Do cholery właśnie chyba wyznałam ci
miłość, a ty..! – przerwałam czując piekące łzy. Odwrócił wzrok zerkając gdzieś
na bok. – Bawiłeś się mną… Ty… - jedyne
o czym mogłam myśleć to, to że on mnie nie chce. Człowiek, któremu gotowa byłam
oddać się, mnie nie chce. Nagle ogarnęła mnie fala złości. Odsunęłam się szybko
od niego nie mogąc znieść jego obecności tak blisko, jego zapachu, który
jeszcze parę minut temu sprawiał, że w moim brzuchu tańczyły motyle. Zacisnęłam
pięści wbijając paznokcie w dłoń, aby
choć trochę stłumić wewnętrzy ból.
- Skoro tak – mój głos drżał. Musiałam pozbierać swoje
roztrzaskane serce i odejść, aby je posklejać i choć trochę podratować– Twoja
prośba dotyczy się tego samego i w stosunku do mnie Harry. Usuń mój numer,
zapomnij o mnie. Nie będziemy sobie nawzajem uprzykrzać życia – zmusiłam się ostatni
raz i spojrzałam na niego. Szczękę miał mocno zaciśniętą, tak jak i usta. Był perfekcyjny. Nie mogłam się okłamywać.
Wyglądał tak nawet stojąc przede mną, kiedy złamał mi serce. Do moich oczu
napłynęła nowa fala łez.
- Dlaczego Harry? – po moim policzku popłynęła samotna łza.
Szybko ją otarłam wierzchem dłoni nie chcąc kompromitować się jeszcze bardziej.
- Nie jestem tym kogo szukasz – w jego oczach pojawiło się przygnębienie
- To co mówiłeś było jednym wielkim kłamstwem – mój głos
drżał zdradzając odbywającą się we mnie walkę samokontroli. Tak bardzo chciałam
teraz wybuchnąć głośnym płaczem, zdradzając światu jak bardzo mnie skrzywdził,
ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Podniosłam wzrok patrząc w jego
pociemniałe oczy. Przebiegłam wzrokiem po jego twarzy chcąc zapamiętać jak
wyglądał. Miękkie lekko kręcone pasma włosów muskały jego skronie, między
brwiami utworzyła się pionowa zmarszczka, kiedy zmarszczył brwi. Oczy, w
których dalej czaiło się przygnębienie patrzyły na mnie w skupieniu, a ja dalej
kontynuowałam wędrówkę mojego wzroku po jego twarzy. Idealnie wykrojone
malinowe usta, teraz były zaciśnięte w cienką linię. W policzkach nie było
uroczych dołeczków, które tworzyły się kiedy uśmiechał się.
- Jeszcze jedno – powiedział jakby mu się przypomniało – Nie
chcę, żebyś ujawniała komukolwiek informacje o naszej znajomości – moim ciałem wstrząsnął
dreszcz. Nie wiem czy z zimna czy z
powodu jego słów. Chwilowy przebłysk skruchy w jego oczach zniknął zastąpiony
chłodem. Kiwnęłam lekko głową.
- Nie musisz się o to obawiać. Twoja przygoda nie ujrzy
światła dziennego. – w moim głosie było
słychać sarkazm. Zrobiłam krok w tył, a później kolejny i kolejny. Wzięłam
drżący oddech i obróciłam się na pięcie szybkim krokiem idąc do samochodu Alca.
Co ja sobie myślałam, mówiąc mu to wszystko? Że rzuci się n mnie, zacznie
całować i będziemy żyli długo i szczęśliwie? Ciemnowłosy spojrzał na mnie, ale
ja tylko spuściłam wzrok na swoje dłonie, nie mogąc utrzymać kontaktu
wzrokowego z nim. On jak i Louis
wszystko widzieli. Widzieli jak moje serce zostało rzucone na ziemię i
podeptane. Uczucie odrzucenia i pustki to okropne połączenie. Podciągam kolana
pod brodę przymykając oczy. Po moich policzkach zaczęły płynąć niepohamowane
mokre łzy. Do cholery z tą miłością. Położyłam policzek na kolanie patrząc na
boczną szybę, chowając tym samym swoją twarz od wzroku Alec’a. Chcę być teraz
sama. W spokoju się wypłakać i przeboleć to wszystko. Musiałam akurat zakochać
się w pieprzonym Harrym Stylesie. Otarłam niechlujnie nos rękawem. Silmik samochodu obudził się do życia, a ten
powoli wytoczył się na drogę. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na
chodnik gdzie stał Harry. Nie ruszał się tylko tam stał. Przymknęłam oczy nie
mogąc już znieść jego widoku .
***************
Hej :D Udało mi się napisać ten rozdział po dwóch tygodniach ciągłego uczenia się. Koniec roku jest okropny pod tym względem, iż wszyscy nauczyciele nagle się orientują, że mają mało ocen (!?). Ale udało mi się wyciągnąć średnią, w tym ostatnim roku, na nawet przyzwoity poziom, ale niestety paska nie będę miała :/ To tyle :P Mimo długiego terminu dodania, mam nadzieję, że podoba wam się rozdział :D Komentujcie słoneczka :) Pozdrawiam xx
niedziela, 1 czerwca 2014
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 31
Stanęłam w wejściu do pomieszczenia wyciągając ręce do strażnika, aby uwolnił moje nadgarstki z kajdanek. Kiedy zostały uwolnione potarłam je. Skrzywiłam się czując jak okropnie muszę wyglądać w tym pomarańczowy więźniarskim uniformie. Włosy miałam rozpuszczone i ani grama makijażu na twarzy. Powoli szłam wzdłuż ściany z szyby kierując się do miejsca gdzie siedział Alec. Usiadłam naprzeciwko niego patrząc na jego twarz przez szybę. Włosy miał potargane, twarz bladą i lekkie cienie pod oczami. Kiwnął głową w moją stronę, abym podniosła swoją słuchawkę, która leżała obok mojej ręki. Podniosłam ją i przyłożyłam do ucha. Usłyszałam jego oddech.
- Hayley – odezwał się patrząc na mnie przez szybę
- Hej – odparłam spokojnym głosem – Co u ciebie?
- Nie udało mi się przekonać tego cholernego policjanta, ale nie bój się wyciągnę cię stąd.
- Po co? – zapytałam beznamiętnie – I tak wszyscy myślą, że to ja Alec. T wręcz idealna okazja dla nich, żeby mnie na dobre wsadzić.
- Ale to nie ty go porwałaś! – syknął
- I co z tego? Jestem idealną kandydatką na to miejsce. Za porwanie dostanę około piętnastu lat, plus dadzą mi za żywota minimum pięć, więc trochę sobie posiedzę – uśmiechnęłam się chłodno -
Ale plus jest w tym, że w końcu nauczę się grać w szachy!
- Hayley kurwa przestań! – warknął do słuchawki. Przeczesał ręką włosy, a ja przymknęłam oczy licząc do trzech i otworzyłam je z powrotem.
- Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby cię z tond wyciągnąć.
- Jak chcesz to zrobić? – uniosłam brew
- Ten Tomson… potwierdzi, że to nie ty – kiwnął głowa entuzjastycznie, a oczy mu się zaświeciły
Prychnęłam – On w życiu tego nie powie Alec. Facet mnie nienawidzi. Prędzej by ogryzł psa niż mi pomógł.
- Ten twój Styles, to jego najlepszy kumpel. Przekona go – nie tracił entuzjazmu – Potrzebuję jego adresu – zaśmiałam się głośno
- Masz zamiar do niego pojechać? – zapytałam, kiedy uspokoiłam śmiech
- Tak – odparł krótko, na co znowu wybuchłam śmiechem
- Nie – pokręciłam głową – Mierzysz zbyt wysoko kochaniutki.
- Hayley do kurwy nędzy staram się ci pomóc! – oburzył się
- Ty mi pomożesz jak mi przywieziesz paczkę fajek – chłopak wciągnął powietrze zirytowany
- Co za uparty babsztyl z ciebie – bąknął
- Ej licz się ze słowami, dobra? – zmrużyłam oczy poprawiając się na krzesełku
- Jeśli kupie ci papierosy dasz mi ten adres? – wyglądał na skoncentrowanego. Palcem wskazującym potarłam brodę udając, że się zastanawiam.
- Tak – kiwnęłam głową – Trzy paczki. – nie przerywałam kontaktu wzrokowego z nim
- Okej – wypuścił powietrze po dłuższej chwili i wyciągnął telefon– Mów.
***
Wstałem z kanapy zostawiając Louisa w salonie idąc otworzyć drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach zobaczyłem Alec’a kumpla Hayley. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc, czego się spodziewać po jego wizycie.
- Styles – przywitał mnie i kiwnął głową. Nic nie odpowiedziałem patrząc tylko na niego. – Przyszedłem do ciebie w sprawię Hayley. – dlaczego mnie to nie dziwi? Nie widzę innego powodu, żeby tu przychodził.
- Słucham – odparłem patrząc na niego obojętnie.
- Mogę wejść? – uniósł brew, na co wywróciłem oczami i otworzyłem szerzej drzwi, żeby wszedł. Czarnowłosy wślizgnął się do mieszkania i stanął niedaleko mnie. Zamknąłem drzwi i spojrzałem pytająco na niego.
- No mów.
- Nie będę owijał w bawełnę. Aresztowali Hayley za porwanie twojego kumpla. Chciałbym, żebyś namówił go, aby jej pomógł. Policja trzyma ją i za wszelką cenę nie chcą jej wypuścić. – pokręcił głową i spojrzał na mnie z prośbą malującą się w oczach. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Louis. To na pewno on zadzwonił na policję. Dlaczego mi to zrobił?!
Spojrzenie Alec’a przeniosło się za moje ramię, a ja już wiedziałem kto tam stoi. Obróciłem się gniewnie patrząc na Louisa.
- Ty – wycelowałem w niego palec – Zrobiłeś to. Zadzwoniłeś na policję – warknąłem. Chłopak wyglądał na obojętnego
- Zadzwoniłem – kiwnął głową – Kiedy znowu zacząłeś się z nią spotykać, musiałem interweniować. Wiesz jaka jest, a mimo to dalej się z nią spotykasz. Ona cię zaciągnie na złą drogę Harry.
- A ty co moja matka, żeby mi prawić takie kazania?! Już o tym rozmawialiśmy!
- No właśnie rozmawialiśmy! – podniósł głos – Jestem twoim przyjacielem i to właśnie moja rola mówić ci, kiedy robisz coś źle!
- Pojedziesz na policję i odwołasz to – powiedziałem poważnym głosem patrząc mu głęboko w oczy
- Nie – pokręcił głową – Nie zrobię tego. Dlaczego ma nie być karana za coś co zrobiła? Huh? – podszedł parę kroków do przodu
- To nie ona cię porwała – po raz pierwszy podczas tej wymiany zdań odezwał się Alec. Spojrzałem na niego przez ramię. Twarz miał kamienną, a usta zaciśnięte w cienką linię. – Ta dziewczyna nie przyczyniła się do twojego porwania. Ten co cię porwał, był zdesperowany. Potrzebował pieniędzy, bo jego siostra stała się żywym towarem. Chciał po prostu ją odzyskać. – patrzył twardo na Louisa – Masz siostry?
Tomlinson zacisnął usta – Nic ci do tego. – warknął
- Czyli masz – kiwnął głową czarnowłosy – Więc postaw się w jego sytuacji. Dowiadujesz się, że twoja siostra znika. Jest zmuszana do prostytucji i sprzedawania się. Siedział byś bezczynnie widząc to wszystko?
- Grozisz mojej rodzinie? –syknął Tommo zaciskając pięści
- Nie grożę. Ja tylko mówię, żebyś postawił się w jego sytuacji. Czy nie poruszyłbyś nieba i piekła, żeby ją wyciągnąć z tego? – mówił łagodnym, ale zdeterminowanym głosem. Przekręcił głowę na bok przyglądając się Louisowi, a kiedy tamten nic nie odpowiedział dodał – No właśnie. A co do Hayley to ta biedna dziewczyna chciała cię uratować, a ty ją wkopałeś prosto do więzienia. Powiem ci coś. Zdążyłem ją już poznać, i może wydaję się taka twarda, ale tak naprawdę jest wrażliwą dziewczyną, i myślę, że Harry właśnie to w niej widzi. Hayley niewielu osobom daje ujrzeć swoje prawdziwe oblicze.
O w mordę. Takiego monologu o mu mogę pozazdrościć. Jeśli to nie przekona Louisa, to chyba nic go nie przekona. S pojrzałem na niego, a szaroniebieskie oczy patrzyły na mnie z ciekawością. Wyglądał jak małe dziecko oglądając nową zabawkę.
- Naprawdę ci zależy na tej dziewczynie –stwierdził– Może i on ma rację – pokręcił głową – W końcu widziałem ją tylko parę razy. Wiesz co, odwołam to, dla ciebie Harry, bo jesteś moim przyjacielem – powiedział, ale niewypowiedziane „ale” wisiało w powietrzu
- Ale? – zabrałem głos
************************
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał :D Przepraszam was, ale nie mam czasu na notke xx Pozdrawiam
Stanęłam w wejściu do pomieszczenia wyciągając ręce do strażnika, aby uwolnił moje nadgarstki z kajdanek. Kiedy zostały uwolnione potarłam je. Skrzywiłam się czując jak okropnie muszę wyglądać w tym pomarańczowy więźniarskim uniformie. Włosy miałam rozpuszczone i ani grama makijażu na twarzy. Powoli szłam wzdłuż ściany z szyby kierując się do miejsca gdzie siedział Alec. Usiadłam naprzeciwko niego patrząc na jego twarz przez szybę. Włosy miał potargane, twarz bladą i lekkie cienie pod oczami. Kiwnął głową w moją stronę, abym podniosła swoją słuchawkę, która leżała obok mojej ręki. Podniosłam ją i przyłożyłam do ucha. Usłyszałam jego oddech.
- Hayley – odezwał się patrząc na mnie przez szybę
- Hej – odparłam spokojnym głosem – Co u ciebie?
- Nie udało mi się przekonać tego cholernego policjanta, ale nie bój się wyciągnę cię stąd.
- Po co? – zapytałam beznamiętnie – I tak wszyscy myślą, że to ja Alec. T wręcz idealna okazja dla nich, żeby mnie na dobre wsadzić.
- Ale to nie ty go porwałaś! – syknął
- I co z tego? Jestem idealną kandydatką na to miejsce. Za porwanie dostanę około piętnastu lat, plus dadzą mi za żywota minimum pięć, więc trochę sobie posiedzę – uśmiechnęłam się chłodno -
Ale plus jest w tym, że w końcu nauczę się grać w szachy!
- Hayley kurwa przestań! – warknął do słuchawki. Przeczesał ręką włosy, a ja przymknęłam oczy licząc do trzech i otworzyłam je z powrotem.
- Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby cię z tond wyciągnąć.
- Jak chcesz to zrobić? – uniosłam brew
- Ten Tomson… potwierdzi, że to nie ty – kiwnął głowa entuzjastycznie, a oczy mu się zaświeciły
Prychnęłam – On w życiu tego nie powie Alec. Facet mnie nienawidzi. Prędzej by ogryzł psa niż mi pomógł.
- Ten twój Styles, to jego najlepszy kumpel. Przekona go – nie tracił entuzjazmu – Potrzebuję jego adresu – zaśmiałam się głośno
- Masz zamiar do niego pojechać? – zapytałam, kiedy uspokoiłam śmiech
- Tak – odparł krótko, na co znowu wybuchłam śmiechem
- Nie – pokręciłam głową – Mierzysz zbyt wysoko kochaniutki.
- Hayley do kurwy nędzy staram się ci pomóc! – oburzył się
- Ty mi pomożesz jak mi przywieziesz paczkę fajek – chłopak wciągnął powietrze zirytowany
- Co za uparty babsztyl z ciebie – bąknął
- Ej licz się ze słowami, dobra? – zmrużyłam oczy poprawiając się na krzesełku
- Jeśli kupie ci papierosy dasz mi ten adres? – wyglądał na skoncentrowanego. Palcem wskazującym potarłam brodę udając, że się zastanawiam.
- Tak – kiwnęłam głową – Trzy paczki. – nie przerywałam kontaktu wzrokowego z nim
- Okej – wypuścił powietrze po dłuższej chwili i wyciągnął telefon– Mów.
***
Wstałem z kanapy zostawiając Louisa w salonie idąc otworzyć drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach zobaczyłem Alec’a kumpla Hayley. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc, czego się spodziewać po jego wizycie.
- Styles – przywitał mnie i kiwnął głową. Nic nie odpowiedziałem patrząc tylko na niego. – Przyszedłem do ciebie w sprawię Hayley. – dlaczego mnie to nie dziwi? Nie widzę innego powodu, żeby tu przychodził.
- Słucham – odparłem patrząc na niego obojętnie.
- Mogę wejść? – uniósł brew, na co wywróciłem oczami i otworzyłem szerzej drzwi, żeby wszedł. Czarnowłosy wślizgnął się do mieszkania i stanął niedaleko mnie. Zamknąłem drzwi i spojrzałem pytająco na niego.
- No mów.
- Nie będę owijał w bawełnę. Aresztowali Hayley za porwanie twojego kumpla. Chciałbym, żebyś namówił go, aby jej pomógł. Policja trzyma ją i za wszelką cenę nie chcą jej wypuścić. – pokręcił głową i spojrzał na mnie z prośbą malującą się w oczach. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Louis. To na pewno on zadzwonił na policję. Dlaczego mi to zrobił?!
Spojrzenie Alec’a przeniosło się za moje ramię, a ja już wiedziałem kto tam stoi. Obróciłem się gniewnie patrząc na Louisa.
- Ty – wycelowałem w niego palec – Zrobiłeś to. Zadzwoniłeś na policję – warknąłem. Chłopak wyglądał na obojętnego
- Zadzwoniłem – kiwnął głową – Kiedy znowu zacząłeś się z nią spotykać, musiałem interweniować. Wiesz jaka jest, a mimo to dalej się z nią spotykasz. Ona cię zaciągnie na złą drogę Harry.
- A ty co moja matka, żeby mi prawić takie kazania?! Już o tym rozmawialiśmy!
- No właśnie rozmawialiśmy! – podniósł głos – Jestem twoim przyjacielem i to właśnie moja rola mówić ci, kiedy robisz coś źle!
- Pojedziesz na policję i odwołasz to – powiedziałem poważnym głosem patrząc mu głęboko w oczy
- Nie – pokręcił głową – Nie zrobię tego. Dlaczego ma nie być karana za coś co zrobiła? Huh? – podszedł parę kroków do przodu
- To nie ona cię porwała – po raz pierwszy podczas tej wymiany zdań odezwał się Alec. Spojrzałem na niego przez ramię. Twarz miał kamienną, a usta zaciśnięte w cienką linię. – Ta dziewczyna nie przyczyniła się do twojego porwania. Ten co cię porwał, był zdesperowany. Potrzebował pieniędzy, bo jego siostra stała się żywym towarem. Chciał po prostu ją odzyskać. – patrzył twardo na Louisa – Masz siostry?
Tomlinson zacisnął usta – Nic ci do tego. – warknął
- Czyli masz – kiwnął głową czarnowłosy – Więc postaw się w jego sytuacji. Dowiadujesz się, że twoja siostra znika. Jest zmuszana do prostytucji i sprzedawania się. Siedział byś bezczynnie widząc to wszystko?
- Grozisz mojej rodzinie? –syknął Tommo zaciskając pięści
- Nie grożę. Ja tylko mówię, żebyś postawił się w jego sytuacji. Czy nie poruszyłbyś nieba i piekła, żeby ją wyciągnąć z tego? – mówił łagodnym, ale zdeterminowanym głosem. Przekręcił głowę na bok przyglądając się Louisowi, a kiedy tamten nic nie odpowiedział dodał – No właśnie. A co do Hayley to ta biedna dziewczyna chciała cię uratować, a ty ją wkopałeś prosto do więzienia. Powiem ci coś. Zdążyłem ją już poznać, i może wydaję się taka twarda, ale tak naprawdę jest wrażliwą dziewczyną, i myślę, że Harry właśnie to w niej widzi. Hayley niewielu osobom daje ujrzeć swoje prawdziwe oblicze.
O w mordę. Takiego monologu o mu mogę pozazdrościć. Jeśli to nie przekona Louisa, to chyba nic go nie przekona. S pojrzałem na niego, a szaroniebieskie oczy patrzyły na mnie z ciekawością. Wyglądał jak małe dziecko oglądając nową zabawkę.
- Naprawdę ci zależy na tej dziewczynie –stwierdził– Może i on ma rację – pokręcił głową – W końcu widziałem ją tylko parę razy. Wiesz co, odwołam to, dla ciebie Harry, bo jesteś moim przyjacielem – powiedział, ale niewypowiedziane „ale” wisiało w powietrzu
- Ale? – zabrałem głos
************************
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał :D Przepraszam was, ale nie mam czasu na notke xx Pozdrawiam
wtorek, 20 maja 2014
ROZDZIAŁ 30
Po dwóch dniach spędzonych na obserwacji w szpitalu w końcu zostałam wypisana. Przez ten czas odwiedzali mnie to Harry, to Alec na zmianę, więc nie czułam się samotna. Jeszcze na chwilę był u mnie policjant zajmujący się sprawą wypadku mojego i Marka. Od tych paru ni nie żaden z chłopków Marka się nie odzywał, co uznałam za troszkę dziwne, ale i z drugiej strony cieszyłam się, bo nie chciałam aktualnie oglądać któregokolwiek z nich.Przekręciłam klucz w zamku wchodząc do mieszkania, czując za sobą obecność Alca. Przyjechał po mnie do szpitala i zawiózł do domu. Zaoferował mi też pomoc przez kilka dni, za co byłam mu wdzięczna, ponieważ sama nie czułam się w pełni sił.
Drzwi za nim się zatrzasnęły i czarnowłosy rozejrzał się.
- Niezłe mieszkanko – ruszył do przodu zaglądając do każdego pomieszczenia, a kiedy znalazł się w sypialni odstawił moją torbę z ubraniami.
- Napijesz się czegoś? – zapytałam kiedy udałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę od razu się krzywiąc, kiedy zastałam tam tylko słoiczek musztardy, starą papryczkę, jedno jajko i światło. Zamknęłam drzwiczki z trzaskiem.
- Trzeba będzie iść na zakupy! – zawołałam zaglądając do półki – Może być herbata?!
- Głuchy nie jestem – odpowiedział za mną rozbawiony głos, a ja podskoczyłam zaskoczona. Obróciłam się w jego stronę i zgromiłam go wzrokiem – I tak, herbata może być. Potem obskoczę ci do sklepu – wskakuje na blat siadając na nim, a jego długie nogi zabawnie mu zwisają. Nalałam do czajnika wody nastawiając na kuchenkę gazową. Następnie wyciągnęłam dwa kubki i włożyłam po jednej saszetce English Breakfast.
- Tom odzywał się do ciebie? – uniosłam brew spoglądając na niego. Wyglądał bardzo beztrosko mając na sobie sportową granatową kurtkę, czarny t-shirt, rurki i biło-niebieskie adidasy. Włosy miał rozczochrane, które opadały mu na czoło.
- Dzwonił i pytał czy zostanę z tobą. Martwi się, że Mark może coś kombinować, no bo w końcu dalej nie odzyskał siostry – wzruszył ramionami i zaczął się bawić kluczykami od samochodu.
- Nie wiesz kiedy wychodzi z tego szpitala?
-Podobno ma mieć operację łokcia. Źle mu poskładali za pierwszym razem czy coś – kiwnęłam głową na znak zrozumienia i wyłączyłam wodę, która zaczęła się gotować.
- I co, zostajesz? Jak chcesz możesz się przespać na kanapie – zalałam herbaty przesuwając jeden kubek w jego stronę – Słodzisz?
- Tak – kiwnął głową – A wracając do kwestii spania, bolą mnie strasznie plecy, wolę coś wygodniejszego – uśmiechnął się. Odeszłam od blatu szukając cukierniczki.
- Przykro mi. Zostaje ci kanapa, albo prysznic, bo wanny nie mam. No ewentualnie podłoga – podniosłam ze stołu pustą cukierniczkę – Musisz mieć cukier?
- Zamieńmy się – zaproponował niewinnym głośnikiem – Ja prześpię się na twoim, ty na kanapie.
- Musisz mieć ten cukier? – znowu zapytałam
- No – odparł przedłużając samogłoskę
- Zbieraj się. Idziemy na zakupy i nie, nie ustąpię ci mojego łóżka.
Zeskoczył z blatu, a w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. W mieszkaniu zapadła głucha cisza, a my z Aleciem mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Zostań tu, ja sprawdzę – szeptem nakazał na co pokręciłam głową przecząco
- To moje mieszkanie – odszeptałam idąc do drzwi i nasłuchując chwilę. Westchnęłam i otworzyłam drewnianą płytę widząc przed sobą znaną mi sylwetkę sierżanta Tylora.
- Hayley Butler? – odezwał się Taylor. Nie jest ubrany w mundur tak jak i jego kolega. Ma kasztanowe kręcone włosy z miedzianymi przebłyskami, latynoską cerę i krzywy uśmiech „złego” policjanta. Jest atletycznie zbudowany. Ma szerokie barki i wąskie biodra, a cienki materiał kurtki świetnie uwydatnia jego umięśnione ramiona. Jednak zdążyłam go już znienawidzić, żeby spojrzeć na niego wzrokiem zainteresowanej kobiety, ponieważ za bardzo był upierdliwy.
- Po co się pan pyta, skoro doskonale pan wie? – prychnęłam
- Jesteś zatrzymana pod zarzutem porwania Louisa Tomlinsona. Pojedziesz z nami na komisariat – odparł rzeczowym tonem . Zaskoczona mrugam powiekami. „To pomyłka” chciałam powiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk.
- To pomyłka – łagodnym tonem informuję Alec czytając mi w myślach – Musieli się panowie pomylić.
- Wyjaśnimy w takim razię tę pomyłkę na komisariacie. Ubierz się Hayley.
Odwróciłam się twarzą do Alca i wyminęłam go idąc w głąb mieszkania po kurtkę. Zabrałam ją i ubrałam na siebie. Poczułam na swoim ramieniu dłoń Alca, więc obróciłam się w jego stronę. Nachylił się patrząc mi w oczy.
- Mów, że byłaś ze mną – szepcze, tak żebym tylko ja mogła go usłyszeć – Utrzymuj tę wersję, a ja zajmę się resztą – i następnie robi coś co kompletnie zbija mnie z tropu. Pocałował mnie. Mocno i namiętnie wbił się w moje usta, jedną rękę wplatając mi we włosy i obracając tak, że byliśmy bokiem do policjantów. Przytrzymałam się jego ramienia, żeby się nie przewrócić, a on dalej zachęcał mnie swoimi ustami do pocałunku, który po chwili oddałam. Smakował owocami. Po chwili oderwał się ode mnie łapiąc powietrze.
- No to trzymaj się mała – klepnął mnie w tyłek. Spojrzałam na policjantów, którzy chcieli wyglądać profesjonalnie udając, że ich to nie ruszyło, jednak mogłam dostrzec lekki szok na ich twarzach.
Ruszyłam odważnym krokiem i wyszłam z mieszkania w towarzystwie dwóch mężczyzn.
***
-Co chcesz nam powiedzieć?- zapytał znudzony łysiejący mężczyzna
- Przyszedłem w sprawię Hayley Butler. Zatrzymano ją niedawno -powiedział Alec rozsiadając się na krzesełku
-I co w związku z tym?- uniósł krzaczastą brew policjant
-Chciałem poświadczyć, że ma alibi. Była ze mną przez ten czas kiedy to rzekomo porwała tego Tomsona.
-Tomlimsona -poprawił go łysiejący - I przez cały tydzień siedziała z tobą?-zaśmiał się
-No tak -kiwnął głową Alec
-I co niby robiliście? Piekliście babeczki?
-No pan chyba nie jest taki głupi -mrugnął Alec -uprawialiśmy dziki, gorący seks -uśmiechnął się
- Przez tydzień? - policjant dalej nie wyglądał na przekonanego
- Nas nie powstrzymują ograniczenia wiekowe i kondycyjne -spojrzał znacząco na okrągły brzuch policjanta, a później na jego twarz, która zrobiła się purpurowa - Powinien pan przestać jeść tyle pączków. Niech mi pan uwierzy, dziewczyny nie lecą teraz na grubych.
- Dlaczego mam ci wierzyć?!- oburzył się
- A co mam przynieść na dowód zurzyte prezerwatywy? No, trochę tego będzie. Jedną mam w kieszeni, dać?
-Nie! -warknął oburzony mężczyzna -Przekażę twoje słowa detektywowi Tylerowi, ale jeśli kłamiesz i ona jest w to zamieszana ty i dziewczyna będziecie siedzieć -zagroził tłustym palcem
-Okej, ale dajcie nam jedną celę jak by co -znacząco uśmiechnął się czarnowłosy.
*************
Hej kochani :D przepraszam za opóźnienia w dodawaniu, ale ostatnio na prawdę sporo mam na głowię. Następny rozdział postaram sie dodać w terminie czyli w sobotę. A teraz chciałam się odnieść do jednego komentarza koleżanki, iż jeśli ja nie czytam i nie komentuję blogów innych osób, które zostawiają mi linki w komentarzach to mój blog nie będzie komentowany, a przynajmniej ja to tak odebrałam. Otóż droga koleżanko, ja mam bardzo zapchany grafik, szkoła to już duży obowiązek, a ja jeszcze uczęszczam na inne zajęcia. Wracam do domu późno i jedyne o czym myśle to coś zjeść i iść spać. W dni wolne jeśli sobię mogę pozwolić czytam zaległe rozdziały tych fanficów, które czytam już od dawna i nie mam czasu czytać nowych. Sądzę, że piszę to opowiadanie dla tych, którzy chcą to czytać, a nie dla tych, którzy szantażują mnie komentarzami. Pozdrawiam xx
Drzwi za nim się zatrzasnęły i czarnowłosy rozejrzał się.
- Niezłe mieszkanko – ruszył do przodu zaglądając do każdego pomieszczenia, a kiedy znalazł się w sypialni odstawił moją torbę z ubraniami.
- Napijesz się czegoś? – zapytałam kiedy udałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę od razu się krzywiąc, kiedy zastałam tam tylko słoiczek musztardy, starą papryczkę, jedno jajko i światło. Zamknęłam drzwiczki z trzaskiem.
- Trzeba będzie iść na zakupy! – zawołałam zaglądając do półki – Może być herbata?!
- Głuchy nie jestem – odpowiedział za mną rozbawiony głos, a ja podskoczyłam zaskoczona. Obróciłam się w jego stronę i zgromiłam go wzrokiem – I tak, herbata może być. Potem obskoczę ci do sklepu – wskakuje na blat siadając na nim, a jego długie nogi zabawnie mu zwisają. Nalałam do czajnika wody nastawiając na kuchenkę gazową. Następnie wyciągnęłam dwa kubki i włożyłam po jednej saszetce English Breakfast.
- Tom odzywał się do ciebie? – uniosłam brew spoglądając na niego. Wyglądał bardzo beztrosko mając na sobie sportową granatową kurtkę, czarny t-shirt, rurki i biło-niebieskie adidasy. Włosy miał rozczochrane, które opadały mu na czoło.
- Dzwonił i pytał czy zostanę z tobą. Martwi się, że Mark może coś kombinować, no bo w końcu dalej nie odzyskał siostry – wzruszył ramionami i zaczął się bawić kluczykami od samochodu.
- Nie wiesz kiedy wychodzi z tego szpitala?
-Podobno ma mieć operację łokcia. Źle mu poskładali za pierwszym razem czy coś – kiwnęłam głową na znak zrozumienia i wyłączyłam wodę, która zaczęła się gotować.
- I co, zostajesz? Jak chcesz możesz się przespać na kanapie – zalałam herbaty przesuwając jeden kubek w jego stronę – Słodzisz?
- Tak – kiwnął głową – A wracając do kwestii spania, bolą mnie strasznie plecy, wolę coś wygodniejszego – uśmiechnął się. Odeszłam od blatu szukając cukierniczki.
- Przykro mi. Zostaje ci kanapa, albo prysznic, bo wanny nie mam. No ewentualnie podłoga – podniosłam ze stołu pustą cukierniczkę – Musisz mieć cukier?
- Zamieńmy się – zaproponował niewinnym głośnikiem – Ja prześpię się na twoim, ty na kanapie.
- Musisz mieć ten cukier? – znowu zapytałam
- No – odparł przedłużając samogłoskę
- Zbieraj się. Idziemy na zakupy i nie, nie ustąpię ci mojego łóżka.
Zeskoczył z blatu, a w tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. W mieszkaniu zapadła głucha cisza, a my z Aleciem mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Zostań tu, ja sprawdzę – szeptem nakazał na co pokręciłam głową przecząco
- To moje mieszkanie – odszeptałam idąc do drzwi i nasłuchując chwilę. Westchnęłam i otworzyłam drewnianą płytę widząc przed sobą znaną mi sylwetkę sierżanta Tylora.
- Hayley Butler? – odezwał się Taylor. Nie jest ubrany w mundur tak jak i jego kolega. Ma kasztanowe kręcone włosy z miedzianymi przebłyskami, latynoską cerę i krzywy uśmiech „złego” policjanta. Jest atletycznie zbudowany. Ma szerokie barki i wąskie biodra, a cienki materiał kurtki świetnie uwydatnia jego umięśnione ramiona. Jednak zdążyłam go już znienawidzić, żeby spojrzeć na niego wzrokiem zainteresowanej kobiety, ponieważ za bardzo był upierdliwy.
- Po co się pan pyta, skoro doskonale pan wie? – prychnęłam
- Jesteś zatrzymana pod zarzutem porwania Louisa Tomlinsona. Pojedziesz z nami na komisariat – odparł rzeczowym tonem . Zaskoczona mrugam powiekami. „To pomyłka” chciałam powiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk.
- To pomyłka – łagodnym tonem informuję Alec czytając mi w myślach – Musieli się panowie pomylić.
- Wyjaśnimy w takim razię tę pomyłkę na komisariacie. Ubierz się Hayley.
Odwróciłam się twarzą do Alca i wyminęłam go idąc w głąb mieszkania po kurtkę. Zabrałam ją i ubrałam na siebie. Poczułam na swoim ramieniu dłoń Alca, więc obróciłam się w jego stronę. Nachylił się patrząc mi w oczy.
- Mów, że byłaś ze mną – szepcze, tak żebym tylko ja mogła go usłyszeć – Utrzymuj tę wersję, a ja zajmę się resztą – i następnie robi coś co kompletnie zbija mnie z tropu. Pocałował mnie. Mocno i namiętnie wbił się w moje usta, jedną rękę wplatając mi we włosy i obracając tak, że byliśmy bokiem do policjantów. Przytrzymałam się jego ramienia, żeby się nie przewrócić, a on dalej zachęcał mnie swoimi ustami do pocałunku, który po chwili oddałam. Smakował owocami. Po chwili oderwał się ode mnie łapiąc powietrze.
- No to trzymaj się mała – klepnął mnie w tyłek. Spojrzałam na policjantów, którzy chcieli wyglądać profesjonalnie udając, że ich to nie ruszyło, jednak mogłam dostrzec lekki szok na ich twarzach.
Ruszyłam odważnym krokiem i wyszłam z mieszkania w towarzystwie dwóch mężczyzn.
***
-Co chcesz nam powiedzieć?- zapytał znudzony łysiejący mężczyzna
- Przyszedłem w sprawię Hayley Butler. Zatrzymano ją niedawno -powiedział Alec rozsiadając się na krzesełku
-I co w związku z tym?- uniósł krzaczastą brew policjant
-Chciałem poświadczyć, że ma alibi. Była ze mną przez ten czas kiedy to rzekomo porwała tego Tomsona.
-Tomlimsona -poprawił go łysiejący - I przez cały tydzień siedziała z tobą?-zaśmiał się
-No tak -kiwnął głową Alec
-I co niby robiliście? Piekliście babeczki?
-No pan chyba nie jest taki głupi -mrugnął Alec -uprawialiśmy dziki, gorący seks -uśmiechnął się
- Przez tydzień? - policjant dalej nie wyglądał na przekonanego
- Nas nie powstrzymują ograniczenia wiekowe i kondycyjne -spojrzał znacząco na okrągły brzuch policjanta, a później na jego twarz, która zrobiła się purpurowa - Powinien pan przestać jeść tyle pączków. Niech mi pan uwierzy, dziewczyny nie lecą teraz na grubych.
- Dlaczego mam ci wierzyć?!- oburzył się
- A co mam przynieść na dowód zurzyte prezerwatywy? No, trochę tego będzie. Jedną mam w kieszeni, dać?
-Nie! -warknął oburzony mężczyzna -Przekażę twoje słowa detektywowi Tylerowi, ale jeśli kłamiesz i ona jest w to zamieszana ty i dziewczyna będziecie siedzieć -zagroził tłustym palcem
-Okej, ale dajcie nam jedną celę jak by co -znacząco uśmiechnął się czarnowłosy.
*************
Hej kochani :D przepraszam za opóźnienia w dodawaniu, ale ostatnio na prawdę sporo mam na głowię. Następny rozdział postaram sie dodać w terminie czyli w sobotę. A teraz chciałam się odnieść do jednego komentarza koleżanki, iż jeśli ja nie czytam i nie komentuję blogów innych osób, które zostawiają mi linki w komentarzach to mój blog nie będzie komentowany, a przynajmniej ja to tak odebrałam. Otóż droga koleżanko, ja mam bardzo zapchany grafik, szkoła to już duży obowiązek, a ja jeszcze uczęszczam na inne zajęcia. Wracam do domu późno i jedyne o czym myśle to coś zjeść i iść spać. W dni wolne jeśli sobię mogę pozwolić czytam zaległe rozdziały tych fanficów, które czytam już od dawna i nie mam czasu czytać nowych. Sądzę, że piszę to opowiadanie dla tych, którzy chcą to czytać, a nie dla tych, którzy szantażują mnie komentarzami. Pozdrawiam xx
sobota, 10 maja 2014
ROZDZIAŁ 29
Alec siedział zmęczony przy łóżku szpitalnym Hayley. Mimo
nakazu Toma, żeby wracał i nie wystawiał się bandzie Marka, on dalej siedział
na niewygodnym krześle i pilnował dziewczyny. Czuł się winny za to co się
stało, bo gdyby zabrał blondynkę ze sobą Mark by jej nie uprowadził i nie było
by żadnego wypadku. Zastanawiał się tylko dlaczego Mark ją porwał. Kiedy już myślał, że ich zgubił zobaczył
przewrócone auto na drodze. Czuł jak
serce na moment przestało mu bić, kiedy dostrzegł zakrwawione ciało Hayley. Od
razu do niej podbiegł. Odetchnął z ulgą kiedy otworzyła oczy obdarowując go
mętnym spojrzeniem.
Podniósł wzrok, kiedy w sali rozległ się szelest. Pewnie to
znowu ta natrętna pielęgniarka przyszła mnie wywalić stąd pomyślał, ale ku jemu
zaskoczeniu do pomieszczenia wszedł chłopak, z którym Hayley tańczyła na
przyjęciu. Lekko kręcone kasztanowe włosy miał rozwiane po twarzy, policzki
zaczerwienione od zimna, a w oczach błyszczał niepokój i zmartwienie. Na sobie
miał garnitur, a w ręce trzymał małą torebkę dziewczyny.
- Co się stało? – sapnął wchodząc do pomieszczenia wbijając wzrok w nieprzytomną
- Kto cię tu wpuścił? – warknął Alec, lecz brunet zignorował
go podchodząc do łóżka. Rozbieganym wzrokiem lustrował ciało Hayley. Alec już
świetnie wiedział jak wyglądała. Liczne
zadrapania, siniaki i rozcięcia od szkła. Na szczęście nie miała żadnych
poważnych uszkodzeń jak złamań, w porównaniu do Marka, który znajdował się na
innym piętrze. Z tego co wywnioskował z rozmów pielęgniarek, Stuff miał złamaną
rękę i uszkodzoną tętnicę w udzie. Ale ten
gnojek go nie obchodził. Cokolwiek mu się stało należało mu się.
Szatyn spojrzał na złączone dłonie dziewczyny i przybyłego
chłopaka. Brunet podniósł dłoń Hayley do swoich ust i delikatnie ucałował bladą
skórę. Był to bardzo czuły gest. Jakby bał się, że może zadać jej jeszcze
więcej bólu. Hayley opowiedziała Alcowi to
wszystko. Dlaczego się mściła na Marku. Nie rozumiał jej, ale pomagał jak tylko
mógł. Nie chciał sprawiać jej dodatkowych kłopotów. Ale i tak wszystkie te
rzeczy działy się przez obecnego tu Harrego. Czarnowłosy wstał odchrząkując gdy
Styles nie zwrócił na niego uwagi.
-Jeśli się obudzi przekaż jej, żeby zadzwoniła do mnie –
powiedział rzeczowym tonem wychodząc.
***
Świadomość zaczęła do mnie powracać. Słyszałam stłumione dźwięki,
szelesty i równomierne pikanie. Poświata bladego światła przebijała się przez
moje zamknięte powieki informując, że jest dzień. Czułam tępy ból w moim ciele.
Rozpoczynał się od głowy, aż po koniuszki palców u stóp. Bałam się, że jeśli się
poruszę ból nasili się. Z każdym moim
oddechem czułam jak palą mnie płuca, jakbym przebiegła maraton, a teraz całe
moje ciało daje o tym znać. Uchyliłam delikatnie oczy od razu je mrużąc przed
światłem. Zamrugałam parę razy wyostrzając wzrok. Byłam w błękitnym
pomieszczeniu. Ściany i sufit miały
wyblakły kolor. Delikatne promienie słońca wpadały pomiędzy szczeliny żaluzji
oświetlając tkliwie kawałek szarej podłogi i pościel, która byłam przykryta.
Spojrzałam w bok patrząc na aparaturę, do której byłam podłączona. Miarowe
pikanie informowało o tym, że moje serce wciąż bije. Po drugiej stronie na
stoliku znajdowały się czerwone tulipany włożone do szklanki z wodą. Nie miałam
żadnych wątpliwości w to gdzie się znajduję. Spojrzałam na swoje ręce, które
były poharatane i posiniaczone. Usłyszałam szelest i podniosłam wzrok na
wejście do sali. W progu stał Harry. Miał na sobie garnitur, pomięty i z
pewnością nieświeży. Dwa guziki jego białej koszuli były rozpięte ukazując
koniuszki dwóch jaskółek na jego obojczykach. Włosy miał potargane i
niechlujnie ułożone. Miał cienie pod oczami i senny wzrok. W ręce trzymał
jednorazowy kubek z kawą. Zdecydowanie nie wyglądał jak bóg seksu i nie
roznosił dookoła siebie tej aury charakterystycznej tylko dla niego. Wyglądał
jak wrak, jakby pożarł go wielki szczur, pożuł i wypluł zostawiając w obecnym stanie.
Chłopak zrobił parę kroków podchodząc do ramy łóżka.
- Nie śpisz – stwierdził zachrypniętym głosem
- Nie śpię – przytaknęłam powoli. Zmrużył oczy przyglądając
mi się badawczo.
- Pamiętasz co się stało?
- I to świetnie pamiętam – bąknęłam. Wspomnienia porwania i
wypadku pojawiły się w mojej głowie. Mark nie żył. Umarł, le go uratowałam. Czy
kiedy straciłam przytomność znowu musieli go reanimować? Czy jeśli żyje, to uszkodzenia
po wypadku są duże? - Co z Markiem?
- Żyje. Niestety – drugie słowo wypluł z obrzydzeniem na twarzy.
Odsunął małe krzesełko, które było obok łóżka siadając na nim.
- Skąd się tu wziąłeś? Skąd wiesz o wypadku? – to były tylko
nieliczne pytania jakie chciałam mu zadać
- Znalazłem twoją torebkę, a wieść o wypadku szybko się
rozniosła. – wzruszył ramionami upijając łyk taniej kawy z automatu
- I siedzisz tu cały czas? – zdziwiłam się – Gdzie jest
Alec?
- A, on – nieprzyjazny błysk mignął w jego oku – Kazał ci
przekazać, że kiedy się obudzisz masz do niego zadzwonić. – między nami zapała
niezręczna cisza, którą przerwał Styles – Co ty w ogóle robiłaś na tym bankiecie?
- Nie mogę poudawać arystokratki przez jeden wieczór? –
uniosłam się trochę na łokciach poprawiając swoją pozycję
- Nie wyglądało to na czystą chęć jedzenia krewetek i
słuchania smętnych wypowiedzi dyrektorów prezesów i innych mniej ważnych
osobistości – uniósł lewy kącik ust, który mógłby wyglądać jak uśmiech, jednak
w jego przypadku był grymasem. Westchnęłam wiedząc, że nie ukryję przed nim
prawdy.
- Masz rację, nie poszłam tam jeść krewetek. Musiałam coś
zrobić… - przerwałam nie wiedząc na ile mogę sobie pozwolić
- Czyli? – uniósł brew
- Och Harry dlaczego musisz być taki wścibski? – jęknęłam niezadowolona
- Bo zawsze to ja okazuję się twoim kołem ratunkowym.
- I dlatego chcesz znać każdą minutę z mojego życia? –
powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam. Pytanie zawisło w powietrzu
między nami. Oboje wpatrywaliśmy się uparcie w siebie. Niebieskie oczy w zielone.
- Nie jestem psychopatą
- odparł zaciętym tonem.
- To, to ja wiem, ale dla ciebie ta niewiedza będzie
bezpieczniejsza. Jak zwykle wrócisz do swojego różowego świata usłanego zasranymi
różami. – zacisnęłam usta obracając głowę w drugim kierunku dając znać, że
nasza rozmowa skończona.
Hej wam xx Tak,więc zrobiłam sobie przerwę. Nie miałam weny ani czasu, żeby cokolwiek napisać. Miałam testy, bierzmowanie, urodziny, spotkanie rodzinne i teraz sprawdziany. W sumie napisałabym tydzień po tym jak dodałam tamten rozdział, ale po tygodniu czasu było zero komentarzy,co mnie automatycznie zniechęciło. Mój mózg działa na tej zasadzie: są komentarze = są pomysły. To chyba wszystko co chciałabym napisać w tej notce xx Pozdrawiam
sobota, 19 kwietnia 2014
ROZDZIAŁ 28
Kiedy wydostaliśmy się z Alec’iem na zewnątrz, zaczerpnęłam
haust świeżego, jesiennego powietrza. Była już połowa października, a letnie
ciepło odeszło w zapomnienie zostawiając
opadłe kolorowe liście i białą parę wydostającą się z ust kiedy się mówiło.
Mimowolnie zadrżałam, ponieważ żakiet, który miałam trzymałam teraz w dłoni tak
jak i kopertową torebkę. Czarnowłosy puścił moją dłoń i spojrzał na mnie.
- Ubierz to na siebie – powiedział, a w jego oczach ujrzałam
cień troski. Rozejrzał się za kimś kto mógłby przywieźć nasz samochód, lecz
tego chłopaka, który odebrał go od nas kiedy tu przyjechaliśmy nie było.
Zmarszczyłam brwi wyciągając szyję rozglądając się za czerwoną marynarką.
- Niech to szlag – zaklął Alec – Poczekaj tu, a ja pójdę
znaleźć tego gnojka. – burknął szybkim krokiem odchodząc. Westchnęłam
zakładając na ramiona biały materiał otulając się nim. Sięgnęłam do torebki
wyciągając paczkę cienkich papierosów, wydobywając jednego i umieszczając
miedzy ustami zapaliłam go zaciągając się dymem. Dreptałam nogami z zimna
rozglądając się za czarnowłosym chłopakiem, kiedy poczułam za sobą czyjąś obecność. To pewnie ten koleś od parkowania –
pomyślałam.
- Gdzie się pan tyle podziewa? Ludzie tu czeka.. – kolejne
słowa zamarły mi w ustach kiedy obróciłam się i ujrzałam przed sobą Marka.
- Lubisz mnie zaskakiwać co? – odezwałam się znowu
zaciągając papierosem.
- Powiedź prawdę Hayley. Co tu robisz? Nich zgadnę:
wywęszyłaś, że mam się spotkać z tym facetem i czekałaś, aż was o tym
poinformuję, ale ja tego nie zrobiłem, więc postanowiłaś szpiegować mnie.
Zgadłem? – uniósł brew. Jego ton głosu był chłodny, tak jak noc, która nas
otaczała. Zaczęłam się zastanawiać czy wie, że szpieguje go dla Toma i
postanowił jak na razie ukrywać tę wiedzę przede mną, czy się po prostu nie
dowiedział. Miałam cichą nadzieję, że jeszcze się nie dowiedział, a ja będę
mogła uzyskać więcej ciekawych informacji.
- Brawo. – odezwałam się – Domyśliłeś się. Byłam po prostu
ciekawa – wzruszyłam ramionami dopalając papierosa gasząc peta na specjalnej
popielniczce na koszu.
- Zapłacisz mi za to ciekawska suko – warknął, a ja
podniosłam na niego zaskoczony wzrok. W momencie zaczął sapać ze złości i
zaciskając pięści. Dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo zmęczony był. Miał
cienie pod oczami, a kości policzkowe były bardziej widoczne. Złote pasemka
włosów opadały mu na czoło zmierzwione od częstego szarpania ich.
- Mark co się stało? – zapytałam – Co ten facet zrobił? Co
ma, że musisz się z nim dogadać? – kiedy zadawałam te pytania coś błysło w jego
oczach wskazując, że któreś pytanie było trafne. – Co się dzieje?
- Facet zajmuje się handlem żywym towarem. Sukinsyn ma moją
siostrę! – wrzasnął – Ona ma tylko szesnaście lat! – aż cały był czerwony ze
złości – Zdobyłem wszystko co chciał. Miałem WSZYSTKO, a ty go spłoszyłaś. –
wycedził przez zaciśnięte zęby. Dyskretnie rozejrzałam się dookoła zobaczyć czy
przykuliśmy czyjąś uwagę, lecz żadnej żywej duszy nie było w tej części placu.
Po chwili niebo rozerwały błyski fajerwerków, a w oddali było słychać wiwat
tłumu. To wytłumaczyło dlaczego nie było koło nas nikogo. Z powrotem spojrzałam
na Marka.
- Więc widzisz jak czuli się bliscy Louisa kiedy go
porwałeś? – zapytałam wykorzystując moment, kiedy mogę go dobić emocjonalnie
- Porwałem go, bo potrzebowałem kasy, żeby zapłacić temu
skurwielowi. Ale to nie wystarczyło – syknął – On chciał czegoś więcej – nagle
olśnienie wypisało się na jego twarzy i uśmiechnął się bez cienia rozbawienia
czy życzliwości. Nagle na niebie wybuchł największy fajerwerk rozpryskując po
granacie nieba żółte iskierki. Wykorzystując moją nieuwagę Mark mocno złapał
mnie za ramię i szarpnął mną przez co torebka wypadła mi z dłoni. Zaczął
ciągnąć mnie w stronę swojego samochodu, który stał niedaleko.
- Co ty robisz?! – wrzasnęłam próbując mu się wyrwać – Mark!
- Zamknij się! – syknął i uderzył mnie otwartą dłonią w
twarz po czym rozejrzał się czy nikt nie przyszedł mi z odsieczą. Piekący ból
rozszedł się po mojej twarzy, a ja zacisnęłam pięści czując krew w ustach. Znowu próbowałam się mu wyrwać, lecz ten
zatrzymał się i przerzucił mnie sobie przez ramię. Biłam go pięściami w plecy i
próbowałam kopać nogami, ale był silniejszy i niewzruszony na moje protesty.
Otworzył samochód i wręcz rzucił mnie na siedzenie pasażera, przez co uderzyłam
głową o podłokietnik. Zaklęłam podnosząc się do pozycji siedzącej, a blondyn
wepchnął moje nogi do środka zatrzaskując drzwi zamykając je kluczykiem.
Szarpałam klamkę, ale wiedziałam, że to na marne, a on zdążył się już usadowić
na miejscu kierowcy odpalając czarne audi.
- Co ty kurwa wyrabiasz?! – wrzasnęłam kiedy cofał samochód
- Uspokój się. Złość piękności szkodzi – jego twarz była
kamienną maską pozbawioną emocji. Otarłam dłonią obolały policzek. Ruszył
powoli do wyjazdu, a ja zobaczyłam sylwetkę z burzą kruczoczarnych włosów.
Alec. Zaczęłam bić w szybę wrzeszcząc, ale nie słyszał mnie. Grube szyby samochodu Marka uniemożliwiały mu
to. Po chwili jednak obrócił się pewnie przez warkot silnika, a jego wzrok
spoczął na mnie. Krzyczałam dalej bijąc dłońmi w szybę, i widząc wyraz jego
twarzy wnioskowałam, że pewnie domyślił się co się stało. Kiedy samochód
przepędził obok niego, zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak biegiem puszcza się do
samochodu. Oparłam czoło zdyszana o zimną szybę nie odzywając się. Moja suknia była pomięta i rozerwana w paru
miejscach. Stopy bolały mnie od niewygodnych butów. Wyższą klasę i arystokrację
szlag jasny trafił. Włosy uwolniły się z koka i teraz spływały mi na plecy i
ramiona nierówno przez przytrzymujące parę pasem wsuwki. Przymknęłam na chwilę oczy chcąc uspokoić
swój oddech. Musiałam wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji.
- Dlaczego ten facet porwał twoja siostrę? – podniosłam
głowę patrząc na niego. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, tak samo jak palce,
które trzymał na kierownicy.
- Szlajała się tam gdzie nie trzeba – odburknął po chwili
ciszy zmieniając bieg i jeszcze bardziej przyśpieszając.
- Nie wiedziałam, że masz siostrę – przyznałam szczerze –
Ile już ją trzyma?
- Miesiąc.
- Za rozmowny to ty nie jesteś. Czego chciał od ciebie w
zamian za to, że ci ją odda? – przygryzłam wargę
- Pieniądze. Ale dziś zmienił zdanie – wbił we mnie lodowaty
wzrok.
- Na pewno da się coś wymyślić. Powiesz, że jestem twoją wspólniczką i…
- Żadnych osób postronnych. To były jego wymagania! –
warknął, lecz po chwili zaczął się histerycznie śmiać, a ja zobaczyłam, ż
wyjechaliśmy z miasta. Przełknęłam ślinę. Mark nie był przy zdrowych zmysłach.
Zachowywał się jak uciekinier szpitala
psychiatrycznego.
- Pomogę ci odzyskać siostrę. – oświadczyłam , na co jeszcze
głośniej zaczął się śmiać
- O tak pomożesz – żachnął – Wymienię cię na nią.
Zamarłam na jego słowa. Ciekawe czy Alec nas gonił czy byłam
zdana tylko na siebie.
- Mark nie możesz… - odezwałam się zdławionym głosem widząc
cienie przydrożnych drzew kiedy mknął wąską drogą
- Mogę. – odparł szorstko – Jak dobrze, że założyłaś te
ładne łachmany, może akurat cię komuś sprzedadzą.
Dłonie zaczęły mi się trząść kiedy blondyn znowu zaniósł się histerycznym
śmiechem. Działając instynktem samo zachowawczym sięgnęłam do hamulca ręcznego
zaciągając go. Samochodem szarpnęło i zrobiliśmy dryft godny „szybkich i
wściekłych”. Jednak mieliśmy zbyt mało miejsca i samochód uderzył w drzewo z
tej strony, z której siedział Mark. Oszołomiona spojrzałam na niego kiedy
podnosił głowę znad kierownicy, na jego czole widniało czerwone rozcięcie, z
którego sączyła się szkarłatna ciecz.
- Ty dziwko! – wrzasnął w furii, a ja obróciłam się do drzwi
szarpiąc klamkę, jednak kiedy drzwi nie ustąpiły łokciem zaczęłam bić w
szybę. Samochodem znowu szarpnęło i z
impetem wystrzeliło do przodu. Spojrzałam spanikowana na blondyna, ale ten
tylko zaciskał usta. Widząc, że nie mamy
jeszcze dużej prędkości sięgnęłam do kierownicy skręcając nią. Wrzasnęłam kiedy
samochód przewrócił się na drogę z mojej strony i zaczął dachować. Zacisnęłam
mocno oczy czując odłamki szkła latające po kabinie niczym krople deszczu.
Kolejne szarpnięcia, a po chwili już cisza. Otworzyłam powoli oczy czując, że
kręci mi się w głowie. Zamrugałam parę razy widząc dookoła siebie kurtynę moich
blond włosów. Zaczerpnęłam powietrza i skrzywiłam się czując ból w
żebrach. Powoli podniosłam rękę
odgarniając włosy patrząc na Marka. Był
nieprzytomny. Leżał w dziwnej pozycji na dachu samochodu. Nie przypiął się
pasami. Rękę miał nienaturalnie wygiętą, a w udo miał wbity spory kawałek
szkła. Sięgnęłam do odpięcia pasa próbując się wydostać z jego opiekuńczych
objęć. Plastik ani drgnął, więc wyciągnęłam drżącą i pokrwawioną rękę do
schowka przede mną. Otworzyłam go i posypały się z niego różne rzeczy.
Sięgnęłam do góry grzebiąc w stosie pierdoł wyciągając mały scyzoryk. Wysunęłam
ostrze , przecięłam pas i z impetem opadłam. Jęknęłam z bólu i podniosłam głowę
powoli czołgając się przez wybitą szybę. Kiedy znalazłam się na zewnątrz
samochodu opadłam na mokrą trawę ciężko oddychając. Wstrząsały mną spazmy
dreszczy zimna i emocji, ale pomimo tego wstałam i kuśtykając obeszłam
przewrócony samochód i szarpnęłam za klamkę drzwi od strony Marka, które
zaskrzypiały i opadły obok. Byłam zaskoczona, że przy takim stopniu wygięć dało
się je otworzyć. Uklękłam na odłamkach szkła ręką sięgając nieprzytomnego
blondyna i z wielkim trudem wywlekłam go na asfalt. Cała się trzęsąc z urywanym
oddechem uklękłam przy nim nasłuchując czy oddycha. Kiedy nic nie usłyszałam,
ani nie zobaczyłam unoszącej się klatki piersiowej przeszedł mnie zimny
dreszcz. Zabiłam go. Przełknęłam ślinę i odchyliłam mu głowę do tyłu zatykając
nos robiąc dwa wdechy. Następnie złączyłam dłonie i wykonywałam 30 uciśnięć na
mostku. Z koniuszka nosa kapały mi łzy, a obraz jeszcze bardziej się zamazywał. Moja
dolna warga drżała kiedy znowu po dwóch cyklach sztucznego oddychania
nachyliłam się by posłuchać czy odzyskał oddech. Odetchnęłam z ulgą kiedy
zobaczyłam jak jego pierś unosi się i opada. Otarłam ręką łzy i poczułam nagły
spadek siły, więc położyłam się na ziemi. Kontury drzew zaczęły się zamazywać coraz
to bardziej. W oddali usłyszałam warkot silnika i migoczące w czarnej nocy światła. Po chwili
rozległ się trzask drzwi i krzyki. Ktoś ujął mnie w ramiona głaszcząc moją
twarz. Otworzyłam ociężałe powieki widząc nad sobą zrozpaczoną twarz Alca. Jego
niebieskie oczy goniły po mojej twarzy sprawdzając uszkodzenia.
- Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze – powtarzał
jak mantrę mocno mnie trzymając. Pochylił się i schował twarz w moją szyję, a
ja poczułam wilgoć jego łez. Czy tak okropnie wyglądałam, że aż musiał płakać nad
moim losem? Po chwili opamiętał się i wyjął telefon dzwoniąc na pogotowie.
******************
Pis joł kochani! Wesołych świąt na początek! Kolorowych pisanek i takie tam! Nie jestem najlepsza w składaniu życzeń X.X Ale ja to mam święta, leże cały czas chora, przez 10 bałwanów z mojej klasy, którzy oblali mnie wodą w środę. A jeszcze mam egzaminy! Środa, czwartek i piątek... o cholera ja nic nie umiem! To będzie dupa! O niebiosa zlitujcie się nad biedną Kingą, żeby nie musiała iść do zawodówki! LOL, a jeszcze później bierzmowanie nieee no bardziej nam nasrać na jeden termin tego nie mogli lolz Denerwuje sie jak cholera, bo jak nie wyzdrowieje do tej pieprzonej środy to będę zakatarzona z czerwonym nosem siedzieć i bazgrać głupoty. Tak czy siak głupoty napisze xx A więc życzcie mi powodzenia i trzymajcie na mnie kciuki! Pozdrawiam xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)